5 października 2005

Dwoje ludzieńków

Często w duszy mi dzwoni pieśń, wyłkana w żałobie,
O tych dwojgu ludzieńkach, co kochali się w sobie.
Lecz w ogrodzie szept pierwszy miłosnego wyznania
Stał się dla nich przymusem do nagłego rozstania.
Nie widzieli się długo z czyjejś woli i winy,
A czas ciągle upływał - bezpowrotny, jedyny.
A gdy zeszli się, dłonie wyciągając po kwiecie,
Zachorzeli tak bardzo, jak nikt dotąd na świecie!
Pod jaworem - dwa łóżka, pod jaworem - dwa cienie,
Pod jaworem ostatnie, beznadziejne spojrzenie.
I pomarli oboje bez pieszczoty, bez grzechu,
Bez łzy szczęścia na oczach, bez jednego uśmiechu.
Ust ich czerwień zagasła w zimnym śmierci fiolecie,
I pobledli tak bardzo, jak nikt dotąd na świecie!
Chcieli jeszcze się kochać poza własną mogiłą,
Ale miłość umarła, już miłości nie było.
I poklękli spóźnieni u niedoli swej proga,
By się modlić o wszystko, lecz nie było już Boga.
Więc sił resztą dotrwali aż do wiosny, do lata,
By powrócić na ziemię - lecz nie było już świata.

Boleslaw Leśmian

Jeśli nie ma już świata stwórzmy nowy. Nie wiem czy będzie lepszy, czy piękniejszy będzie, ale wiem jedno – będzie. Słowa jak dłonie złóżmy do modlitwy o własnej spokój duszy. Napiszmy nowe algorytmy, nowe drogowskazy postawmy na znanych już rozstajach, narysujmy nowe mapy. Odkrywajmy miejsca - te same lecz inne, te same lecz inaczej, te same lecz nowe. Pozwólmy sobie zapłakać, nad własnym zadumać się żywotem. Wciągnąć w nozdrza zapach leśnej ściółki, napełnić bezmiar morską bryzą, ślepymi oczami dotykać nieboskłonu. Choćby on był codziennością.

Na ramię Uśmiech!
Prezentuj Duszę!
Salutuj Życiu!
Carpe diem!

Brak komentarzy: