3 października 2005

Nurbika_pony na żywo

Kolejna z rzeczy, które zapisałam na swojej liście przeszła do kategorii zrealizowane. Widziałam pokaz pony_play na żywo. Czy było warto? Zdecydowanie tak! Zapewne odbieram to inaczej niż uczestniczka pokazu, ale takie coś robi duże wrażenie. Co prawda widok ten nie działa w żaden sposób jako stymulacja w obszarze seksualnym, ale działa na inne zmysły. Wydaje mi się, że wiem co powoduje chęć oglądania czegoś takiego, co powoduje popularność. Wrażenia estetyczne. Tak naprawdę to dobrze przećwiczony układ jest w stanie zachwycić gracją ruchów, zgraniem partnerów, historią opowiedzianą głównie gestem i choreografią, choć Nurbika zaserwowała nam również zestaw dźwięków (odwołując się do Rejsu były to odgłosy paszczowe). Widowiskowe i ciekawe bez wątpienia. Nie było w tym nic z cyrku, którego się spodziewałam. Raczej należy to traktować w kategorii zbliżonej do oglądania jazdy figurowej na łyżwach czy tańca towarzyskiego. Tak, chyba skojarzenie z tańcem jest najbardziej adekwatne. A, że stroje trochę niestandardowe? No cóż, stroje do tańców latynoamerykańskich też nie nadają się do niczego innego poza tańcem.

Nadal nie potrafię odpowiedzieć sobie na pytanie czy taka forma aktywności powinna być traktowana jako element bdsm. Jest to, wbrew moim przypuszczeniom, niezwykle kobiecy spektakl. Począwszy od zakładania uprzęży a na podawaniu kostki cukru skończywszy. Teatr? Możliwe. Zatem podobnie jak dobrze wyreżyserowana i zagrana sztuka może zachwycić. Pozostaje pytanie na ile ćwiczenia (bo nie ma się co oszukiwać trzeba włożyć sporo pracy żeby uzyskać taki efekt) są przyjemnością dla partnerów. W sumie to takie pony_play mogłoby być traktowane w kategorii fitness albowiem niezłej kondycji potrzeba do tego, żeby pomaszerować sobie z wysoko unoszonymi kolanami i do tego w kopytkach! Kopytka robią niesamowite wrażenie, na pierwszy rzut oka nie sposób w nich zrobić kroku (na drugi zresztą też nie) ale przecież dziesięciocentymetrowe szpilki też nie nadają się do chodzenia (w każdym razie dla mnie). No i oczywiście nie była to wersja dwudziestocztero-godzinno-stajenna. Albowiem apetyczne pony (oblizanie od ucha do ucha za takim ciasteczkiem) poza pokazem siedziało sobie swobodnie rozmawiało i sączyło piwko.

Cieszę się, że mogłam to zobaczyć na żywo bo pokaz wart był obejrzenia. Zresztą jak każda rzecz, której można doświadczyć na własnej skórze pozostawia trwalsze wrażenia. A do głowy przychodzą następne pytania. Czy chciałabym coś takiego zobaczyć jeszcze? Zdecydowanie tak! Czy chciałabym czegoś takiego doświadczyć osobiście i fizycznie? Hmm tu już nie ma tak zdecydowanej aprobaty. Dlaczego? Żeby zasmakować tego ‘cukru’ musiałabym powierzyć siebie drugiej osobie, a nie znam nikogo kogo jest w temacie obeznany i jednocześnie ma moje zaufanie. A jedynie przebranie się za pony mogłoby być tylko pożałowania godną farsą (to co widzieliśmy było wyćwiczone perfekcyjnie).

Nie mniej jednak zachwyciło mnie zaangażowanie Nurbiki widać było, że ma przyjemność z tego, co robi. I co tu mówić wyglądała uroczo z wędzidłem w ustach, z maleńkimi uszkami i blond ogonkiem. A kiedy zbierała wargami cukier z wnętrza dłoni nie sposób było oprzeć się wrażeniu, że pieści tę dłoń ustami i językiem. I jeszcze to oczy wpatrzone w Trzymającego-Wodze – pełne ognia. Więc chyba coś w tym jest…

Brak komentarzy: