21 lipca 2007

Friedrich Wilhelm Nietzsche

"Idąc do kobiety nie zapomnij bicza".

Niezależnie od kontekstu i formy, jaką ów bicz przyjmie, nie wolno o nim zapominać. Niech będzie bicz pieszczotą, niech będzie kąśliwy, niech boli lub niech przyniesie oczyszczenie. Niech będzie słowem lub dotykiem, spojrzeniem albo ciałem. Ale niech będzie. Bez niego on będzie bezbronny, a ona nienasycona.

20 lipca 2007

Urlopowanie

Zaczynam się przyzwyczajać do pustego domu, moi domownicy koczują z namiotem na Suwalszczyźnie. Zazdroszczę im tego wyjazdu, choć z drugiej strony uświadomiłam sobie, że jestem już za stara i za wygodna, żeby spędzać noce pod brezentową płachtą, myć zęby w studziennej wodzie o temperaturze czterech stopni Celsjusza i temu podobne. Suwalszczyzna – bardzo proszę, dzicz – a jakże, ale jednocześnie cztery ściany, dach nad głową i łazienka. A tak w ogóle to chce mi się na urlop. Straszliwie mi się chce. Łapię się na tym, że wychodząc z pracy skreślam w myślach kolejny dzień jako ‘zaliczony’ w drodze do wakacyjnego wyjazdu. A zostało ich jeszcze dwadzieścia cztery. Dam radę. Potem jeszcze tysiąc siedemset kilometrów do przejechania i będzie można się wygrzewać w słoneczku, chlapać w lazurowej wodzie i łyknąć parę atmosfer sprężonego powietrza. Mam taką ochotę na nuranie, że nie wiem co. Jednak brak szybkiego egipskiego tygodnia w pierwszej połowie roku odbija się na mnie ze zdwojoną siłą. Ale nic to, spróbuje coś wykroić na jesieni. Listopad byłby dobrym rozwiązaniem, albo październik. Zobaczymy jak się to wszystko poukłada.

18 lipca 2007

Kolekcjonerskie figurki

Żeby nie było, że klimatyczni ludzie tylko użytkowe gadżety nabywają. Oto dowód, że ktoś myśli także o klimatycznych kolekcjonerach :). A tematycznie do wyboru wszystkie z możliwych kombinacji i FemDom, i MaleDom, bondage, ferysz i pony. Dla każdego coś miłego. Może więc jakaś mała figurka w prezencie dla zapoczątkowania kolekcji?A swoją drogą to o ile ciekawsza byłaby taka właśnie kolekcja niż porcelanowe pastereczki i fajansowe psy, które widuje się na półkach.


























17 lipca 2007

Na dobry początek dnia :)

Może i najgorętszy tego lata, ale i dobry się zapowiada. Tej nocy udało mi się wygospodarować siedem godzin na sen. Na dzień dobry Interklasa powróciła do świata żywych po miesięcznej bytności w netowych zaświatach – dobra nowina. Wczesnym popłudniem zaplanowany lanczyk z dawno niewidzianymi kumpelkami. I jeszcze - jako wisienka na sprawozdaniowym torcie - mała satysfakcja, że towarzystwo kontrolingowo-korporacyjne dało ciała i na moją sugestię musieli zmienić formatki raportów. Mała rzecz a cieszy. Owszem musiałam przestukać liczby do nowej tabelki, ale za to przytarłam nosa tym wszystkowiedzącym bufonom. I to wszystko jeszcze przed dziewiątą!Mam nadzieję, że dobra passa utrzyma się do wieczora…

15 lipca 2007

Pompon w rodzinie Fisiów

Rzadko zachwycam się literaturą dla dzieci, mój podstawowy zarzut to brak dobrej litteratury współczesnej. Ile można wałkować (skądinąd sympatycznego) Plastusia, napisanego tak archaicznym dziś językiem, że konieczne staje się wyłożenie składni języka niemal staropolskiego. Albo Dzieci z Bullerbyn – nudne niesłychanie. A jeżeli nie takie to popadające w drugą skrajność – infantylizm. Chlubny wyjątek to seria przygód Pana Kuleczki, Katastrofy, Pypcia i BzykBzyk, które zdecydowanie polecam. Ale to zbiór krótkich form bardziej felietonowych, a w temacie noweli czy powieści posucha. Z tym większą radością odnotowałam pojawienie się książki Joanny Olech pod tytułem „Pompon w rodzinie Fisiów”. I mój zachwyt jest równie głośny i wyraźny jak śmiech Młodej podczas lektury. Napisana dowcipnym, współczesnym językiem opowieść o przygodach domowego zwierzątka, które jest małym zielonym gadem. Język jest podstawowym atutem książki, bardzo naturalny świetnie odmalowuje zarówno sytuację jak i emocje bohaterów. Sama przyjemność :)

13 lipca 2007

(...) Spłyń na mnie deszczem

Spłyń na mnie deszczem
wypłucz ze mnie strach
zmyj obłudę zakrzepłą jak krew
chcę być czysta - dla Ciebie
Spłyń na mnie deszczem
wypełniona pustą po brzegi czekam
ugaś pragnienie mego serca wysuszonego
chcę być wilgotna - dla Ciebie
Spłyń na mnie deszczem
potrzebuję tego
przez samotność długotrwałą suszę
popękałam cała od środka
jestem jak ziemia
chcę być zielona - dla Ciebie
Ernest Bryll

Niesamowity wiersz, wyznanie namacalnie rzeczywiste. Niby prosta metafora, a jednak… No właśnie, z każdego słowa wyziera erotyka i pożądanie. Kobiecość w najdelikatniejszej i najbardziej prawdziwej z form – w wilgoci. Każda strofa ocieka nią, każda o nią prosi i każda ją daje. Nie na otwartej dłoni wyciągniętej przed siebie, ale rozchylając uda. Wilgoć, którą wyczuwa się po zapachu. Przejmującym, oszałamiającym zapachu, którego nie sposób powtórzyć. Nie ma dwóch identycznych woni. Każda kobieta ma swoją osobistą recepturę i bardziej niż spirala DNA jest ona w stanie rozróżnić osoby. Pierwsze krople kobiecej rosy pachną tak słodko, tak dojmująco. Kiedy dotyka się policzkiem wewnętrznej strony uda zbliżając usta do kielicha rozkoszy, woń jest jej obietnicą. Rozetrzeć sobą tych pierwszych kropel kilka. Zaciągnąć się głęboko, zapisać w komórkach tę piorunującą kwintesencję kobiecości. Pamiętam każdą, z którą zetknęłam wargi. Kilkanaście dni temu jechałam windą z kobietą, której podniecenie wypełniało wnętrze małej metalowej windowej puszki. Gdyby ten budynek miał więcej pięter... Uwielbiam zapach kobiecego pożądania…

Co dalej interklaso?

Od jakiegoś miesiąca pusto jest pod adresem interklasy. Szkoda, bo to dobre miejsce było i miało swoją historię. Owszem, bywały czasem spory i dyskusję o przecinkach, ale ile w nich było ognia, ile pasji. Trochę jak forum, trochę jak pręgierz. Jeśli miało się ochotę i odwagę można było przyjść z własnym tekstem i poddać go ocenie gremium. Były takie osobistości, na których teksty czekałam z zapartym tchem, choć były i takie, które tam nie powinny nigdy trafić. Miejsce, gdzie można było poczuć się przez chwilę autorem przez duże a. I nie wiem, czy komuś przeszkadzało swoim istnieniem, czy może złośliwość rzeczy martwych zabrała te wszystkie litery do krainy wiecznych słów. Nie wiem, ale brakuje mi tego miejsca, nie lubię tracić znajomości, miejsc, społeczności. Nie znam drugiego miejsca, gdzie można ‘testować’ własną prozę w tak rzeczywistych warunkach, gdzie towarzystwa wzajemnej adoracji nie mają prawa bytu, a dobry tekst jest równie mocno nagradzany, jak zły łajany. Mam nadzieję, że to tylko przejściowe problemy techniczne i niebawem będę mogła poczytać moich ulubionych prozaików, tęskno mi za waszymi słowami chłopaki.

12 lipca 2007

Królestwo za konia!

Tym razem nie królestwo, ale wdzięczność (może nie dozgonna, ale naprawdę wielka) i nie za konia, ale za skuteczną ochronę przed wyskakującymi (gorzej niż przysłowiowy Filip z konopi) reklamami. Ile można? Na litość boską, ile można. Jedyne, co osiągną tymi wciskanymi okienkami (poza moją białą gorączką) to to, że zniechęcą mnie skutecznie do każdej marki/ firmy, którą tu zobaczę. „Gratulacje” marketingowe, nie ma to jak chybiona grupa docelowa.

10 lipca 2007

Coś nie halo – czerwona kontrolka!

Historie takie jak Enron wydają się być równie odległe i nieprawdopodobne jak te ze StarWars czy StarTrecka. Czy aby na pewno? Nigdy nie ciągnęło mnie do takich akcji, a jednak dane mi było zobaczyć jak powstaje fikcja. Tak długo, jak kto inny był jej matką i ojcem mogłam tego ‘nie zauważać’. Ale kiedy słyszę, że mam stworzyć coś z niczego i jeszcze ubrać to w liczby tak, żeby wyglądało prawdziwie to coś mi się ciśnie na usta. Owszem, uważam, że trzeba grać na kwestiach, które nie są jednoznaczne. Jestem za falandyzacją tak długo, jak długo nie pozostaje ona w sprzeczności z prawem. Potrafię naginać rzeczywistość, ale wiem, kiedy przestać. A TO mi się nie spodobało w żadnej mierze. Co tu dużo mówić, zaczynam podejrzewać, że wiem z czego wynikał konflikt zarządu z moim poprzednikiem. Najwidoczniej powiedział nie. Wygląda na to, że muszę parę rzeczy przemyśleć i kilka sądów zweryfikować. Wielka szkoda, bo organizacja wydawał się być wielce przyjaznym miejscem do życia. Ale po raz kolejny sprawdza się powiedzenie, że nic nie jest tym, na co wygląda. Nie dać się zwariować. Teraz tylko wypchnąć raporty (w tym prognozę przez DUŻE PE!) i wziąć kurs na urlop. A potem się zobaczy. Jedno jest pewne –zazgrzytały trybiki i nie będzie już tak, jak wcześniej.

9 lipca 2007

Na uczelni bez zmian :)

Pozycjonowanie i funkcjonalność zaczynają mnie wciągać bardziej niż sądziłam. SEM i SEO to kolejna fajna dziedzina zawodowa. Może by tak zmienić profesję? Nie wiem, chyba jednak lepiej już być dziwnym dyrfinem robiącym specjalizację z badań użyteczności i bawiącym się sprzętem do eyetracking. Kurcze, tyle jest jeszcze ciekawych rzeczy w życiu, z którymi się nie zetknęłam. A apetyt rośnie, z każdą nową dziedziną, która poznaję rewelacyjna. Żądza wiedzy przybiera na sile. Opcja ze studiowaniem czegoś dla samej przyjemność zgłębiania danej dziedziny jest rewelacyjna, zwłaszcza jeżeli wiadomo, że już za dwa czy trzy miechy trzeba będzie zakasać rękawy i postudiować coś nie coś czysto zawodowo. Interesownie znaczy – żeby osiągnąć cel. Ale z drugiej strony potem można będzie wrzucić na wokandę coś dla przyjemności własnej. Może… doktorat? Pożyjemy – zobaczymy. Gdyby nie przymus ekonomiczny świadczenia pracy najemnej to chyba mogłabym ‘zamieszkać’ na uczelni. To mi się nigdy nie nudzi. Owszem, bywam zmęczona, ale nigdy znudzona. W sumie mogłabym studiować wiecznie. Coś w tym jest. Zawsze jak coś dobiega końca mówię sobie dość, wystarczy. Czas powysypiać się w weekendy zamiast lecieć do szkoły. Ale mija pół roku i zaczyna mi tego brakować. Jak powietrza. I zaczynam szukać, choć w tym konkretnym przypadku studia same mnie znalazły. Nie mogę się doczekać urlopu. Potrzebuję naładować baterie bo będzie mi potrzebne duuużo energii przez najbliższy rok czy półtora. Uwielbiam mieć plan, po prostu uwielbiam.

AAAby ksiązkę pożyczyć... 2

Obiecuję, że NIE BĘDĘ jej czytać w wannie tylko w łóżku. Włos jej zgłowy nie spadnie ani stronica z grzbietu nie wyleci. Serio, serio.

AAAby ksiązkę pożyczyć...

Taką mam potrzebę właśnie na jakiś miesiąc pożyczyć książkę pt. "Optymalizacja funkcjonalności serwisów internetowych" autorstwa Jakob Nielsen, Hoa Loranger. Obiecać mogę, że nie wyczytam wszystkiego i zwrócę (w całości!).

Dominique Regnier - "Zimna jak głaz" ??!!

W końcu po miesiącach poszukiwań dotarłam do rzeźbiarza i jakież było moje zdziwienie, kiedy się okazało, że nie tylko w drewnie wyczarowuje on swoje cudeńka, ale i w kamieniu. I jak tu traktować poważnie powiedzenie ‘zimna jak głaz’. No przecież te kawałki marmuru, piaskowca, alabastru i granitu aż kipią z żaru. To niemal cud, że jeszcze nie przekształciły się w stan płynny. I znowu koronkowe detale oddane z zegarmistrzowską precyzją. Aż chce się pogłaskać.Notki biograficznej nie będzie jako, że nie władam językiem rzeźbiarza, a jedyna znana mi francuskojęzyczna osóbka jest zajęta. A niech tam, dotychczas był anonimowy dziś ma twarz i całkiem niezły dorobek, które kilka sztuk tutaj, a reszta na stronie













8 lipca 2007

To do 2007/2008

Zazwyczaj takie list pobożnych życzeń powstają w okolicy noworocznej. A u mnie tym razem w środku roku. Przede wszystkim dlatego, że nie robię tego ani z przyzwyczajenia, ani dla świętego spokoju, ani z żadnego innego równie nierealnego powodu. Nie są to postanowienia noworoczne tylko lista rzeczy do wykonania. Po prostu. A żeby dobrze sprecyzować zadania należy najpierw jasno określić cele. Jasno i zgodnie z metodologią SMART (co tu dużo gadać – kwintesencja celowości). A trochę jakby zrobiło się pustawo w celach długoterminowych bo większość zrealizowana, albo przeszła do kategorii krótkookresowych. A wyznaczanie czegoś na siłę, bez konkretnego ‘biznesplanu’ to sztuka dla sztuki. Więc chciał, nie chciał trzeba było zakasać rękawy, poanalizować, pododawać dwa do dwóch i wyciągnąć w nioski. A na koniec dnia wyszła z tego bardzo długa i konkretna ścieżka na parę lat. Nałożone priorytety i już widać związki przyczynowo-skutkowe, które zaistnieją. Jak ja lubię mieć wszystko zaplanowane. Naprawdę lubię, kiedy wiadomo co powinno być za którym zakrętem. Powinno, bo przecież nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem, ale zawsze jest czas i miejsce, żeby plan zaktualizować albo skorygować. A bez planu nie wiadomo czy idzie dobrze czy może idzie już źle. Odmaszerować, do wykonania zadań przystąp!

Gerard de Villers "Zamek", "Irlandzki wicehrabia"

W dwóch słowach: NIE CZYTAĆ!!! gniot co się zowie! Wzięłam się za lekturę mając na uwadze taką oto recenzję „znakomicie napisany cykl (...) rozkoszne młodziutkie kurwiątko z arystokratycznej , austriackiej rodziny hasa sobie na erotycznych szlakach, sporo odniesień do bdsm”Tiiaaa, tych odniesień do bdsm to się naliczyłam trzech (słownie) i ograniczyły się do opisania (pobieżnego!) czegoś na kształt chłosty. Biorąc pod uwagę fakt, że wpomniane rozkoszne młodziutkie kurwiątko ma na początku książki lat dziesięć (sic!) i faktycznie przechodzi przyspieszoną edukację seksualną, żeby w czternaste urodziny dostać swój pierwszy raz (nie liczę pasywnego i aktywnego oralu bo to miała miejsce wcześniej) to raczej trudno się zachwycać historyjką. No chyba, że ktoś ma ciągoty do wyjątkowo młodych panienek, ale na coś takiego to jest stosowny paragraf. Osobiście czuję co najmniej niesmak, a miejscami obrzydzenie. W drugiej części miały być te… jak im tam - odniesienia do bdsm. Bohaterka ma już wówczas lat osiemnaście i puszcza się gdzie popadnie i z kim popadnie. Raz nawet dostaje raz (znaczy sztuk jeden) batem no i ze dwa czy trzy razy podgląda przez weneckie lustro inną niby chłostę. Wot i całe bdsm. Ani ciekawe, ani podniecające. Strata czasu. Doczytałam do końca dla spokojności sumienia, że nie wydaję opinii na podstawie paru stron. Jedyne, co dobre, że napisane ładnym językiem.

7 lipca 2007

Różności życiowe

Słomiana wdowa jestem od dziś i to na dodatek we własnych czterech ścianach. Pusto tak jakoś i dziwnie cicho. Nawet telewizor włączyłam, żeby ktoś gadał na dole. Owszem w pierwszej chwili taka cisza to nawet miła była, ale po paru godzinach już nie całkiem. W związku z tym ślęczę nad pracą dyplomową i nie wyłażę z łóżka. No dobra ślęczę to za dużo powiedziane, bo wbrew pozorom sprawia mi to sporą frajdę. Bo i temat ciekawy, i zupełnie niezwiązany z pracą zawodową, i tropienie niuansów wciąga. W zasadzie to można powiedzieć, że mam już wszystko, czego mi trzeba więc teraz tylko poukładać w odpowiednie kawałki i hejka. Gdyby nie ten przerąbany lipiec to pewnie przed urlopem bym skończyła, a tak nie wiem ile dam radę nocami naskrobać. Tak czy owak jestem dobrej myśli. Co prawda skręca mnie, żeby połazić po mokrej plaży i poskakać nad jęzorami fal, ale nie tym razem. I to puste łóżko jakoś mnie tak nie nastraja za bardzo do spania. Chyba jeszcze postukam w związku z tym. Muszę jeszcze porządkować pliku na dysku bo czeka mnie przesiadka na nowego lapsa więc przygotować wszystko trzeba, poukładać, żeby nie wcięło przy przenosinach (jak to miewa w zwyczaju). Cholera jeszcze nigdy migracja z kompa na kompa nie zakończyła się pełnym sukcesem, zawsze coś tracę, najczęściej w poczcie. No ale, nie pierwszy nie ostatni raz – dam radę.

1 lipca 2007

Done!

Udało się. Całkiem przyzwoity weekend. MSRy i Prawo podatkowe ładnie zaliczone. Gratuluję sobie. Do tego odrobina sexu po piątkowym apogeum żądzy i kolejne przygody Shreka. Tak - całkiem udany to weekend. Jeszcze dwa i bedzie mozna pojechać na wakacje :).

Prośba

Zrób coś, abym rozebrać się mogła jeszcze bardziej
Ostatni listek wstydu już dawno odrzuciłam
I najcieńsze wspomnienie sukienki także zmyłam
I choć kogoś nagiego bardziej ode mnie nagiej
Na pewno mieć nie mogłeś, zrób coś, bym uwierzyła
Zrób coś, abym otworzyć się mogła jeszcze bardziej
Już w ostatni por skóry tak dawno mi wyniknąłeś
Że nie wierzę, by mógł być ktoś bardziej otwarty
Dla Ciebie niż ja jestem, zrób coś, otwórz mnie, rozbierz.
Rafał Wojaczek

Świat się kończy – ja i Wojaczek! To by się dopiero moje towarzystwo od wierszy turlało po podłodze. Wojaczek – ten typ pełen odrażającej metafory, ten składacz obelżywych wersetów na mojej półce z ulubionymi. No dobra – nie w całości, a jedynie z jednym wiersze, ale zawsze. Obrazowo plastyczna historia opowiedziana w kilku linijkach. Determinacja i uniesienie. Podoba mi się. A dokładniej spodobał mi się piątkowej nocy. Możliwe, że nie byłam wówczas sobą (bo byłam w stanie wskazującym na owulację) ale skoro już dostał przepustkę do sztambucha to niech w nim zostanie. Kto wie, może kiedyś będę zachodzić w głowę jak to możliwe, ale dziś ten przepis na erotyk a’la Wojaczek na wszelki wypadek zapiszę. Bo pamięć jest dobra, ale krótka.

==========
Bornagainst 2007-07-02 05:42:52 89.78.201.121
Ten Wojaczek jest dla mnie mieszkanką wybuchową - reakcje których nie byłem w stanie przewidzieć. Doza sentymentu.