7 lipca 2007

Różności życiowe

Słomiana wdowa jestem od dziś i to na dodatek we własnych czterech ścianach. Pusto tak jakoś i dziwnie cicho. Nawet telewizor włączyłam, żeby ktoś gadał na dole. Owszem w pierwszej chwili taka cisza to nawet miła była, ale po paru godzinach już nie całkiem. W związku z tym ślęczę nad pracą dyplomową i nie wyłażę z łóżka. No dobra ślęczę to za dużo powiedziane, bo wbrew pozorom sprawia mi to sporą frajdę. Bo i temat ciekawy, i zupełnie niezwiązany z pracą zawodową, i tropienie niuansów wciąga. W zasadzie to można powiedzieć, że mam już wszystko, czego mi trzeba więc teraz tylko poukładać w odpowiednie kawałki i hejka. Gdyby nie ten przerąbany lipiec to pewnie przed urlopem bym skończyła, a tak nie wiem ile dam radę nocami naskrobać. Tak czy owak jestem dobrej myśli. Co prawda skręca mnie, żeby połazić po mokrej plaży i poskakać nad jęzorami fal, ale nie tym razem. I to puste łóżko jakoś mnie tak nie nastraja za bardzo do spania. Chyba jeszcze postukam w związku z tym. Muszę jeszcze porządkować pliku na dysku bo czeka mnie przesiadka na nowego lapsa więc przygotować wszystko trzeba, poukładać, żeby nie wcięło przy przenosinach (jak to miewa w zwyczaju). Cholera jeszcze nigdy migracja z kompa na kompa nie zakończyła się pełnym sukcesem, zawsze coś tracę, najczęściej w poczcie. No ale, nie pierwszy nie ostatni raz – dam radę.

Brak komentarzy: