10 kwietnia 2007

Animadea (by Aeshtir)

Czytałam dziś słowa o muzyce. Słowa inne nieco od tych, które zazwyczaj z pod tych palców wychodzą. Słowa, które wprost w mięśnie i nerwy trafiają omijając oko i ucho. To jakby poczuć muzykę, bo o muzyce słowa traktowały. To czuć wrzynające się w opuszki palców cięciwy strun. To muskać idealne kształty lakierowanego drewna kryjącego w sobie brzmienie. To widzieć pasję i determinację w oczach i palcach. To płynąć na grzbiecie nieujarzmionego dźwięku, kołysać się tym, co cicho szepce. To poczuć na nabrzmiałych wilgotnych wargach pociągnięcie smyczka, wpuścić w głąb siebie tak deprymująco nie pasujący posmak kalafonii. To poczuć podniecenie narastające z każdym wyższym dźwiękiem. To wspinać się po nutach jak po stromych schodach. Dotrzeć na szczyt i zamrzeć w oczekiwaniu na spełnienie. Przez myśl przelatują obrazy i dźwięki. Purpurowe skrzypce Francisa Girarda i spływające krople uniesienia, dzięki którym barwa drewna i barwa dźwięku nabierają nowego wymiaru. Tam zbrodnia z miłości tu miłość ostrzem ujawniona. Fascynujące – tamten obraz i to słowo, oba unoszące się na obłoku muzyki.Czasami, bardzo, bardzo rzadko pozwalam sobie na to, żeby poczuć jak rezonuje moje ciało. Zazwyczaj są to potężne uderzenia kotłów, mocne klawiszowe tchnienia. To, czego zapragnęłam teraz to poczuć skrzypce. Fizycznie poczuć, zanurzyć się w dźwiękach, czuć na skórze ostrze smyczka balansujące na granicy życia i rozkoszy. Eskalację rozkoszy wywołaną brzmieniem, orgazm będący bezpośrednim rezonansem ciała, przez które przenikają dźwięki. Coś pięknego – orgazm wygrywany na skrzypcach i odczuwany w mózgu. Oddać siebie, swoje ciało i duszę w ręce wirtuoza – dyrygenta rozkoszy. Prostą drogą do obłędu, na krawędź świadomości, z której jedynie ból może zmusić do powrotu. Orgia dźwięków zakończona destrukcją, złamaniem instrumentu rozkoszy – smyczka, skrzypiec, ciała… Najdoskonalsza z figur – koło zamykające w sobie nieskończoność – dźwięk, rozkosz, ból, i dźwięk...

Brak komentarzy: