11 marca 2011

Pisanie na żądanie

Przymus i termin są mordercami weny. Zobowiązałam się zrecenzować książkę, dostałam z wydawnictwa egzemplarz i rozpoczęłam lekturę. Niestety wolny duch weny poszedł spać i nie zamierza unosić się nad moją głową. Książka źle się czytała, z przerwami na inne lektury. Ale najgorsze jest to, że nie mogę się zebrać, żeby popełnić recenzję. To gorsze niż szkolne wypracowanie – pisanie na zamówienie a nie z wewnętrznej potrzeby. Składanie myśli pod dyktando cudzych oczekiwań jest mi obce. Zaczekam aż panna wena da znać o sobie i poskładam literki tak jak mi w duszy zagra. I dopiero wtedy, kiedy to nastąpi.

9 marca 2011

Napuszanie surowo wzbronione

Zazwyczaj wisi w powietrzu niemy zakaz konsumowania cudzych drugich połówek. I zazwyczaj jest to ogólnie przyjętą normą. Ale 'zazwyczaj' to takie miejsce w czasie i przestrzeni, które często jest mi nie po drodze. I właśnie tamtego wieczora przed skrętem na 'zazwyczaj' był objazd. A nawet więcej – niemal obowiązujący kierunek jazdy na 'doit'. O nie! Nic z tych rzeczy. Takiej zmiany organizacji ruchu nie było w mojej rozpisce.

Z jednej strony jest we mnie przekora, wewnętrzny nakaz do postępowania wbrew oczekiwaniom osób trzecich. Z drugiej strony konsekwencja, która pozwala mi zrealizować zamierzone (przeze mnie!) przedsięwzięcia.

Cudowny sensorycznie wieczór był celem. I orgia opuszków. I poczęstowanie kogoś drugą stroną lustra. I spełniło się co do milimetra. I jestem usatysfakcjonowana po czubki uszu.

Czy mogłam więcej dać? Zapewne tak. Czy mogłam więcej wziąć? Niewątpliwie tak. Czy chciałam wziąć i dać więcej? Możliwe. Czy zrobiłam to? Nie. Czy żałuję, że nie poszłam dwa kroki dalej? Nie. Było idealnie. Perfekcja to taki stan umysłu kiedy poziom satysfakcji z doznań jest maksymalny ale jednocześnie pozostaje niedosyt. Niezaspokojony apetyt, który będzie siłą napędową wewnętrznego projektora pozwalającego na odtwarzanie wspomnienia, jego dopieszczanie i rozwijanie w kolejny ekscytujący scenariusz.

Wewnętrzny metronom nadaje tempo ruchom dłoni i ust. Nic poza interakcją 'tu i teraz' nie ma władzy nad nim i nie zaburzy jego rytmu. A z całą pewnością nie oczekiwanie osób trzecich. Jeżeli pod sanktuarium kobiecych relacji podkradają się wścibskie oczy i umysły nic im po tym, niczego nie zobaczą, na nic nie wpłyną. Kobiece relacje mają w moim umyśle 'bus pasy' na które męskim użytkownikom ruchu wstęp wzbroniony. Bez względu na to jak bardzo im się spieszy. Nie mogą także kupić u kierowcy biletu dla swoich wybranek. Tu nie ma przystanków na żądanie.


1 marca 2011

Nowa jakość

Kiedy tak siedzieliśmy nocą aż po świt w cieple kominka, przytulnym wnętrzu, z dobrym alkoholem wielce perwersyjnymi rozmowami i działaniami utwierdziłam się w przekonaniu, że może być inaczej. Że przecież są ludzie, którzy podobnie jak my zamiast mniej lub bardziej zimnych a czasami obskurnych miejsc woleliby spędzać czas klimatycznie we wnętrzach o zupełnie innym charakterze. A kolacja – w pełnym tego słowa znaczeniu – może upływać przy stole zastawionym nie tylko potrawami gdzie blask ognia łagodzi obyczaje i dodatkowo podgrzewa atmosferę. Zdjęcia w takiej scenerii zrobione także mają inny wymiar – estetyczny i sentymentalny.

Ale ludzie musieliby nieco zmienić swoje nastawienie do charakteru takiej imprezy. Tandetne kabaretki i image ala tirówka królujące od jakiegoś czasu na imprezach z przyrostkiem bądź przedrostkiem "fetish" w nazwie należałoby zamienić na wieczorową suknię a panów odziać w smoking lub choćby garnitur. Peleryna i wenecka maska jakże miłym są dopełnieniem klimatu. Koszty takiego lokalu znacząco podwyższają koszty uczestnictwa, ale jakość ma swoją cenę. I jeszcze jeden ważny aspekt – brak przypadkowych gości bo poza zaproszonym przez organizatorów wstęp mają wyłącznie osoby rekomendowane przez nich. To zupełnie inny wymiar klimatu i perwersji. I to jest właśnie ten kierunek, któremu będę kibicować, i który chcę kultywować.