31 lipca 2015

Wystrzałowa niespodzianka



Oddaję się lekturze, zachwycam opisami tańca , relacjami uczestników i generalnie rozwojem fabuły aż tu nagle spada na głowę jak cegła w drewnianym kościele takie fragment:


„Broń leżała w ręce tak, jakby została wykonana na miarę: lufa była smukła niczym ciało kobiety, a spust błagał, żeby go dotknąć, przytrzymać, popieścić…”


a kilka stron dalej kolejny:


„(…) kiedy indziej Chey przyciskał pistolet do mojego czoła, a niekiedy broń była wewnątrz mnie – zimny sieg sauer wypełniał mnie do granic możliwości i powodował powtarzający, ale również nieziemski orgazm”.


Niewiele tego, ale pierwsza przyzwoita wzmianka o wykorzystaniu pistoletu w moim stylu. Wiedziałam. Zawsze wiedziałam, że ktoś musiał zrobić użytek z tak podniecającego przedmiotu. Recenzja książki po przeczytaniu całości, ale może ktoś zgadnie z czego pochodzą te dwa fragmenty.

29 lipca 2015

Wisława Szymborska



"Żyjemy dłużej
ale mniej dokładnie
i krótkimi zdaniami"

Zaprawdę celne to spostrzeżenie i bolesne nad wyraz. Przepływamy w pośpiechu przez kolejne porty życiowe, nie pochylając się zbytnio nad tym co widzimy. Jednako przechodzimy do porządku dziennego nad sprawami wielkimi i małymi. I umykają szczegóły - niejednokrotnie najpiękniejsze i najpikantniejsze.

A ja tak nie chcę! Nie chcę zadawalać się pobieżnym rzutem oka, chce wiwisekcji, chcę dogłębności i kwintesencji. Nie wystarczy mi wiedzieć, że ruchem języka przyprawiam kochankę o drżenie. Chcę poznać dokładnie każdy jej ruch, każde napięcie mięśni, każdy grymas twarzy, zaciśnięcie dłoni czy choć skurcz małego palca lewej stopy. Potrzebuje wiedzieć jak grać na takim instrumencie ciała, kiedy zagrać pauzą, kiedy wargami czy językiem ledwo widzialne piano powołać do życia a kiedy zębami wykrzyczeć crescendo.

Czas i tak upłynie czy tego chcę czy nie. Więc niech patrzę jak dobrze znane dłonie po raz setny rozkładają pistolet na części. Niech usta wypowiadając słowa prowadzą moje pożądanie na szafot. Niech umiera i rodzi się na nowo. Wciąż. Nieustannie. 

Na przekór pędowi codzienności będę nadal żyć pełnymi zdaniami, wielokrotnie złożonymi, pełnymi nieskrępowanych figur nie tylko retorycznych :)




27 lipca 2015

Sześć wyznań



ty będziesz wiatrem ciepłym jak pieśń
na moich wargach

i będziesz ptakiem co wije dzień
z rosy poranka

ty będziesz ogniem co płonie wciąż
nagi jak dotyk

i staniesz się jawą i snem
mojej tęsknoty

ty będziesz piaskiem co liczy czas
obu stron życia

i będziesz wszystkim co znaleźć chcę
w jednym zachwycie

Włodzimierz Dulemba

Delikatne, drobne słowa, zwykłe-niezwyczajne. Frazy dziwne, intymne, osobiste. O nagim dotyku ognia i odliczaniu dni życia i śmierci piaskiem. Linijki oszczędne w słowa, niemal ascetyczne ale jakże plastyczne zarazem. Stymulujące wyobraźnię to zbudowania choćby gniazda z rosy

26 lipca 2015

Osiemdziesiąt dni czerwonych

Poprzednia część cyklu: Osiemdziesiąt dni niebieskich



 
Autor:    Vina Jackson




Jeśli do trzech razy sztuka to jest trzy zero dla autorskiej pary. Kolejny zwrot w miejscu akcji – powrót z Nowego Jorku do Londynu z tym tylko zastrzeżeniem, że przez Paryż, Berlin i Barcelonę. Rozstanie głównej bohaterki z dyrygentem kończy waniliowy związek. Ciekawie rozbudowany epizod skrzypiec, które w tej części nie dość, że mają długa i burzliwą historię to jeszcze mają imię. Stają się bardziej wyjątkowe niż historia pierwotna opisana w powieści. Romans skrzypaczki klasycznej z muzyką rockową, z całym dobrodziejstwem inwentarza takiego połączenia – od delikatnego skandalu, przez związek ze znanym muzykiem, nagą sesję zdjęciową aż po kradzież skrzypiec obarczonych klątwą.

Najważniejsza jednak, z klimatycznego punktu widzenia, jest reaktywacją relacji Dominika i Summer. Tylko ktoś, kto potrafi odczuć na własnej skórze dwuletnią abstynencję, którą skrzypaczka zafundowała swojej uległości sypiając z niedominującym mężczyzną zrozumie pasję i determinację ponownego zanurzenia się w te doznania. Trema. Strach. I przemożna chęć powrotu do odmiennych stanów świadomości.

Nieświadomie para głównych bohaterów staje się także przedmiotem działań wojerysty. Zdecydowanie jednak najpiękniejszym i najbardziej erotycznym fragmentem tego tomu jest opis tańca białoruskiej tancerki Luby – najpierw solowego a następnie tanga z partnerem. Nie przytoczę ani linijki opisu, powiem tylko, że dla tego jednego fragmentu warto sięgnąć po książkę. Absolutne mistrzostwo!

Kolejna część cyklu: Osiemdziesiąt dni bursztynowych

24 lipca 2015

Upiorny nieurlop

Do dupy z takim urlopem. Do dupy po stokroć. Ani to wypoczynek, ani atrakcje, ani nurkowanie. Eksploduję. Jeszcze dzień, dwa i eksploduję. Najgłupszy z pomysłów na jakie się zgodziłam. To chore, zaczynam liczyć dni do powrotu. Jutro z samego rana zabieram dupę w troki i jadę na łódź. I prawdę powiedziawszy mam serdecznie w poważaniu co na to reszta. Nie zniosę dłużej ani jednego dnia marazmu, rozwleczonego do trzynastej wstawania i kiszenia się we wspólnym sosie. Nie zniosę wrzasku dzieci w sąsiednim mieszkaniu. Nie zniosę ciągłego gapienia się w kolejny odcinek serialu i braku przestrzeni choćby na lekturę. Szlag mnie trafi jak tak dalej pójdzie. I odpocząć to będę mogła chyba dopiero wtedy, kiedy wrócę ponownie nad Adriatyk. Odpocząć pomimo, że wówczas będę bardzo zajęta i fizycznie przeczołgana jak jeszcze nigdy w życiu. Ale to dopiero... we wrześniu.


22 lipca 2015

Kobiecość według Ignatenko



Białorusin urodzony w 1975 roku, w wieku jedenastu lat przyjęty do szkoły artystycznej. Zanim w 1990 roku  Sergey Ignatenko ukończył tę szkołę miał już na koncie kilka lokalnych i ogólnokrajowych wystaw. Ukończył Gomel – artystyczną szkołę średnią w klasie malarstwa w 1995 oraz Białoruską Akademię Sztuk Pięknych w 2002. Po obronie pracy dyplomowej powrócił do Gomel tym razem w roli wykładowcy. 

Niezwykle płodny artysta, przedmiotem jego prac są pejzaże i ludzie, ale również postacie ze świata fantasy. Mnie zainteresowało kilka jego prac, na których uwiecznił kobiety. Nie są to ani typowe akty, ani typowe portrety. To kobiety wyczarowane pociągnięciami pędzla czasami bardzo precyzyjnymi, innym razem nieco rozchwianymi, nieostrymi.

Pierwsze dwa obrazy mają wspólny temat może nie tyle przewodni, co temat zdobniczy. W obu kobiece postacie są oplecione przezroczystymi wstążkami materiału. Szarfy, przepaski, szale – nie wiadomo czy bardziej osłaniają czy podkreślają kształty ciała. Czasami przyjmują rolę iście bieliźnianą – wcielając się w koronkowe niby zwieńczenie nieistniejących pończoch i brzeg wyimaginowanego biustonosza. Innym razem stanowić chcą zasłonę na oczach modelki.



Kolejne dwa obrazy to symfonia drgania. Być może uchwycone drżenie ciała po rozkoszy a może waśnie stan przeciwny – oczekiwanie. Obie panie ubrane ale ponętne ich pozy eksponują kobiecość delikatną, z odrobina pikanterii. Obie sugestywnie układają dłonie – w geście zapraszająco-przyzwalającym. Detale – fragmenty rozpiętego biustonosza, suknia stapiająca się z obiciem kanapy dając wrażenie nagości czy kontrastujące z nią zabudowane i starannie zapięte buty dopełniają kompozycję.



I wreszcie kobieta w czerni. Ale w tym wydaniu czerń nie jest kolorem smutku, wręcz przeciwnie – jest zbiorem różnych jej odcieni. I ubiera ciało, które wprost emanuje spokojem, odprężeniem, porozkoszowym odpoczynkiem. Dłoń jeszcze wciąż pomiędzy udami, choć wtopiona w linię brzucha, Znieruchomiała ale nie tracąca kontaktu z miejscem, które dopiero co pieściła. Ugięte kolana, zamknięte powieki, pierś skryta za połą satynowego peniuaru. Spokój krajobrazu po bitwie, ale bitwie o przyjemność tym razem.