31 grudnia 2010

Wojna polsko-dresscodowa

Na kolejnym forum nieśmiertelna dyskusja o tym czym jest dresscode i po co to komu. Na świecie impreza w klimacie fetish jest klasyfikowana jednoznacznie i nikt nie toczy bojów o temat stroju. Dlaczego? Ano dlatego, że ludzie wola się pobawić niż bić pianę, z której i tak omletu nie będzie. Rozumiem tych, którzy maja pytania (bo np. nie byli na takiej imprezie). Ale nie rozumiem kontestatorów. To trochę tak jakby zadawali pytanie dlaczego mamy w kraju ruch prawostronny, i dodawali gdyby był lewostronny to zrobiłbym/ zrobiłabym prawo jazdy i jeździłbym/ jeździłabym samochodem. Nie ma opcji od chcenia jednego czy drugiej taka zmiana nie nastąpi. Tak samo jest w przypadku imprez dresscodowych – nie ma głosić "prawdy objawionej" o niepotrzebności dresscodu licząc na to, że w miarę mówienia o tym zaniknie jako wymóg wejścia. Dla oglądaczy są strony klimatycznego porno w Internecie – można oglądac do woli nie tylko nie ubierając się specjalnie do wyjścia ale wręcz siedząc na golasa przed komputerem. Wolna droga – sam ustala sobie taki oglądacz "dresscode" ale jeżeli chce uczestniczyć to sorry ale warunek brzegowy spełnić należy.

Święte oburzenie z ust BDSMowców – ja nie mam fetyszu. I w porządku, nie musisz mieć. Ale wówczas po co chcesz iść na taka imprezę? No po co? Po to żeby pokazać, że masz uległą na końcu smyczy? No wybaczcie ale akurat w takim miejscu to ani nikogo nie zdziwi ani nie zaszokuje. Nie jedna uległa czy uległy na smyczy przyjdzie.

Nie wolno stawiać znaku równości między BDSM a zjawiskiem fetish. To drugie jest dużo szersze i pojemniejsze. Owszem miewają części wspólne ale mogą funkcjonować oddzielnie. Mogą być komplementarne ale ni jak nie będą substytutami. Większość dyskusji nie miała by miejsca gdyby każdy przed rozpoczęciem stukania w klawiaturę zadał sobie jedno pytanie: w jakim celu chciałbym pójść na fetyszową imprezę? Jeśli jedyna odpowiedzią jest zobaczyć co się tam dzieje to odpowiedź jest jedna – kup bilet (w tym także ten dresscodowy) idź i zobacz. To ważne, że nie ma tu ograniczeń, że impreza tylko dla "tru fetyszów" także "stażyści" mogą się na niej pojawić, wystarczy, że wykażą trochę inwencji i inicjatywy. Dresscode jest zazwyczaj określony szeroko.

Dłuuugo jeszcze w kraju nad Wisłą nie doczekamy się imprezy "latex only" czy innej wersji monotematycznej bo grupa docelowa spełniająca tak rygorystyczne warunki jest niewielka. Ale to akurat działa na korzyść samych imprez bo zawsze jest szansa, że pozna się nie tylko nowe osoby ale i nowe ich pasje. Gdyby gumoluby bawiły się wyłącznie w swoim gronie to nigdy nie byłoby mi dane poznać dotyku latexu bo mnie do gumy nie ciągnęło, a tak na imprezie z gatunku " integracyjna" mogłam zobaczyć i zakosztować.

I to jest właśnie to, co dla mnie jest kwintesencją klimatu fetish – poznawanie inności innych i dzielenie się własną z tymi, którzy mają ochotę ją poznać. Czego i Wam życzę w Nowym Roku!

30 grudnia 2010

Masz wiadomość…

Przez ostatnią dekadę nazbierało się trochę miejsc w sieci, w których bywam lub bywałam. Fora istnieją i przechodzą w niebyt, wyrzucam ich adresy z ulubionych, zapominam lub po prostu oznaczam etykietką 'nie, dziękuję". I zasadniczo nie mam z tym problemu. Ale pod koniec roku… No właśnie, pod koniec roku widma z przeszłości ożywają. I oto znajduję w skrzynce pocztowej wiadomość, że mam wiadomość na takim to a takim forum. Czasami kasuję od razu a czasami zaskoczona, że coś zostało reanimowane lub wogóle jeszcze żyje wybieram się z wizytą. A skoro już przekraczam progi to owszem sprawdzam zawartość PW ale i przy okazji robię szybki przegląd sytuacji. Tym razem było standardowo bo PW zawierało życzenia od adminów, ale myszkując po wątkach stwierdziłam, że nadal zdarzenia mają swoje drugie życie w na zamkniętych forach.

I tak dla przykładu poznańska Elektrostymulacja, o której głównie superlatywy ujrzały światło dzienne zaczęła się pojawiać w zupełnie innym świetle. Bo brudno, bo ciemno, bo prowizorka, bo bez pomysłu, bo wyciąganie ochotników do działania, bo…, bo…, bo… No cóż jestem w stanie zrozumieć, że jak się ktoś z Warszawy przejechał do Poznania to miał wielkie oczekiwania, które nie wytrzymały konfrontacji z rzeczywistością. Ale aktywność imprezowa klimatyczna nauczyła mnie jednego – im mniejsze oczekiwania tym większe prawdopodobieństwo miłego zaskoczenia lub w odwrotnej sytuacji większe prawdopodobieństwo rozczarowania.

I jeszcze raz sprawdza się powiedzenia, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Ktoś kto jest na klimatycznej imprezie po raz pierwszy (bez względu na jej standard) będzie podekscytowany z powodu nowości wydarzenia i możliwości obcowania z niestandardowymi zachowaniami. Ktoś kto ma już kilka imprez na koncie (znowu bez względu na ich standard) widzi więcej i ma punkty odniesienia. Każda z osób z tej drugiej grupy przeszła swoja imprezową inicjację, każda. I być może dziś już nie pamięta jak przesiedziała całą w ciemnym kącie nie zamieniając więcej niż dziesięciu zdań z innymi. Być może nie pamięta, jak czuła się obca mając w głowie myśl przewodnią w rodzaju 'i chciałabym/ chciałbym i boję się). Być może nie pamięta już obrazu tych uczestników, którzy ze swobodą przechadzali się wśród gości, rozmawiali, śmiali się, tańczyli czy też prezentowali swoich uległych. A szkoda, bo wszak nie było to tak dawno… 3, 4, 5 lat temu… Jakaż ta pamięć krótka potrafi być.

Sama byłam zdegustowana październikową FF3 (co prawda nie nastawiałam się na nic ekscytującego ale i tak się rozczarowałam). Śląska dominacja - prostacka i ocierająca się o zwykle katowanie osoby występującej w roli uległego to nie moja bajka. Ale jeżeli czytam (a także słyszę) o poznańskiej chłoście, w której operator bata zatraca się w czynności a chłostany traci przytomność to odejmuje mi mowę. A co mają powiedzieć nowicjusze, którzy dostają taki hardcore na przystawkę?

20 grudnia 2010

Matko chwalą nas!

Mowę mi odjęło więc tylko dialog przytoczę znany nie od dziś:

- Matko, matko chwalą nas!
- Kto córuchno?
- Wy mnie matko a ja was!


Wiele rzeczy mój rozum przyjąć jest w stanie ale na przerosty ego i megalomanię mam ataki śmiechu. Obśmiałam się jak widząc jako atrakcję Fetyszomanii pokaz shibari przygotowany i zaprezentowany na Fetyszozie, jeszcze śmieszniej było kiedy na październikowej edycji jako nowum sięgnięto po body sushi, które także pojawiło się na scenie ponad rok temu. Ale okrzyknięcie Fetyszomanii największą imprezą fetyszową w Polsce spowodowało, że oplułam monitor ze śmiechu. Co prawda na żadnym innym forum poza FetLife ten ozdobnik się nie pojawił… Uuuu grubo i bogato i od razu cieplej w ten zimowy poniedziałek.


No to gdzie na imprezę fetish w styczniu? Hmm… wygląda na to, że gdzieś do obcych, tam gdzie na forach nie toczą się kilometry dyskusji o wyższości dresscodu nad jego brakiem. Tam, gdzie ludzie przychodzą, żeby bawić się a nie stękać. Święty Mikołaj bilety pod choinkę wrzucił więc nucąc pod nosem Who Let the Dogs out? odliczam dni i fly…