Autor: Vinko Möderndorfer

Jedna z dziwniejszych książek, które zdarzyło mi się czytać –
mieszanka kryminału, obyczaju, podręcznika pisania powieści okraszona sporą
porcją erotyki. Książka o samotności i tworzeniu. O ręcznie pisanych książkach oprawionych
w skórę, kronikach życia kolejnych kobiet, kronikach życia z kolejnymi
kobietami. Osobiste zapiski, drobiazgi przywodzące na myśl konkretne sytuacje i
zdarzenia – bilety, kosmyki włosów, elementy bielizny, zdjęcia. Drobiazgi,
które dla postronnego czytelnika nie maja ani znaczenia ani wartości. Kobiety
odchodzą, po nich pozostają jedynie ich Książki. Precyzja i pietyzm z jakim kronikarz
prowadzi rejestry może przerażać. Chłód a wręcz oziębłość bijąca z jego postaci
kiedy wie, że już nie skreśli ani linijki, nie wklei ani jednego dowodu życia
emanuje smutkiem. Smutkiem nad przemijaniem. Smutkiem samotnego człowieka. Nie
bez znaczenia jest dysonans między sposobem i formą Książek a tym, czym bohater
zajmuje się zawodowo – programowaniem komputerowym. Papier – komputer, zdjęcie –
wirtualność. Zestawienia przeciwieństw. Retrospekcje pierwszych doświadczeń
seksualnych, migawki z lokalu ze striptizem, dziewczyna, którą bohater uczy
miłości fizycznej.
Niespodziewanie te wszystkie historie trafiają w ręce śledczego,
stają się przedmiotem badań i analiz, a sam bohater trafia do aresztu. A
wszystko za sprawą powiązania zapisków o kobietach ze zniknięciami samych
kobiet. Tytułowy Sinobrody podobnie jak jego legendarny pierwowzór staje się
towarzyszem znikających w dziwnych okolicznościach kobiet. Współczesność kontra
legenda, żony kontra kobiety, śmierć legendarnego szlachcica kontra areszt. A
wszystko połączone niezwykle sugestywnymi i zmysłowymi opisami kobiecego ciał,
pieszczot i emocji.
Dziwna książka. Pełna sprzeczności, miejscami przewidywalna
a miejscami zaskakująca. Pochwała tu i teraz. I wszechobecne przeświadczenie,
że tylko zapisane przetrwa, wszystko inne ulotne zniknie w natłoku
codzienności.Doskonale to rozumiem, to co zapisane trwa wiecznie,
nienazwane słowami umiera wraz z pamięcią. Emocje nazwane żyją dłużej, najczęściej
dłużej niż ci, którzy ich doświadczyli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz