23 lipca 2008

Cień wiatru

Książka. Ta sama, która mnie urzekła. Z erratą emocji. Z dopisanym odręcznie pierwszym i ostatnim wersem. Skropiona łzami i tulona nocą. Musiałam ją przeczytać. I uwolnić. Jak zaobrączkowanego ptaka. Książka – podróżniczka. Wczoraj na kontynencie, dziś na wyspie a jutro na drugiej półkuli. Wygląda na to, że dokonałam kolejnej niemożliwej rzeczy. I znowu dzięki pomocy Dobrych Ludzi. Marzenia i pomysły, które nie maja prawa bytu – oto moja specjalność. Do tego szczypta determinacji, żeby przekonać Ludzi do pomocy przy ich realizacji. Wielkie dzięki tym, dzięki którym moja Kolekcja Emocji powiększyła się o kolejne doznania.

20 lipca 2008

Dekompozycja

Pozwalam sobie na luksus zapominania. Albo raczej zmuszam się do zapomnienia tego, co poruszyło najczulsze struny krańca duszy. Chcę zapomnieć o uwielbieniu – inaczej nigdy nie wrócę do rzeczywistości. Zawiodły mnie zmysły, pozwoliły sprowadzić się na manowce. Prawie wszystkie. Tylko węch oparł się temu wszystkiemu - obiekt zmysłowo niekompletny. Bogu niech będą dzięki za gestalt! Tylko kompletny obraz całości pozwala na trwałe wdrukowanie w matrycę wspomnień. Program dekompozycji rozpoczęty, zostało 9… 8… 7…. Nie chcę, ale muszę. Tak trzeba, bo życie toczy się dalej.

„Jak pozbierać myśli z tych nie poskładanych?
Jak oddzielić nagle serce od rozumu?
Jak odnaleźć nagle radość i nadzieję?
Odpowiedzi szukaj, czasu jest tak wiele...
Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy,
Ważnych jest kilka tych chwil, tych, na które czekamy....”

Dni, których nie znamy (fragmenty)
Marek Grechuta


Położę na dłoni myśli przyjemne i ostatnim tchnieniem fascynacji stworzę z nich satelity na orbicie mnie samej. Niech powracają do mnie jak wschody słońca i księżyca. I jak one niech pozostaną poza zasięgiem.

13 lipca 2008

Senne anglezowanie

Uuu, nie jest dobrze, nie jest dobrze. Wygląda na to, że fascynacja i podziw przeszła ze sfery świadomości na terytorium podświadomości. A ta, jak wiadomo, potrafi płatać mi niezłe figle. Fakt, ze ostatnio śnię wyłącznie rozmowy już sam w sobie jest znamienny. Ale w miarę zrozumiały, jako, że miałam tydzień ciężkich rozmów. Lepiej więc było zapędzić do roboty także podświadomość – zawsze co dwie głowy to nie jedna. Faktem jest także, że miałam w głowie niewyartykułowany monolog w obcym języku. Podświadomość – ta bestia we mnie – włada nim z dużo większą swobodą, ale wprawia mnie w konsternację. Już wieki temu zauważyłam, że jeśli budzę się w nocy z jakąś myślą muszę ją utrwalić inaczej do rana mi umknie. Ale jakie zaskoczenie budzi fakt, kiedy próba odczytania nocnych zapisków spełza na niczym w związku z… nieznajomością słów. Jak można zapisać coś, czego się nie zna, nie widziało, nie rozumie? Po prostu – w nocy znałam te słowa, a rankiem musiałam zerknąć do słownika. Świadomość jest ułomna, podświadomość ma nieograniczone możliwości, trzeba tylko pozwolić jej dojść do głosu. Czasami samorzutnie, a czasami ze wspomaganiem – ot choćby kielonkiem tequili.

Wszystko to jednak blaknie w obliczu faktu, że mówiąc przez sen także się przerzuciłam na anglezowanie. No cóż, tak już mam, że moja podświadomość lubi myśleć na głos. Ale taka jazda to się jej jeszcze nie zdarzyła. Nie wiem jak to jest teraz, jako, że miejsce obok całkiem puste jest, ale domniemuję, że trwa. Być może budzę się właśnie na dźwięk własnego głosu. Takie tam – konwersacje z podświadomością.

12 lipca 2008

Pod powiekami

Pragnę, żeby zamknęła oczy, wówczas ofiaruję jej dotyk świata i świat dotyku w akompaniamencie słów. Muśnięcie rzęs na wargach i oddech w zgięciu łokcia, zęby zaciśnięte na karku i mroźny język na płatkach uszu.

11 lipca 2008

Pokrętnie

Zwierzęciem stadnym niewątpliwie jestem. I przekonuję się o tym co krok. Choćby teraz, w pustym domu. Jeszcze niedawno marzyła mi się cisza, dziś nie potrafię się nią cieszyć. Jeszcze tylko zapalę świece wokół wanny i roztoczę cynamonow-pomarańczową aurę. I może uda się zapomnieć. O arcytrudnym tygodniu, o połowicznie zakończonych negocjacjach, o małych sukcesach i dziwnie smakujących porażkach. O znajomości, która miast wznosić na wyżyny intelektualne i emocjonalne po prostu spełzła na niczym. O niespełnionym uczuciu, które dziś właśnie miało zostać skonsumowane pobrzękując smakiem soli, cytryny i kaktusowej wódki. O zawistne przeznaczenie! Czemuż, ach czemuż tak krętą drogą chadzasz. I zamiast mojego łoża (nie)moja Laleczka spoczęła w szpitalnym przybytku. O opatrzności! Dlaczego próbujesz mi odebrać to, co tak pięknie rozkwitło. Nie tak chciałam ją tulić, nie tak. A teraz będę mogła tylko szeptać jej o tym, czego nie zaznała z nadzieją, że usłyszy.
I mail anglezowany – taki suchy jak urzędowe obwieszczenie. Cholera lepiej było nań czekać niż go dostać. Ot, kolejny dzień życia.

WOS – wzgardzona, odrzucona, samotna. Moja przyjaciółką tequila. Może uda się nie obudzić jutro w tej samej rzeczywistości. Oby. Zanosi się na długą rozmową z Laleczką, tylko miejsce nie takie. Nigdy więcej odkładania uczuć na później. Nigdy. Lepiej już poczuć gorycz odmowy niż nic. A goryczkę zawsze można zabić ptasim mleczkiem albo cytryną.

3 lipca 2008

Posejdon?

Posejdon czy Neptun jakie znaczenie ma imię?
Po prostu mój osobity Bożek Słonowodny :)

1 lipca 2008

Percepcja

Praca jest jak perfumy,
kiedy przestaję ją czuć - czas na zmianę