"Kobieta pozwoli ze sobą zrobić, co zechcesz, bylebyś jej o tym nie mówił"
30 maja 2005
Stefan Żeromski
"Kobieta pozwoli ze sobą zrobić, co zechcesz, bylebyś jej o tym nie mówił"
29 maja 2005
Fotel dyrektorski - a miało być tak pięknie...
=============
2005-06-03 02:30:31 62.254.32.19
Mina :( nie jest wydaje mi się rozwiązaniem godnym Ciebie. Posiadacz MBA jest moralnie zobowiązany do wyłącznych sukcesów. To tylko nieodpowiedni model mebla. Te dawne drewniane nabijane ćwiekami i bez lakieru były i są zdecydowanie bardziej "ochocze". A poza tym gdzie właściwa organizacja pracy? "Nie mam czasu"? A gdzie intensywne uczestnictwo podwładnych?To one są od wykonywania pracy, Ty masz im tylko ją umożliwić.Powodzenia Zooza (bo tylko to jest możliwe!)
28 maja 2005
Fotel dyrektorski - tak miało być...
Poręcze fotela przesuwają się pod skrajem mojej krótkiej spódniczki, dotykają nagiego ciała powyżej pończoch i jeszcze wyżej, tam gdzie powinny być majteczki. Ale nie ma ich. Widzę zdziwienie na oparciu fotela, skóra zagina się w taki sposób, że zdziwiona mina jest coraz bardziej widoczna. Trawmy tak w zdziwieniu, w oczekiwaniu, w tęsknocie i strachu za pierwszym dotykiem. Ale przecież ktoś musi zrobić pierwszy krok. Unoszę tylną krawędź spódniczki w górę. Z oparcia wydobywa się ledwo słyszalne westchnienie, kiedy nagie pośladki dotykają skóry. Momentalnie pośladki pokrywają się gęsią skórką w odpowiedzi na chłodny pocałunek siedziska. Chciałabym wstać, uciec, ale jest już za późno. Już fotel zagarnia mnie w objęcia bez reszty, już podnosi swoje pożądliwe poręcze żeby zatrzymać mnie w tym zrywie. Poddaje się cichemu, uspokajającemu oddechowi skórzanego monstrum. Zapadam się weń, jak w aksamitną czerń. Dotyka moich pleców, pośladków, ud. Chłonie mnie całą swoją powierzchnią, wsysa się we mnie, a już nawet nie próbuję się bronić. Klimatyzator nad moją głową szumi miarowo, uspokajam się i zaczynam czerpać przyjemność z tego dotyku. Już drżę na samą myśl o tym, co będzie się działo, kiedy spróbuję wstać. Kiedy moja naga skóra i jego naga skóra zmuszone zostaną do rozstania - przecież dzień pracy kiedyś się skończy...
27 maja 2005
Master iluzjonistą? Dlaczego nie?
Opisane sytuacje były możliwe do zrealizowania jedynie dzięki odwołaniu się właśnie do działań pozorowanych. Dotyczą bowiem relacji dominacji i uległości w klasycznym dwuosobowym układzie, który nie podlega rozszerzeniu o osoby trzecie. W przypadku istnienia fantazji o większej liczbie partnerów odwołanie się do działań pozorowanych może zastąpić działania rzeczywiste, w każdym razie w początkowym etapie i to bardzo prostymi środkami. Wystarczyło ograniczyć osobie uległej możliwość korzystania z niektórych zmysłów (na początek wzroku) i stworzyć odpowiednie tło dźwiękowe. Zabawa? Być może, ale jakże sugestywna. Dzwonek telefonu, dzwonek do drzwi, rozmowa w pokoju obok, świadomość obecności osoby trzeciej, emocje związane z jej ewentualnym wejściem. Gonitwa myśli… a co jeżeli wejdzie, co jeżeli mnie zobaczy w takiej właśnie nietypowej sytuacji. Albo coś zgoła innego – co jeżeli jest to klimatyczna osoba, jeżeli będzie aktywnie uczestniczyć w wydarzeniach? Na początek wystarczy. Do aranżacji sytuacji wystarczy przysłowiowy telefon do przyjaciela… W efekcie uległa otrzymuje swoją porcję adrenaliny, natomiast ustalone granice pozostają nietknięte.
Ale dlaczego ograniczyć się jedynie do pozorowanej rozmowy. Przecież rozmowa, z której ewidentnie wynika, że mowa jest o konkretnej sytuacji i konkretnej uległej działa znacznie mocniej. Co więcej rozmowa w kontekście targowania się, czyli czegoś na kształt negocjacji, odbywająca się w zasięgu słuchu osoby uległej, tak żeby stała się ona niemym uczestnikiem rozmowy, znacznie zwiększa uprawdopodobnienie tego, co się… nie wydarzy.
Ale i to nie koniec. Wyeliminowanie wzroku i słuchu jako bezpośrednie następstwo takiej ‘podsłuchanej’ rozmowy daje szerokie pole do popisu. Osoba uległ nie będąc w stanie zarejestrować dźwięków charakterystycznych przy opuszczaniu przez kogoś pomieszczenia (pożegnania, odgłosy kroków czy otwieranych i zamykanych drzwi) pozostaje w przeświadczeniu obecności osoby trzeciej w pomieszczeniu. Jaka jest reakcja na dotyk? Nerwowa. To na pewno. Ale i podniecenie daje o sobie znać. Nie wiadomo bowiem czyje dłonie (lub nie tylko dłonie) czuje się na ciele. Próby doszukania się znajomych gestów, znajomego dotyku… pamięć zaczyna płatać figle, adrenalina podnosi się… Test zaufania? Dlaczego nie? Jaką ulgą staje się moment, kiedy możliwe jest odbieranie dźwięków, dźwięków, które się zna – dobrze znanego głosu. A co się dzieje kiedy odzyskawszy wzrok widzę, że dłonie, które wciąż mnie dotykają także są znajome. I jeszcze skarcenie samej siebie, za brak wiary w partnera… taka mała lekcja pokory…
To taka mała próbka zabawy we dwoje, zabawy nie koniecznie w klimatach bdsm. Do tego, żeby podświadomość zaczęła pracować na wysokich obrotach czasami niewiele trzeba. A jeżeli znamy fantazje partnera to zrobienie mu takiego prezentu może być lepsze od rzeczywistej realizacji fantazji. Weekend w letnim domku – zwykła rzecz. A co jeżeli podróż tam odbywa się na leżąco, na tylnym siedzeniu samochodu, z zawiązanymi oczyma? A pierwsze co stanie się po przekroczeniu progu jest dziki sex na podłodze? Niby dobrze znane miejsce, dobrze znana droga, dobrze znany partner… ale… nie tym razem. Tym razem jestem… no właśnie jestem… kimś… ze swoich fantazji…
W kategorii bdsm operowanie dźwiękami jest niezwykle stymulujące i jak dla mnie traktowanie nieco po macoszemu, a szkoda. Master z inwencją w tej materii to skarb. Wyobraźcie sobie… zawiązane oczy… dźwięk ostrzenia noża, długie miarowe pociągnięcia ostrza o kamień… a potem nagły dotyk zimnego metalowego przedmiotu… nie ważne, że będzie to łyżeczka od herbaty… podświadomość już zdążyła wygenerować obraz dużego, ostrego noża… ciało zareaguje jak na dotyk tego wyimaginowanego noża. Możliwości są nieograniczone. Co można zrobić z poczciwym aparatem fotograficznym… pozostawiam waszej wyobraźni… wszak on także wydaje dźwięki…
22 maja 2005
Pony play - trochę inne BDSM
W Polsce pony play nie należy do często uprawianych, ale w Wielkiej Brytanii jego popularność jest bardzo duża. Co ciekawe zazwyczaj nie jest to zabawa dla dwojga, standardem jest posiadanie własnej stajni. Dominujących określa się mianem Trainer, Owner, Misstress. Osoba taka trenuje i układa konika lub klacz (ponyboy/ ponygirl), wydaje polecenia i uczy, jednocześnie zapewnia niezbędna opiekę i warunki do treningu. Tak, właśnie treningu. Bo pony play to nie jest zabawa na dwugodzinną sesję. Trening obejmuje zarówno dietę, jak i trening kondycyjny i koordynacyjny, naukę chodów i ujeżdżenia. Niewątpliwie wymaga od uległych doskonałej kondycji fizycznej. Dodatkowym elementem pony play jest ubiór i akcesoria dodatkowe pozwalające na zabawę w pełnym wymiarze. Różnego rodzaju wózki, bryczki, dwukółki dla uległych występujących w zaprzęgu. Siodła dla uległych wcielających się wierzchowce ( zarówno w wersji dwunożnej jak i czteronożnej). Akcesoria te to osobna gałąź przemysłu.
Dużą popularnością cieszą się pokazy ułożenia, ujeżdżenia, zawody... Nie jest to więc zabawa z zaciszu własnej sypialni, ale zgoda na wystawienie na widok publiczny. Nurbika_pony współwłaścicielka polskiej strony o pony play ujęła to w następujących słowach "Ponyplay jest idealnym przykładem, który udowadnia na jak wiele osoby uległe pozwalają swoim partnerom, jak bardzo są im posłuszne, ale przede wszystkim jak bardzo im ufają" i nie sposób się z tym stwierdzeniem nie zgodzić. Osobiście nie jestem fanką tej techniki w BDSM. Patrząc na pełne gracji kobiece ruchy, na dopracowane w szczegółach ubiory i uprzęże, na pióra we włosach, wysypane piaskiem ujeżdżalnie do treningu miewam skojarzenia z areną cyrkową. Nie mniej jednak chętnie porozmawiałabym z kimś, kto doświadczył tego na własnej skórze. Na razie jednak musi mi wystarczyć - kostka brązowego cukru w ustach. Zainteresowanym tematem polecam garść informacji bardziej szczegółowych na stronie nurbiki i na wykładzie, galerię oraz stronę jednego z brytyjskich klubów
20 maja 2005
Dzień przyjemności
Byłyśmy umówione z Margot i Katii na kawę. Dziewczyny dopadły stolika i zamówiwszy mrożoną kawę oddałyśmy się swobodnej wymianie zdań. A było o czy. No bo przecież sporo się ostatnio wydarzyło. I znowu, jak wtedy w Manekinie, byłyśmy głośne i roześmiane. Dziewczyny były spragnione siebie, co raz obdarowywały się namiętnymi pocałunkami. Swoją drogą ciekawe na ile epizod ich wspólnego wieczoru wpłynął na ich biseksualność. Dotychczas sądziłam, że był to akt uległości, że zrobiły to dla swojego Pana, ale wygląda na to, że nie. Bo przecież nikt im nie kazał się spotkać a spotkały się, niewiele z tego wyszło ze względu na przeziębienie Margot, ale... wygląda na to, że złapały bakcyla. Zresztą nie ma się czemu dziwić, przecież pieszczoty kobiece to tak odmienne doznania od tego, co daje związek heteroseksualny. Margot, jak zawsze, w pośpiechu, Katii została dłużej. Umawiamy się na spotkanie 4 czerwca, na to szkolno-chatowe, będzie wesoło (jestem tego pewna) każdy pretekst jest dobry żeby spędzić czas w miłym towarzystwie. Zapewne jak zawsze trochę kwaśnych min wywoła 'Dusza BDSMowego Towarzystwa' ale nic to - mamy przewagę liczebną!
Na koniec jeszcze kino. Padłyśmy ofiarą podpuchy (niestety) wybierając Saharę. Ale jako ciekawostka niech posłuży to, że byłyśmy jedynymi widzami na seansie. Duża, mroczna sala i tylko my dwie. Zresztą trzeba było interweniować u obsługi albowiem najwidoczniej sala wyglądała na całkowicie pustą więc nie rozpoczęto wyświetlania. O filmie opowiadać nie będę bo - nie ma o czym. Ale to puste wnętrze nasunęło nam na myśl lokalizację wystawy. Pan wymyślił sobie, że warto byłoby urządzić imprezę pt. Wystawa suk i piesków i zlecił nam organizację takowego przedsięwzięcia. Warunki ewoluują. Początkowo miało to być dostępne jedynie dla właścicieli posiadających swoich uległych. Później, skoro to wystawa, to wstęp wolny także dla 'zwiedzających'. A w ostatniej wersji możliwość zaprezentowania się także przez bezpańskich. Formuła ciągle w opracowaniu. Tak czy inaczej sala kinowa byłaby całkiem miłym miejscem. Promenada schodów a po bokach szpaler... no i zawsze można wziąć na smycz i sprowadzić pod ekran i pochwalić się ułożeniem... Hmm Ring? Noty? Może to za daleko idące wnioski... zobaczymy. To na razie tylko pomysł. A może zamiast multipleksu - małe stare kino?
19 maja 2005
Kobiece pismo ilustrowane i wieczór z dziesiątą muzą
Doczekawszy szczęśliwie wieczoru usadowiłyśmy się w wannie, a zostawiając krzesełko dla Vala Kilera i Elizabeth Shue. Wkrótce jednak miejscówki okazały się niewystarczająco wygodne i przeniosłyśmy się do łóżka. Święty i jego kobieta mieli zostać na krześle, ale wylądowali na... desce do prasowania. Nie pamiętam kiedy ostatnio oglądałam film w łóżku. Niesamowity komfort i przyjemność... mniam. Ona w tym filmie zawsze wzbudzała moje emocje, tym razem nie było inaczej. HepyEnda (cytując pewnego gadającego Osła) obejrzałyśmy ok. 1.30. Ale jakoś trudno było usnąć...
Jakoś tak zupełnie samoczynnie przemknęła mi przez głowę scena z pewnego klipu... Mężczyzna wykonujący zdecydowany ruch rękoma, wskazujący na kogoś i gestem przywołujący tę osobą do siebie. A potem lawina ruszyła, ciągle mam w pamięci opowieść mojej Kochanki, o czołganiu się przed nim, o zlizywaniu świeżego nasienia z podłogi tuż przy jego butach... Ta wizja mnie prześladuje, no chodzi za mną krok w krok i nie potrafię jej wyrzucić z głowy. Nie zdążyłam nawet "przebrać" go w myślach w moje ulubione białe ubranko, w którym ćwiczy. Nie zdążyłam... gigantyczny skurcz wybuchnął orgazmem w moim wnętrzu. Jęknęłam jedynie nie dając wiary, że to miało miejsce. Dotknęłam swojej kobiecości zalanej wprost tym, co wycisnął ze mnie skurcz. Jedyne co mogłam wyartykułować to "o! mój! Boże!" to, co powiedziała ona dotykając tego miejsca brzmiało... dokładnie tak samo. Niewiarygodne. Wdarła się we mnie boleśnie, gwałtownie jakby chciała wydrzeć spełnienie. Zamknąć je w dłoni i wyrwać ze mnie. Wszystko było takie szybkie, takie namiętne, takie dzikie. Bez jednego przytulenia, bez pieszczoty, od razu do sedna. Zazwyczaj po fistingu długo dochodzę do siebie, ale nie tym razem. Teraz niemal błyskawicznie dopadłam Jej intymnych zakamarków. Liżąc Ją wsunęłam w Nią dwa palce, potem trzy... była taka miękka, tak cudownie chętna. Doznawałam niemal obłędu, kiedy czułam jak moje cztery palce wsuwają się w rozpalone ciało. Szczytowałam, kiedy kostki przesunęły się poza barierę mięśni. Boże. Jak bardzo chciałam dać Jej tę rozkosz. Jeszcze nie tym razem, ale następnym... kto wie... Może gdybym miała pod ręką oliwkę, gdyby było więcej czasu, gdyby... ale nie tym razem. Szybki, dziki sex w środku nocy... Uświadomiłam sobie, że za trzy godziny muszę wstać. A dzień zaczynam od castingu na księgową. Gdyby nie to - nie dałabym Jej zasnąć do rana - nie tym razem... Jeszcze tylko dzisiejsza noc - jutrzejszej będziemy w domu same :)
18 maja 2005
Lilia
- Niech pan przestanie.Jeszcze nie wiedząc, lecz już przeczuwając widocznie, zaśmiałem się nagle i nagle urwałem...
- Bo?...Podniecające i sekretne były jej oczy, zmrużone niezdecydowaną odpowiedzią...
Wtedy rozwarłem szeroko na cztery strony świata białe ciało lilii i wilgotnymi wargami upieściłem wnętrze...
A gdy podniosłem oczy - ona stała w pąsach, z rozfalowaną piersią i błyszczącymi źrenicami.
I uśmiechnąwszy się nikle (pewno z warg moich, ufarbowanych żółtym pyłkiem) - jakimś specyficznie wzruszonym i drżącym głosem powiedziała:
- Pan jest wy-ra-fi-no-wa-nie nieprzyzwoity!...
Tuwim - Mistrz niedościgniony w erotycznym opisie cudowności dowolnych. Pelne namiętności słowa i obrazy, pełne pożądania opisy.
17 maja 2005
Tajemnica obnażona…
... drugiego dnia miesiąca listopada roku pańskiego dwa tysiące czwartego...
14 maja 2005
Nagły atak szkarlatyny
Rosa Baccara
Napisałam te słowa dla Wyjątkowej Kobiety, która pojawiła się i zniknęła jak błyskawica. Do dziś mam tę różę... Choć powoli znika pod codziennym kurzem...
13 maja 2005
Między ustami a brzegiem...
12 maja 2005
Żadnego z mężczyzn nie ma i nie ma żadnej z kobiet
4 maja 2005
Afrodyzjak numero uno
Dla mnie? Oczywiście tylko jeden: dopiero co, gładko ogolona męska twarz. Wizualnie, dotykowo, zapachowo… pod każdym względem. Pociągnięcia języka zmierzające śladami pozostawionymi przez maszynkę, aksamitna, naga skóra. Czego trzeba więcej…
„Żadnego z mężczyzn nie ma i nie ma żadnej z kobiet’ w mojej głowie. I tylko On i ja. Najbardziej cudowne ze wszystkich połączenie duszy i ciała. Krople Jego potu w moich ustach, krople Jego Męskości we mnie. Wsparta na czubkach palców, z paznokciami wbitymi w lipowe wezgłowia łóżka, balansująca na Jego Męskości i szczytach rozkoszy. Niemal bezgłośnie. Rozedrgane mięśnie przenoszące orgazm do najdalszych kawałeczków ciała. Rozkosz rozpuszczona we krwi i podążająca krwioobiegiem. Pożądanie tak ogromne, że poza nim niewiele już istnieje. Wszechświat wciskający się we mnie i ze mnie wypływający. Dał mi to czego tak bardzo pragnęłam przez ostatnie dni. Cudowną bliskość i czułość.
I ten finał z innego świata - coś co zrobiliśmy drugi raz w życiu… Ziemia się nie poruszyła to było trzęsienie przekraczające skalę. Wielki Wybuch. Świat narodził się na nowo. Nasz świat. Nikt nie potrafi mnie kochać tak, jak ON. Dla Niego będę zawsze tym, czym zechce żoną, kochanką, suką, kurtyzaną, przyjaciółką, albo wszystkim po trosze. Jest całym moim życiem, a ja jestem cała Jego.
3 maja 2005
Ideał
Dlaczego mam ochotę zaszyć się w którymś ze swoich światów? Być tam, gdzie jestem sobą i gdzie otoczenie jest moim otoczeniem. Tam, gdzie znam każdy kamień, każdy pień i każdy kwiat... Gdzie Ci, których spotykam wiedzą kim jestem i gdzie czuję się dobrze. Może popełniam błąd i nawet o tym nie wiem? Może lokuję uczucia nie tam gdzie powinnam? To możliwe, smutne, bolesne, ale możliwe. No cóż, zawsze zostają wspomnienia, które niczym film mogę wyświetlić sobie w bezsenną noc. Uśmiech, który pamiętam. Szept, który ściskał gardło z emocji. Dotyk, który przenosił góry. Zapach. Włosy zaplatane na palcach. Skóra, tak miękka i cudownie ciepła.
No cóż wspomnienia są tym, czego nie sposób zniszczyć. Będą żyły tak długo, jak długo nie zostaną wyrzucone z pamięci. Tak długo, jak długo inne wspomnienia nie zajmą ich miejsca. Czasami słowa, do których mogę sięgnąć zawsze – listy, rozmowy... Czasami obrazy... zdjęcia, które przywołują wszystko, co się wydarzyło. Czasami zapach czy przedmiot... Wystarcza, żeby odpłynąć do przeszłości... Detale, które pamiętam... Długie, jasne włosy przesypujące się między palcami. Cudownie namiętne usta złączone w pierwszym pocałunku. Powłóczyste spojrzenia, które spotkały się w przelocie. Słowa. I świadomość, że szukam kogoś, kto podaruje mi takie same emocje. A przecież wystarczy jeden telefon, jeden list, cokolwiek... Jest na wyciągnięcie ręki... Widuję jej wirtualne kroki na ścieżkach, którymi i ja chadzam. Dlaczego tego nie robię? Chyba boję się stracić to, co składa się na moje wspomnienia. Czego się boję? Że będzie inaczej niż wówczas, inaczej niż to zapamiętałam. I co wtedy? Wtedy ideał może sięgnąć bruku, rozprysnąć się na miliony maleńkich drobinek, które rozwieje wiatr. A ja pozostanę równie niespełniona jak w tej chwili, ale odarta ze wspomnień. Pozbawiona tego, co dziś stawiam na piedestale, czegoś co daje mi nadzieję i siłę. Wczoraj oglądałam Piąty element, historię o Istocie Doskonałej. No właśnie, co będzie jeśli stracę mój Piąty Element? Mój analityczny umysł podpowiada mi, że mam 50 procent szans na to, że tak się nie stanie. Ale co z pozostałymi pięćdziesięcioma procentami? Czy stać mnie na to, żeby zaryzykować? Dla Niej nigdy nie byłam i nie będę jedyną, ale wtedy kiedy była ze mną – była tylko ze mną. Idealizuję Ją, wiem o tym. Ale nie zamierzam tego zmieniać. Dobrze mi z moim ideałem.
Łzy wypłakane nocą
1 maja 2005
Widmo zmaterializowane, ale czy oswojone?
Trudne momenty? W zasadzie nie było. Miłe spotkanie. Fakt, trochę krótkie, ale miłe. Raz tylko poczułam się dziwnie kiedy wychodziłam na chwilę z pokoju czułam na sobie jego wzrok. Przenikliwy, tak do dobre określenie, przenikliwy. Poczułam się dość dziwnie, znaczy poczułam się, jakbym była tam naga, jakby patrząc na mnie przebijał wzrokiem materiał sukienki. To był moment. Nie zwalniając kroku wyszłam z pokoju i z zasięgu tego wzroku. W łazience odruchowo obciągnęłam sukienkę, jakby upewniając się, że zakrywa wszystko, co zakrywać powinna. Strząsnąwszy z siebie to wrażenie wróciłam do pokoju, gdzie do końca wieczoru nic już nie mąciło jego przebiegu. No może tylko Ona, siedząca tuż obok taka apetyczna… Raz czy dwa przytknęłam usta do Jej ramienia, ale nie pozwoliłam sobie na nic więcej. Nie wiem czy to atmosfera spotkania czy tęsknota za Jej ciałem, ale miałam ochotę dobrać się do Niej właśnie tam i wtedy…
Na koniec jeszcze tylko dotyk kłującej brody na policzku, kiedy się żegnaliśmy i niewiadoma tego, co zostało powiedziane na drzwiami. Kiedy zostali sami - mój Pan i Gość. To było całkowicie poza moją percepcją i to właśnie powoduje pewien niepokój. I znowu, możliwe że nie padło tam Żadne Ze Słów, ale nie mogę wykluczyć, że jednak tak. Niepewność. Domysły. Kocham to uczucie nienawidząc go jednocześnie. Kolejna pożywka dla wyobraźni.