30 maja 2005

Stefan Żeromski

No proszę,a ja miałam go za lekko zdziwaczałego, nieszkodliwego... nie powiem kogo. No bo jakże inaczej po Przedwiośniu, Popiołach czy Ludziach bezdomnych... A tu proszę, proszę - całkiem miłe zdanko (i na dodatek prawdziwe!)

"Kobieta pozwoli ze sobą zrobić, co zechcesz, bylebyś jej o tym nie mówił"

29 maja 2005

Fotel dyrektorski - a miało być tak pięknie...

Nic z tego :( Fotel wcale nie jest aż tak erotyczny. Mało tego, im dłużej w nim siedzę tym mniej jest wygodny. A już zupełnie nie mam okazji wykorzystywać jego odchylającego się oparcia... z braku czasu...Obiecałam Komuś relację z pierwszego rzeczywistego 'usiędnięcia' w tym fotelu, ale nic z tego, nie możliwe, żadnych emocji wartych zapisania - żadnych. Nie będzie zatem słów - nie narodziły się...

=============

2005-06-03 02:30:31 62.254.32.19
Mina :( nie jest wydaje mi się rozwiązaniem godnym Ciebie. Posiadacz MBA jest moralnie zobowiązany do wyłącznych sukcesów. To tylko nieodpowiedni model mebla. Te dawne drewniane nabijane ćwiekami i bez lakieru były i są zdecydowanie bardziej "ochocze". A poza tym gdzie właściwa organizacja pracy? "Nie mam czasu"? A gdzie intensywne uczestnictwo podwładnych?To one są od wykonywania pracy, Ty masz im tylko ją umożliwić.Powodzenia Zooza (bo tylko to jest możliwe!)

28 maja 2005

Fotel dyrektorski - tak miało być...

Fotel jest pokryty skórą, zapewne po weekendowej pustce biurowej, w poniedziałkowy poranek, skóra będzie chłodna i sztywna. Nie mniej jednak zapraszające, rozchylone ramiona fotela będą kusząco wyciągały się mnie już od progu. Spuszczę oczy, żeby nie okazywać ekscytacji, która mogłaby odbijając się od tafli monitora powędrować światłowodami i rozproszyć się po necie. Ale wyciągnę doń dłoń. Trochę na zgodę, trochę dla uspokojenia, a trochę zaczepnie - jakby do pocałunku. Taki fotel jest jak kary rumak, którego trzeba obłaskawić, żeby nie wierzgał, kiedy już go dosiądę. Dotknę poręczy, bardziej jeszcze od skóry zimnej i śliskiej, drewnianej. Dotyk, suchą dłonią, lakierowanego drewna przywodzi na myśl coś bardzo śliskiego i twardego, ale ten chłód wyzwala dystans. Ach, fotelu, gdybyś był Karym wyciągnęłabym na rozpostartej dłoni kostkę pachnącego, brązowego cukru. A tak mogę jedynie dotknąć twojego zagłówka drugą dłonią. Kiedy stanę za oparciem, z tyłu przytulę się do ciebie, do twoich pleców, odciskając w sztywnej skórze zagłębienia piersiami. Jakże korci mnie, żeby zagłębić paznokcie w tym bezmiarze czerni, poczuć się jak kotka ostrząca pazurki. Ale nic z tego, nie zamierzam przecież naruszać twojego jestestwa. Wszak mamy razem spędzić czas jakiś, podarowując sobie w rozkosz wzajemnego dotyku.

Poręcze fotela przesuwają się pod skrajem mojej krótkiej spódniczki, dotykają nagiego ciała powyżej pończoch i jeszcze wyżej, tam gdzie powinny być majteczki. Ale nie ma ich. Widzę zdziwienie na oparciu fotela, skóra zagina się w taki sposób, że zdziwiona mina jest coraz bardziej widoczna. Trawmy tak w zdziwieniu, w oczekiwaniu, w tęsknocie i strachu za pierwszym dotykiem. Ale przecież ktoś musi zrobić pierwszy krok. Unoszę tylną krawędź spódniczki w górę. Z oparcia wydobywa się ledwo słyszalne westchnienie, kiedy nagie pośladki dotykają skóry. Momentalnie pośladki pokrywają się gęsią skórką w odpowiedzi na chłodny pocałunek siedziska. Chciałabym wstać, uciec, ale jest już za późno. Już fotel zagarnia mnie w objęcia bez reszty, już podnosi swoje pożądliwe poręcze żeby zatrzymać mnie w tym zrywie. Poddaje się cichemu, uspokajającemu oddechowi skórzanego monstrum. Zapadam się weń, jak w aksamitną czerń. Dotyka moich pleców, pośladków, ud. Chłonie mnie całą swoją powierzchnią, wsysa się we mnie, a już nawet nie próbuję się bronić. Klimatyzator nad moją głową szumi miarowo, uspokajam się i zaczynam czerpać przyjemność z tego dotyku. Już drżę na samą myśl o tym, co będzie się działo, kiedy spróbuję wstać. Kiedy moja naga skóra i jego naga skóra zmuszone zostaną do rozstania - przecież dzień pracy kiedyś się skończy...

27 maja 2005

Master iluzjonistą? Dlaczego nie?

Często pada stwierdzenie, że bdsm jest w głowie i osobiście nie mam co do tego wątpliwości. Fascynuje mnie bdsm w sferze psyche chciałabym.Na ile działanie fizyczne jest warunkiem koniecznym i niezbędnym do osiągnięcia zamierzonego efektu. Na ile wystarczy do tego uprawdopodobnienie działania, iluzja… Jaka jest przewaga działań pozorowanych nad rzeczywistymi? I czy taka forma aktywności jest substytutem czy raczej dopełnieniem?

Opisane sytuacje były możliwe do zrealizowania jedynie dzięki odwołaniu się właśnie do działań pozorowanych. Dotyczą bowiem relacji dominacji i uległości w klasycznym dwuosobowym układzie, który nie podlega rozszerzeniu o osoby trzecie. W przypadku istnienia fantazji o większej liczbie partnerów odwołanie się do działań pozorowanych może zastąpić działania rzeczywiste, w każdym razie w początkowym etapie i to bardzo prostymi środkami. Wystarczyło ograniczyć osobie uległej możliwość korzystania z niektórych zmysłów (na początek wzroku) i stworzyć odpowiednie tło dźwiękowe. Zabawa? Być może, ale jakże sugestywna. Dzwonek telefonu, dzwonek do drzwi, rozmowa w pokoju obok, świadomość obecności osoby trzeciej, emocje związane z jej ewentualnym wejściem. Gonitwa myśli… a co jeżeli wejdzie, co jeżeli mnie zobaczy w takiej właśnie nietypowej sytuacji. Albo coś zgoła innego – co jeżeli jest to klimatyczna osoba, jeżeli będzie aktywnie uczestniczyć w wydarzeniach? Na początek wystarczy. Do aranżacji sytuacji wystarczy przysłowiowy telefon do przyjaciela… W efekcie uległa otrzymuje swoją porcję adrenaliny, natomiast ustalone granice pozostają nietknięte.

Ale dlaczego ograniczyć się jedynie do pozorowanej rozmowy. Przecież rozmowa, z której ewidentnie wynika, że mowa jest o konkretnej sytuacji i konkretnej uległej działa znacznie mocniej. Co więcej rozmowa w kontekście targowania się, czyli czegoś na kształt negocjacji, odbywająca się w zasięgu słuchu osoby uległej, tak żeby stała się ona niemym uczestnikiem rozmowy, znacznie zwiększa uprawdopodobnienie tego, co się… nie wydarzy.

Ale i to nie koniec. Wyeliminowanie wzroku i słuchu jako bezpośrednie następstwo takiej ‘podsłuchanej’ rozmowy daje szerokie pole do popisu. Osoba uległ nie będąc w stanie zarejestrować dźwięków charakterystycznych przy opuszczaniu przez kogoś pomieszczenia (pożegnania, odgłosy kroków czy otwieranych i zamykanych drzwi) pozostaje w przeświadczeniu obecności osoby trzeciej w pomieszczeniu. Jaka jest reakcja na dotyk? Nerwowa. To na pewno. Ale i podniecenie daje o sobie znać. Nie wiadomo bowiem czyje dłonie (lub nie tylko dłonie) czuje się na ciele. Próby doszukania się znajomych gestów, znajomego dotyku… pamięć zaczyna płatać figle, adrenalina podnosi się… Test zaufania? Dlaczego nie? Jaką ulgą staje się moment, kiedy możliwe jest odbieranie dźwięków, dźwięków, które się zna – dobrze znanego głosu. A co się dzieje kiedy odzyskawszy wzrok widzę, że dłonie, które wciąż mnie dotykają także są znajome. I jeszcze skarcenie samej siebie, za brak wiary w partnera… taka mała lekcja pokory…

To taka mała próbka zabawy we dwoje, zabawy nie koniecznie w klimatach bdsm. Do tego, żeby podświadomość zaczęła pracować na wysokich obrotach czasami niewiele trzeba. A jeżeli znamy fantazje partnera to zrobienie mu takiego prezentu może być lepsze od rzeczywistej realizacji fantazji. Weekend w letnim domku – zwykła rzecz. A co jeżeli podróż tam odbywa się na leżąco, na tylnym siedzeniu samochodu, z zawiązanymi oczyma? A pierwsze co stanie się po przekroczeniu progu jest dziki sex na podłodze? Niby dobrze znane miejsce, dobrze znana droga, dobrze znany partner… ale… nie tym razem. Tym razem jestem… no właśnie jestem… kimś… ze swoich fantazji…

W kategorii bdsm operowanie dźwiękami jest niezwykle stymulujące i jak dla mnie traktowanie nieco po macoszemu, a szkoda. Master z inwencją w tej materii to skarb. Wyobraźcie sobie… zawiązane oczy… dźwięk ostrzenia noża, długie miarowe pociągnięcia ostrza o kamień… a potem nagły dotyk zimnego metalowego przedmiotu… nie ważne, że będzie to łyżeczka od herbaty… podświadomość już zdążyła wygenerować obraz dużego, ostrego noża… ciało zareaguje jak na dotyk tego wyimaginowanego noża. Możliwości są nieograniczone. Co można zrobić z poczciwym aparatem fotograficznym… pozostawiam waszej wyobraźni… wszak on także wydaje dźwięki…

22 maja 2005

Pony play - trochę inne BDSM

Najczęściej występujące skojarzenie na hasło BDSM to pejcz, chłosta, kajdanki, klamerki i tym podobne. I najczęściej tak właśnie jest. Ale jest całą gama zachowań nazywanych 'role play' a wśród nich najbardziej chyba identyfikowalną jest pony play. W tym przypadku osoba uległa zostaje sprowadzona (za swoją zgodą!) do roli zwierzęcia. Osoba uległa wyzbywa się w tym wypadku niektórych praw człowieka, jak choćby prawa głosu (mowy), zresztą trudno jest polemizować z kimkolwiek mając wędzidło w ustach. Jednocześnie osoba dominująca przyjmuje rolę trenera. O ile klasyczny BDSM zazwyczaj ma w sobie elementy seksualne lub też jednoznacznie z aktami seksualnymi związany, o tyle w pony play nacisk położony jest na trening.

W Polsce pony play nie należy do często uprawianych, ale w Wielkiej Brytanii jego popularność jest bardzo duża. Co ciekawe zazwyczaj nie jest to zabawa dla dwojga, standardem jest posiadanie własnej stajni. Dominujących określa się mianem Trainer, Owner, Misstress. Osoba taka trenuje i układa konika lub klacz (ponyboy/ ponygirl), wydaje polecenia i uczy, jednocześnie zapewnia niezbędna opiekę i warunki do treningu. Tak, właśnie treningu. Bo pony play to nie jest zabawa na dwugodzinną sesję. Trening obejmuje zarówno dietę, jak i trening kondycyjny i koordynacyjny, naukę chodów i ujeżdżenia. Niewątpliwie wymaga od uległych doskonałej kondycji fizycznej. Dodatkowym elementem pony play jest ubiór i akcesoria dodatkowe pozwalające na zabawę w pełnym wymiarze. Różnego rodzaju wózki, bryczki, dwukółki dla uległych występujących w zaprzęgu. Siodła dla uległych wcielających się wierzchowce ( zarówno w wersji dwunożnej jak i czteronożnej). Akcesoria te to osobna gałąź przemysłu.

Dużą popularnością cieszą się pokazy ułożenia, ujeżdżenia, zawody... Nie jest to więc zabawa z zaciszu własnej sypialni, ale zgoda na wystawienie na widok publiczny. Nurbika_pony współwłaścicielka polskiej strony o pony play ujęła to w następujących słowach "Ponyplay jest idealnym przykładem, który udowadnia na jak wiele osoby uległe pozwalają swoim partnerom, jak bardzo są im posłuszne, ale przede wszystkim jak bardzo im ufają" i nie sposób się z tym stwierdzeniem nie zgodzić. Osobiście nie jestem fanką tej techniki w BDSM. Patrząc na pełne gracji kobiece ruchy, na dopracowane w szczegółach ubiory i uprzęże, na pióra we włosach, wysypane piaskiem ujeżdżalnie do treningu miewam skojarzenia z areną cyrkową. Nie mniej jednak chętnie porozmawiałabym z kimś, kto doświadczył tego na własnej skórze. Na razie jednak musi mi wystarczyć - kostka brązowego cukru w ustach. Zainteresowanym tematem polecam garść informacji bardziej szczegółowych na stronie nurbiki i na wykładzie, galerię oraz stronę jednego z brytyjskich klubów

20 maja 2005

Dzień przyjemności

Nareszcie piątek - dzień przyjemności. Córylla pod opiekuńczymi skrzydłami Babci a my nanana. Najpierw obowiązki, parę służbowych telefonów (pańskie oko konia tuczy) a potem... No właśnie. Śniadanko w miłym miejscu i przedpołudniowe odwiedziny w kilku sklepach. Pokazałam Jej 'moją przymierzalnię' tę z lustrami i drzwiami. Kiedy mierzyła bluzkę podskubywałam Ją jednoznacznie w niektóre newralgiczne miejsca. Nie pozostała dłużna dobierając się językiem do mojej szparki. A wszystko to było możliwe ponieważ - zostawiłyśmy w domu bieliznę. Tak, to takie miłe... świeżo ogolona kobiecość, pończochy, spódniczka i brak majtek. Czego trzeba więcej żeby po kilku minutach spaceru podniecenie zaczęło sączyć się po udach? Niczego! Zakupy uwieńczyłyśmy zakupem kilku par pończoch. Szybki rzut oka na zegarek i zmiana miejsca.

Byłyśmy umówione z Margot i Katii na kawę. Dziewczyny dopadły stolika i zamówiwszy mrożoną kawę oddałyśmy się swobodnej wymianie zdań. A było o czy. No bo przecież sporo się ostatnio wydarzyło. I znowu, jak wtedy w Manekinie, byłyśmy głośne i roześmiane. Dziewczyny były spragnione siebie, co raz obdarowywały się namiętnymi pocałunkami. Swoją drogą ciekawe na ile epizod ich wspólnego wieczoru wpłynął na ich biseksualność. Dotychczas sądziłam, że był to akt uległości, że zrobiły to dla swojego Pana, ale wygląda na to, że nie. Bo przecież nikt im nie kazał się spotkać a spotkały się, niewiele z tego wyszło ze względu na przeziębienie Margot, ale... wygląda na to, że złapały bakcyla. Zresztą nie ma się czemu dziwić, przecież pieszczoty kobiece to tak odmienne doznania od tego, co daje związek heteroseksualny. Margot, jak zawsze, w pośpiechu, Katii została dłużej. Umawiamy się na spotkanie 4 czerwca, na to szkolno-chatowe, będzie wesoło (jestem tego pewna) każdy pretekst jest dobry żeby spędzić czas w miłym towarzystwie. Zapewne jak zawsze trochę kwaśnych min wywoła 'Dusza BDSMowego Towarzystwa' ale nic to - mamy przewagę liczebną!

Na koniec jeszcze kino. Padłyśmy ofiarą podpuchy (niestety) wybierając Saharę. Ale jako ciekawostka niech posłuży to, że byłyśmy jedynymi widzami na seansie. Duża, mroczna sala i tylko my dwie. Zresztą trzeba było interweniować u obsługi albowiem najwidoczniej sala wyglądała na całkowicie pustą więc nie rozpoczęto wyświetlania. O filmie opowiadać nie będę bo - nie ma o czym. Ale to puste wnętrze nasunęło nam na myśl lokalizację wystawy. Pan wymyślił sobie, że warto byłoby urządzić imprezę pt. Wystawa suk i piesków i zlecił nam organizację takowego przedsięwzięcia. Warunki ewoluują. Początkowo miało to być dostępne jedynie dla właścicieli posiadających swoich uległych. Później, skoro to wystawa, to wstęp wolny także dla 'zwiedzających'. A w ostatniej wersji możliwość zaprezentowania się także przez bezpańskich. Formuła ciągle w opracowaniu. Tak czy inaczej sala kinowa byłaby całkiem miłym miejscem. Promenada schodów a po bokach szpaler... no i zawsze można wziąć na smycz i sprowadzić pod ekran i pochwalić się ułożeniem... Hmm Ring? Noty? Może to za daleko idące wnioski... zobaczymy. To na razie tylko pomysł. A może zamiast multipleksu - małe stare kino?

19 maja 2005

Kobiece pismo ilustrowane i wieczór z dziesiątą muzą

Ile przyjemności może dać mały, lśniący ekran i łóżko... oj duuużo. Ale od początku. Wracając z pracy nabyłam drogą kupna kobiece pismo ilustrowane (tytuł obojętny a nawet zbędny) - w skrócie KPI. Istotne natomiast jest to, że był to zakup wiązany. Miałam ochotę obejrzeć jakiś fajny film a właśnie do niego przyczepione było rzeczone KPI. Tak czy owak weszłam w posiadanie dwupłytowego wydania "Świętego", którego to zamierzałyśmy oglądać z Kochanką w łóżku. Zanim jednak do tego łóżka dotarłyśmy, podjęłyśmy próbę zapoznania się z zawartością KPI, a już na pierwszy rzut oka widać było, że może być "ciekawie". Otóż redaktor naczelny, albo kierownik działu (tego nie udało nam się ustalić precyzyjnie) akceptując zawartość numeru dał nam sporo przyjemności. Zaczęłyśmy od zrobienia sobie jednego z trzech psychotestów. Zaśmiewając się do rozpuku z pytań (i z odpowiedzi) udało nam się dobrnąć do końca. Z drugim nie poszło już tak łatwo. Drugi był o niestandardowych czy wręcz ekstrawaganckich zachowaniach łóżkowych. No i tu już turlałyśmy się ze śmiechu. Bo jak inaczej odnieść się do stwierdzenia, że ekstrawagancją jest sex oralny lub (tak było napisane!) zrobienie "tego" w nietypowym miejscu. No jeżeli takie jest nastawienie ludzi do przyjemności to grozi nam ciemnogród. Język polski nie jest nadmiernie bogaty jeśli chodzi i katalog określeń dla obszaru szeroko rozumianej seksualności. Albo nomenklatura medyczna albo słownictwo powszechnie uznane za wulgaryzmy. Czasami zdrobnienia. Ale nazywania aktu seksualnego, kochania się czy stosunku określeniem "to"? Jak dla mnie przesada! Rozumiem, że nie wszyscy są otwarci i potrafią mówić wprost, ale takie "CÓŚ" to kolejny krok w kierunku tabu. Wrr. Wyuzdanie autora testu zdecydowanie odbiega od naszego a może to nasze wyuzdanie odbiega od ogólnie przyjętej normy? Nie ważne. Mam nadzieję, że zdążę opowiedzieć swojej córce o seksualności i okolicach zanim utrwali sobie w głowie określenie "to". Niech się kocha, niech się bzyka, niech rżnie ale boże uchowaj, żeby "robiła to&"

Doczekawszy szczęśliwie wieczoru usadowiłyśmy się w wannie, a zostawiając krzesełko dla Vala Kilera i Elizabeth Shue. Wkrótce jednak miejscówki okazały się niewystarczająco wygodne i przeniosłyśmy się do łóżka. Święty i jego kobieta mieli zostać na krześle, ale wylądowali na... desce do prasowania. Nie pamiętam kiedy ostatnio oglądałam film w łóżku. Niesamowity komfort i przyjemność... mniam. Ona w tym filmie zawsze wzbudzała moje emocje, tym razem nie było inaczej. HepyEnda (cytując pewnego gadającego Osła) obejrzałyśmy ok. 1.30. Ale jakoś trudno było usnąć...

Jakoś tak zupełnie samoczynnie przemknęła mi przez głowę scena z pewnego klipu... Mężczyzna wykonujący zdecydowany ruch rękoma, wskazujący na kogoś i gestem przywołujący tę osobą do siebie. A potem lawina ruszyła, ciągle mam w pamięci opowieść mojej Kochanki, o czołganiu się przed nim, o zlizywaniu świeżego nasienia z podłogi tuż przy jego butach... Ta wizja mnie prześladuje, no chodzi za mną krok w krok i nie potrafię jej wyrzucić z głowy. Nie zdążyłam nawet "przebrać" go w myślach w moje ulubione białe ubranko, w którym ćwiczy. Nie zdążyłam... gigantyczny skurcz wybuchnął orgazmem w moim wnętrzu. Jęknęłam jedynie nie dając wiary, że to miało miejsce. Dotknęłam swojej kobiecości zalanej wprost tym, co wycisnął ze mnie skurcz. Jedyne co mogłam wyartykułować to "o! mój! Boże!" to, co powiedziała ona dotykając tego miejsca brzmiało... dokładnie tak samo. Niewiarygodne. Wdarła się we mnie boleśnie, gwałtownie jakby chciała wydrzeć spełnienie. Zamknąć je w dłoni i wyrwać ze mnie. Wszystko było takie szybkie, takie namiętne, takie dzikie. Bez jednego przytulenia, bez pieszczoty, od razu do sedna. Zazwyczaj po fistingu długo dochodzę do siebie, ale nie tym razem. Teraz niemal błyskawicznie dopadłam Jej intymnych zakamarków. Liżąc Ją wsunęłam w Nią dwa palce, potem trzy... była taka miękka, tak cudownie chętna. Doznawałam niemal obłędu, kiedy czułam jak moje cztery palce wsuwają się w rozpalone ciało. Szczytowałam, kiedy kostki przesunęły się poza barierę mięśni. Boże. Jak bardzo chciałam dać Jej tę rozkosz. Jeszcze nie tym razem, ale następnym... kto wie... Może gdybym miała pod ręką oliwkę, gdyby było więcej czasu, gdyby... ale nie tym razem. Szybki, dziki sex w środku nocy... Uświadomiłam sobie, że za trzy godziny muszę wstać. A dzień zaczynam od castingu na księgową. Gdyby nie to - nie dałabym Jej zasnąć do rana - nie tym razem... Jeszcze tylko dzisiejsza noc - jutrzejszej będziemy w domu same :)

18 maja 2005

Lilia

Rozchyliłem stulone płatki i pokazałem jej wstydliwe wnętrze kwiatu.
- Niech pan przestanie.Jeszcze nie wiedząc, lecz już przeczuwając widocznie, zaśmiałem się nagle i nagle urwałem...
- Bo?...Podniecające i sekretne były jej oczy, zmrużone niezdecydowaną odpowiedzią...
Wtedy rozwarłem szeroko na cztery strony świata białe ciało lilii i wilgotnymi wargami upieściłem wnętrze...
A gdy podniosłem oczy - ona stała w pąsach, z rozfalowaną piersią i błyszczącymi źrenicami.
I uśmiechnąwszy się nikle (pewno z warg moich, ufarbowanych żółtym pyłkiem) - jakimś specyficznie wzruszonym i drżącym głosem powiedziała:
- Pan jest wy-ra-fi-no-wa-nie nieprzyzwoity!...
Julian Tuwim

Tuwim - Mistrz niedościgniony w erotycznym opisie cudowności dowolnych. Pelne namiętności słowa i obrazy, pełne pożądania opisy.

17 maja 2005

Tajemnica obnażona…

Tego dnia zwrócił Demon swoje oblicze na kapłankę i wyznał jej uczucie, po raz kolejny. W uwielbieniu swoim zechciał pokazać Tajemnicę, tym nielicznym, którzy zbłądzą w jego okolicę.. Naszą opowieść o tym, jak stworzyliśmy jeden ze światów, o tym jak głęboka może być potęga magii umysłu. Ujawnił dialog, który popłynął wraz z łzami i płomieniami. Rozmowę Wielkiej Wagi dla nas, zapis myśli i pragnień, pożądania i podniecenia, oddania, prób i ofiary.Zatem i tu zdejmę zasłonę z tego szeptania wśród mroku nocy i blasku gwiazd, ze ścieżki wśród kwiatów znaczonych śladami stóp i kroplami krwi. Historii pradawnej wiary, choć zostanie ona tam, gdzie została umieszczona wówczas...
... drugiego dnia miesiąca listopada roku pańskiego dwa tysiące czwartego...

14 maja 2005

Nagły atak szkarlatyny

Wydawało mi się, że to nic takiego. A jednak, nawet po wpisach tutaj widać, że brakowało mi czasu na cokolwiek. Doba jakaś tak dziwnie krótka, pracy więcej niż zwykle, nocne powroty z biura, cały 'urok'awansu. W efekcie kładłam się na chwilkę, żeby odsapnąć a kiedy otwierałam oczy była już szósta rano i zaczynał się nowy dzień. No ale udało się opanować sytuację trochę i mam nadzieje na pewną normalizację.Znaczy miałam, bo Młoda ma szkarlatynę, a Pan wyjeżdża na tydzień albo na dłużej... buuu. Z zaplanowanej na dziś upojnej i pełnej przygód nocy niewiele będzie... przyjdzie poczekać jeszcze na tę odrobinę przyjemności...

Rosa Baccara

Poczułam dotyk na policzku. To był kwiat. Aksamitne płatki dotykały moich policzków, ust, brody... Z czułością i pietyzmem gładziła pąkiem moje włosy, ucho, szyję... Poczułam dotyk na obojczyku. Gładkość płatków powoli przechodziła w chłód liści, drobne kropelki wody strząśnięte z nich rozpryskiwały się na skórze. Liść – przedziwna istota – brak mu delikatności i łagodności płatków, ale jest równie ekscytujący. Twardy, o ostrych brzegach, szeleszczący. Zieleń liści pieściła moją skórę. Lecz i to nie był koniec. Powoli liście wtulały się we mnie, coraz bardziej, coraz bliżej, już nie jeden, nie dwa... teraz wszystkie liściaste dłonie dotykały mnie. Zanim zdążyłam nacieszyć się tym dotykiem Ona podarowała mi kolejny. Dotykając mnie liśćmi przesunęła kwiat daleko do tyłu... widziałam już tylko koniec łodyżki w Jej palcach. „Zaraz zniknie” pomyślałam, byłam jednak w błędzie. Oto bowiem różany pąk powracał do mnie. Ale tym razem jedwabiste tchnienie purpury nie było mi dane, a szelest liści zaczął nabierać bardziej realnego wymiaru. Kwiat bronił się przed moim wzrokiem, bronił się kolcami. Najpierw jeden, a za nim kolejne ciernie składały swoje kłujące pocałunki na mojej skórze. Czułam jak zagłębiają swoje pożądliwe zakrzywione czubki w ciało. Jak stymulowane ruchem, trzymającej różę, dłoni przesuwają się, znacząc swoją ścieżkę drobnymi zadrapaniami. Było ich więcej i więcej. A kroczyły bardzo powoli, jakby delektując się swoim działaniem. Wzdrygnęłam się. Różą była okazała, długa, kolczasta. Spojrzałam w oczy mojej Dręczycielki - uśmiechały się do mnie zawstydzając mnie na nowo. Przymknęłam powieki, żeby kontemplować ten dotyk, którym Pani mnie obdarzyła - pieszczotę kolców. Z czasem kolce stawały się bardziej delikatne, jakby mniejsze i bardziej łagodne. Poczułam brzoskwiniowy dotyk płatków na ustach, a zaraz po nim kolec zagłębiający się moją wargę. Odruchowo otworzyłam usta, momentalnie też Pani wsunęła w nie łodyżkę róży, z krótkim poleceniem „Trzymaj”. Zacisnęłam zęby i od razu kolce wbiły się w dziąsła i wargi. Oto moja kwiatowa pieszczota osiągnęła swój szczyt. Klęczałam z wysoko uniesioną głową tak, żeby Pani schylając się do moich piersi nie była narażona na ciernie ostrokołu, który mi podarowała. Kiedy zacisnęła swoje smukłe palce na sutkach, wykręcając je boleśnie z za zaciśniętych, jeszcze bardziej, ust wydobył się cichy jęk. I nie wiem czy jego źródłem były sutki czy może wnętrze ust, które zaczynało krwawić z powodu zagłębiających się w ciało kolców. Językiem dotykałam miejsc, w których ciernie i ciało stanowiły jedność, to stamtąd pochodził upojny słodkawy smak, smak krwi...

Napisałam te słowa dla Wyjątkowej Kobiety, która pojawiła się i zniknęła jak błyskawica. Do dziś mam tę różę... Choć powoli znika pod codziennym kurzem...

13 maja 2005

Między ustami a brzegiem...

Dwie kobiety stały się w jakiś sposób naszymi łączniczkami. Jedna z nich świadomie przeniosła na swoich dłoniach nasz dotyk. Usta tej drugiej są jedynymi na świecie ustami, które dotknęły i moich i Jego warg. Czasami wiadomo co się tworzy, czasami jednak wyniki działania zaskakuje. Tak jak w tym wypadku...

12 maja 2005

Żadnego z mężczyzn nie ma i nie ma żadnej z kobiet

Wszyscy żyją swoim rytmem, któremu z moim jakoś tak nie pod drodze, może kiedyś jeszcze znowu będziemy chodzić razem, może...Jest kilka jasnych chwil w tym mroku nocy. Oto właśnie dowiedziałam się, że dwoje bliskich mi osób postanowiło iść razem przez chwilę (a może dłużej niż tylko chwilkę) bdsmową drogą. Bardzo się cieszę. Naprawdę bardzo. Od zawsze czułam, że pasują do siebie i mogliby dać sobie nawzajem dużo przyjemności, ale daleka jestem od swatania kogokolwiek. Jeśli maja się spotkać to tak się stanie. Zmieniam się? Zaczynam wierzyć w przypadki? Nie, to nie to. No dobrze może troszeczkę pomogłam tej rzeczywistości. Ot po prostu powiedziałam swoje zdanie. Tak przecież robią przyjaciele. A że było to wcześniej niż oni sami mówili o tym... złożę to na karb - kobiecej intuicji.No dobra, przyznaję się. Chciałam, żeby byli ze sobą. Tak, chciałam tego. Ale to ich decyzja, a ja ją popieram i bardzo się z niej cieszę.

4 maja 2005

Afrodyzjak numero uno

Dla mnie? Oczywiście tylko jeden: dopiero co, gładko ogolona męska twarz. Wizualnie, dotykowo, zapachowo… pod każdym względem. Pociągnięcia języka zmierzające śladami pozostawionymi przez maszynkę, aksamitna, naga skóra. Czego trzeba więcej…

„Żadnego z mężczyzn nie ma i nie ma żadnej z kobiet’ w mojej głowie. I tylko On i ja. Najbardziej cudowne ze wszystkich połączenie duszy i ciała. Krople Jego potu w moich ustach, krople Jego Męskości we mnie. Wsparta na czubkach palców, z paznokciami wbitymi w lipowe wezgłowia łóżka, balansująca na Jego Męskości i szczytach rozkoszy. Niemal bezgłośnie. Rozedrgane mięśnie przenoszące orgazm do najdalszych kawałeczków ciała. Rozkosz rozpuszczona we krwi i podążająca krwioobiegiem. Pożądanie tak ogromne, że poza nim niewiele już istnieje. Wszechświat wciskający się we mnie i ze mnie wypływający. Dał mi to czego tak bardzo pragnęłam przez ostatnie dni. Cudowną bliskość i czułość.

I ten finał z innego świata - coś co zrobiliśmy drugi raz w życiu… Ziemia się nie poruszyła to było trzęsienie przekraczające skalę. Wielki Wybuch. Świat narodził się na nowo. Nasz świat. Nikt nie potrafi mnie kochać tak, jak ON. Dla Niego będę zawsze tym, czym zechce żoną, kochanką, suką, kurtyzaną, przyjaciółką, albo wszystkim po trosze. Jest całym moim życiem, a ja jestem cała Jego.

3 maja 2005

Ideał

Kiedy kocham to całą sobą, kiedy nienawidzę to do głębi. Taka już jestem. Potrafię wiele znieść, wielu rzeczy się wyrzec, wiele spraw odłożyć na bardzo dalekie miejsce w spiżarni pamięci. Czy tak powinno być? Nie wiem, ale ja taka jestem. Potrafię poskromić swoje pragnienia w imię uczucia, którym płoną. Potrafię wyrzec się pożądania, przyjemności czy rozkoszy zaznanej z innych dłoni, z innych ust... Dla mnie taka jest wtedy hierarchia ważności, takie są priorytety, oczywistości.I wcale moja Miłość nie musi o tym wiedzieć. Nie jestem typem męczennicy, która wszem i wobec rozgłasza swoje poświęcenie. Nie, robię to w sposób naturalny, bo uważam, że tak właśnie powinnam postąpić. I tylko czasami w chwili zwątpienia, w smutku jest mi tak jakoś dziwnie, jakieś stada czarnych ptaków myśli krążą nad moim umysłem. Zaczynam zastanawiać się nas sensem tego co robię...

Dlaczego mam ochotę zaszyć się w którymś ze swoich światów? Być tam, gdzie jestem sobą i gdzie otoczenie jest moim otoczeniem. Tam, gdzie znam każdy kamień, każdy pień i każdy kwiat... Gdzie Ci, których spotykam wiedzą kim jestem i gdzie czuję się dobrze. Może popełniam błąd i nawet o tym nie wiem? Może lokuję uczucia nie tam gdzie powinnam? To możliwe, smutne, bolesne, ale możliwe. No cóż, zawsze zostają wspomnienia, które niczym film mogę wyświetlić sobie w bezsenną noc. Uśmiech, który pamiętam. Szept, który ściskał gardło z emocji. Dotyk, który przenosił góry. Zapach. Włosy zaplatane na palcach. Skóra, tak miękka i cudownie ciepła.

No cóż wspomnienia są tym, czego nie sposób zniszczyć. Będą żyły tak długo, jak długo nie zostaną wyrzucone z pamięci. Tak długo, jak długo inne wspomnienia nie zajmą ich miejsca. Czasami słowa, do których mogę sięgnąć zawsze – listy, rozmowy... Czasami obrazy... zdjęcia, które przywołują wszystko, co się wydarzyło. Czasami zapach czy przedmiot... Wystarcza, żeby odpłynąć do przeszłości... Detale, które pamiętam... Długie, jasne włosy przesypujące się między palcami. Cudownie namiętne usta złączone w pierwszym pocałunku. Powłóczyste spojrzenia, które spotkały się w przelocie. Słowa. I świadomość, że szukam kogoś, kto podaruje mi takie same emocje. A przecież wystarczy jeden telefon, jeden list, cokolwiek... Jest na wyciągnięcie ręki... Widuję jej wirtualne kroki na ścieżkach, którymi i ja chadzam. Dlaczego tego nie robię? Chyba boję się stracić to, co składa się na moje wspomnienia. Czego się boję? Że będzie inaczej niż wówczas, inaczej niż to zapamiętałam. I co wtedy? Wtedy ideał może sięgnąć bruku, rozprysnąć się na miliony maleńkich drobinek, które rozwieje wiatr. A ja pozostanę równie niespełniona jak w tej chwili, ale odarta ze wspomnień. Pozbawiona tego, co dziś stawiam na piedestale, czegoś co daje mi nadzieję i siłę. Wczoraj oglądałam Piąty element, historię o Istocie Doskonałej. No właśnie, co będzie jeśli stracę mój Piąty Element? Mój analityczny umysł podpowiada mi, że mam 50 procent szans na to, że tak się nie stanie. Ale co z pozostałymi pięćdziesięcioma procentami? Czy stać mnie na to, żeby zaryzykować? Dla Niej nigdy nie byłam i nie będę jedyną, ale wtedy kiedy była ze mną – była tylko ze mną. Idealizuję Ją, wiem o tym. Ale nie zamierzam tego zmieniać. Dobrze mi z moim ideałem.

Łzy wypłakane nocą

Minęła druga, a wciąż nie śpię. Leżałam na plecach z wzrokiem utkwionym w czarnym suficie i po raz kolejny traciłam swoją duszę skraplając ją we łzach. Zamknięte oczy, a z pod przymkniętych powiek łzy płynęły ciurkiem. Ja chyba jednak jestem zbyt łatwowierna, chwila nieuwagi i tak łatwo mnie zranić... a przez ranę wypływa moja dusza... z każdą łzą. Zasnąć, zasnąć w końcu, nie myśleć, nie rozpamiętywać. Zwłaszcza, że wiem już co zrobić. Najtrudniej było podjąć decyzję, teraz wystarczy trzymać się planu. Tak plan – podstawa sukcesu. Teraz chyba mogę już oddać się we władanie Morfeuszowi. Złożyć ciało u boku mojego Pana i zasnąć wsłuchując się w Jego oddech.Jutro wstanie słońce, przecież zawsze wstaje...

1 maja 2005

Widmo zmaterializowane, ale czy oswojone?

Widmo zyskało cechy fizyczności. I … nadal jest zagadką. Teraz Widmo ma twarz i mocny, męski uścisk dłoni. Ma głos zostający w pamięci, ale taki, którego nie potrafię przytoczyć (musi dobrze brzmieć przez telefon). Ciekawy to człowiek, niewątpliwie, choć ciągle zagadkowy i nie pozbawiony swojej widmowości.Zabawne, nie byłam skupiona na nim i w efekcie – nie potrafię powiedzieć jakie facet ma dłonie. Zadziwiające, ale nie potrafię. To chyba pierwszy taki przypadek z jakim się spotkałam. Ktoś komu podałam dłoń a nie zapamiętałam wyglądu tej dłoni. Zero. Nic. Kompletna pustka. Ale za to mogę dokładnie opisać jego przedramię, a w zasadzie nawet oba. Tak od nadgarstka do łokcia. Paranoja. Jedno jest pewne. Świadomość jego przewagi fizycznej musiała przyćmić mi ostrość widzenia. A ta świadomość… hmm milutka jest, nie powiem. Trochę podobna do tej, którą wywołuje we mnie mój Pan, świadomość kruchości bytu kiedy Jego palce oplatają szyję, kiedy tulenie przeradza się w uścisk wypierający dech z piersi. Cudowny stan, w którym jakikolwiek sprzeciw, ewentualna walka skazana jest na przegraną. Świadomość drzemiącej siły i nieuchronności zdarzeń. Tak, Gość ze swoją przewagą fizyczną należy do podobnej kategorii. Choć znam ją tylko z Jej relacji…

Trudne momenty? W zasadzie nie było. Miłe spotkanie. Fakt, trochę krótkie, ale miłe. Raz tylko poczułam się dziwnie kiedy wychodziłam na chwilę z pokoju czułam na sobie jego wzrok. Przenikliwy, tak do dobre określenie, przenikliwy. Poczułam się dość dziwnie, znaczy poczułam się, jakbym była tam naga, jakby patrząc na mnie przebijał wzrokiem materiał sukienki. To był moment. Nie zwalniając kroku wyszłam z pokoju i z zasięgu tego wzroku. W łazience odruchowo obciągnęłam sukienkę, jakby upewniając się, że zakrywa wszystko, co zakrywać powinna. Strząsnąwszy z siebie to wrażenie wróciłam do pokoju, gdzie do końca wieczoru nic już nie mąciło jego przebiegu. No może tylko Ona, siedząca tuż obok taka apetyczna… Raz czy dwa przytknęłam usta do Jej ramienia, ale nie pozwoliłam sobie na nic więcej. Nie wiem czy to atmosfera spotkania czy tęsknota za Jej ciałem, ale miałam ochotę dobrać się do Niej właśnie tam i wtedy…

Na koniec jeszcze tylko dotyk kłującej brody na policzku, kiedy się żegnaliśmy i niewiadoma tego, co zostało powiedziane na drzwiami. Kiedy zostali sami - mój Pan i Gość. To było całkowicie poza moją percepcją i to właśnie powoduje pewien niepokój. I znowu, możliwe że nie padło tam Żadne Ze Słów, ale nie mogę wykluczyć, że jednak tak. Niepewność. Domysły. Kocham to uczucie nienawidząc go jednocześnie. Kolejna pożywka dla wyobraźni.