20 maja 2005

Dzień przyjemności

Nareszcie piątek - dzień przyjemności. Córylla pod opiekuńczymi skrzydłami Babci a my nanana. Najpierw obowiązki, parę służbowych telefonów (pańskie oko konia tuczy) a potem... No właśnie. Śniadanko w miłym miejscu i przedpołudniowe odwiedziny w kilku sklepach. Pokazałam Jej 'moją przymierzalnię' tę z lustrami i drzwiami. Kiedy mierzyła bluzkę podskubywałam Ją jednoznacznie w niektóre newralgiczne miejsca. Nie pozostała dłużna dobierając się językiem do mojej szparki. A wszystko to było możliwe ponieważ - zostawiłyśmy w domu bieliznę. Tak, to takie miłe... świeżo ogolona kobiecość, pończochy, spódniczka i brak majtek. Czego trzeba więcej żeby po kilku minutach spaceru podniecenie zaczęło sączyć się po udach? Niczego! Zakupy uwieńczyłyśmy zakupem kilku par pończoch. Szybki rzut oka na zegarek i zmiana miejsca.

Byłyśmy umówione z Margot i Katii na kawę. Dziewczyny dopadły stolika i zamówiwszy mrożoną kawę oddałyśmy się swobodnej wymianie zdań. A było o czy. No bo przecież sporo się ostatnio wydarzyło. I znowu, jak wtedy w Manekinie, byłyśmy głośne i roześmiane. Dziewczyny były spragnione siebie, co raz obdarowywały się namiętnymi pocałunkami. Swoją drogą ciekawe na ile epizod ich wspólnego wieczoru wpłynął na ich biseksualność. Dotychczas sądziłam, że był to akt uległości, że zrobiły to dla swojego Pana, ale wygląda na to, że nie. Bo przecież nikt im nie kazał się spotkać a spotkały się, niewiele z tego wyszło ze względu na przeziębienie Margot, ale... wygląda na to, że złapały bakcyla. Zresztą nie ma się czemu dziwić, przecież pieszczoty kobiece to tak odmienne doznania od tego, co daje związek heteroseksualny. Margot, jak zawsze, w pośpiechu, Katii została dłużej. Umawiamy się na spotkanie 4 czerwca, na to szkolno-chatowe, będzie wesoło (jestem tego pewna) każdy pretekst jest dobry żeby spędzić czas w miłym towarzystwie. Zapewne jak zawsze trochę kwaśnych min wywoła 'Dusza BDSMowego Towarzystwa' ale nic to - mamy przewagę liczebną!

Na koniec jeszcze kino. Padłyśmy ofiarą podpuchy (niestety) wybierając Saharę. Ale jako ciekawostka niech posłuży to, że byłyśmy jedynymi widzami na seansie. Duża, mroczna sala i tylko my dwie. Zresztą trzeba było interweniować u obsługi albowiem najwidoczniej sala wyglądała na całkowicie pustą więc nie rozpoczęto wyświetlania. O filmie opowiadać nie będę bo - nie ma o czym. Ale to puste wnętrze nasunęło nam na myśl lokalizację wystawy. Pan wymyślił sobie, że warto byłoby urządzić imprezę pt. Wystawa suk i piesków i zlecił nam organizację takowego przedsięwzięcia. Warunki ewoluują. Początkowo miało to być dostępne jedynie dla właścicieli posiadających swoich uległych. Później, skoro to wystawa, to wstęp wolny także dla 'zwiedzających'. A w ostatniej wersji możliwość zaprezentowania się także przez bezpańskich. Formuła ciągle w opracowaniu. Tak czy inaczej sala kinowa byłaby całkiem miłym miejscem. Promenada schodów a po bokach szpaler... no i zawsze można wziąć na smycz i sprowadzić pod ekran i pochwalić się ułożeniem... Hmm Ring? Noty? Może to za daleko idące wnioski... zobaczymy. To na razie tylko pomysł. A może zamiast multipleksu - małe stare kino?

Brak komentarzy: