4 maja 2005

Afrodyzjak numero uno

Dla mnie? Oczywiście tylko jeden: dopiero co, gładko ogolona męska twarz. Wizualnie, dotykowo, zapachowo… pod każdym względem. Pociągnięcia języka zmierzające śladami pozostawionymi przez maszynkę, aksamitna, naga skóra. Czego trzeba więcej…

„Żadnego z mężczyzn nie ma i nie ma żadnej z kobiet’ w mojej głowie. I tylko On i ja. Najbardziej cudowne ze wszystkich połączenie duszy i ciała. Krople Jego potu w moich ustach, krople Jego Męskości we mnie. Wsparta na czubkach palców, z paznokciami wbitymi w lipowe wezgłowia łóżka, balansująca na Jego Męskości i szczytach rozkoszy. Niemal bezgłośnie. Rozedrgane mięśnie przenoszące orgazm do najdalszych kawałeczków ciała. Rozkosz rozpuszczona we krwi i podążająca krwioobiegiem. Pożądanie tak ogromne, że poza nim niewiele już istnieje. Wszechświat wciskający się we mnie i ze mnie wypływający. Dał mi to czego tak bardzo pragnęłam przez ostatnie dni. Cudowną bliskość i czułość.

I ten finał z innego świata - coś co zrobiliśmy drugi raz w życiu… Ziemia się nie poruszyła to było trzęsienie przekraczające skalę. Wielki Wybuch. Świat narodził się na nowo. Nasz świat. Nikt nie potrafi mnie kochać tak, jak ON. Dla Niego będę zawsze tym, czym zechce żoną, kochanką, suką, kurtyzaną, przyjaciółką, albo wszystkim po trosze. Jest całym moim życiem, a ja jestem cała Jego.

Brak komentarzy: