3 maja 2005

Łzy wypłakane nocą

Minęła druga, a wciąż nie śpię. Leżałam na plecach z wzrokiem utkwionym w czarnym suficie i po raz kolejny traciłam swoją duszę skraplając ją we łzach. Zamknięte oczy, a z pod przymkniętych powiek łzy płynęły ciurkiem. Ja chyba jednak jestem zbyt łatwowierna, chwila nieuwagi i tak łatwo mnie zranić... a przez ranę wypływa moja dusza... z każdą łzą. Zasnąć, zasnąć w końcu, nie myśleć, nie rozpamiętywać. Zwłaszcza, że wiem już co zrobić. Najtrudniej było podjąć decyzję, teraz wystarczy trzymać się planu. Tak plan – podstawa sukcesu. Teraz chyba mogę już oddać się we władanie Morfeuszowi. Złożyć ciało u boku mojego Pana i zasnąć wsłuchując się w Jego oddech.Jutro wstanie słońce, przecież zawsze wstaje...

Brak komentarzy: