20 lipca 2007

Urlopowanie

Zaczynam się przyzwyczajać do pustego domu, moi domownicy koczują z namiotem na Suwalszczyźnie. Zazdroszczę im tego wyjazdu, choć z drugiej strony uświadomiłam sobie, że jestem już za stara i za wygodna, żeby spędzać noce pod brezentową płachtą, myć zęby w studziennej wodzie o temperaturze czterech stopni Celsjusza i temu podobne. Suwalszczyzna – bardzo proszę, dzicz – a jakże, ale jednocześnie cztery ściany, dach nad głową i łazienka. A tak w ogóle to chce mi się na urlop. Straszliwie mi się chce. Łapię się na tym, że wychodząc z pracy skreślam w myślach kolejny dzień jako ‘zaliczony’ w drodze do wakacyjnego wyjazdu. A zostało ich jeszcze dwadzieścia cztery. Dam radę. Potem jeszcze tysiąc siedemset kilometrów do przejechania i będzie można się wygrzewać w słoneczku, chlapać w lazurowej wodzie i łyknąć parę atmosfer sprężonego powietrza. Mam taką ochotę na nuranie, że nie wiem co. Jednak brak szybkiego egipskiego tygodnia w pierwszej połowie roku odbija się na mnie ze zdwojoną siłą. Ale nic to, spróbuje coś wykroić na jesieni. Listopad byłby dobrym rozwiązaniem, albo październik. Zobaczymy jak się to wszystko poukłada.

Brak komentarzy: