Właśnie ubierała się przed wyjściem do opery. Lubiła te czwartkowe wieczory w pełnej gali, czuła się wyjątkowo w długiej sukni i z odkrytymi ramionami. Właśnie kiedy sięgała po suknię przez żaluzjowe drzwi garderoby usłyszała ciche dźwięki – pojękiwanie. Ostrożnie, najciszej jak tylko potrafiła, przysunęła się do uchylonych drzwi. Głośniejsze od kroków były oddech i bicie serca. Obawiała się, że to ją może zdradzić, ale mimo to nie mogła oprzeć się przemożnej chęci sprawdzenia tych intrygujących dźwięków. Żeby zobaczyć cokolwiek musiała opuścić bezpieczne objęcia cienia. Delikatnie wsunęła się w smugę światła. Tyle wystarczyło, żeby wychwycić ze spowitego mrokiem saloniku charakterystyczny duży czarny kształt…

A na nim wyraźnie odcinające się białe zęby klawiszy i rozmyty w szarościach zarys dłoni, i kosmyki jasnych włosów. Delikatne, jednostajne, cichutkie pojękiwanie. Stałą chłonąc to zjawiskowe piękno przez skórę. Łapczywie wciągała kolejne hausty powietrza wraz z rytmem oddechu, który słyszała. Końcem języka mimowolnie oblizała nabrzmiałe wargi. Widziała wyraźnie ciepłe ciało na zimnym lakierowanym drewnie i zapragnęła do nich dołączyć.


Kobieta na fortepianie przeciągnęła się niespiesznie eksponując krągłość pośladków, które z tej perspektywy przypominały brzoskwinię otuloną delikatnym meszkiem. Tak, oddech rzęs rozkazał najmniejszemu nawet włoskowi oczekiwać na stosowną chwilę. Kokieteryjnie zaciśnięte uda uwidoczniły miękkie zwieńczenie świątyni rozkoszy. Niedostępnej jednak a tylko objawionej oczom. Ach… zatopić usta w tym kielichu z nektarem, chłeptać powoli aż zacznie błagać o spełnienie. Tu i teraz…

Ale nie dziś… klakson taksówki przypomniał o rzeczywistości, która dziś miała na imię Madam Buterfly… Motylki trzepoczące w podbrzuszach muszą zaczekać, zaczekać do nocy. Ciekawe czy Giacomo Puccini potrafi ożywić motylki jeszcze bardziej?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz