12 czerwca 2006

Pierwsze koty za płoty

Takiej pogody to nie pamiętają najstarsi Egipcjanie. Połowa czerwca a tu wieje, burze piaskowe miotają się po lądzie – istny koszmar. Wczoraj był zakaz wypłynięcia, bo widoczność zerowa , nad wodą unosiła się zasłona piasku. A według wszelkich znaków na niebie i ziemi tutejsze łodzie nie są wyposażone w żadne przyrządy poza okiem głównodowodzącego. No cóż, co kraj to obyczaj. Skutkiem tego wczoraj wyważaliśmy się z brzegu, tuż przy przystani. Mała zatoczka osłonięta od otwartego morza, tyle tylko, że płycizna i żeby się zanurzyć trzeba było wyleźć za cypel. A tam już czekały wredne fale. Jak ja nie lubię nurać z brzegu to po prostu historia. A w wodzie widoczność rzędu sześciu metrów z zawiesiną piachu, czyli jak na Egipt zerowa. Spacerek tam i z powrotem przy pryzmie kamieni, w międzyczasie dwa wyjścia po balast, skutkiem czego mam na sobie czternaście kilo ołowiu. Wiatr wiał jak dziki, a z innych przyjemności to odpięta płetwa, fala przez łeb i lądowanie na drobnych koralowcach. Pianka ochrzczona – dziury na kolanach (obu!) – znaczy w piance bo osobiste kolana bez szwanku, za to niezłe kancery na dłoniach. Jak dodać je do tych, które załatwiłam sobie nosząc sprzęt to okazuje się, że nie mam czym pianki wciągnąć. Do tego jeszcze parę godzin moczenia w solance. No, ale czego się nie robi dla własnej przyjemności.

Towarzystwo dobrało się jak w korcu maku. Nuranie z bandą facetów to swoisty folklor, bo panowie niewybredni są w słowie i choreografii. A i dowcip rubaszny a wulgarny sypie się zewsząd. Nie można powiedzieć stanowią wielobarwne zbiorowisko folklorystyczne. Jedno, co dobre, że nikt mnie nie traktuje jak królewny i nie próbuje mnie wyręczać. Nie lubię tego. Owszem, co innego pomocna dłoń przy ściąganiu pianki (dłoń o która poproszę!) a co innego klarowanie za kogoś sprzętu. Jest tu kolejna para pod tytułem ojciec z córeczką (nastoletnią) i znowu pojawia się to, na co napatrzyłam się podczas poprzedniego pobytu i odczułam na własnej skórze. Niby to nie moja sprawa, ale jak jej kiedyś przyjdzie samej złożyć sprzęt to będzie problem. Zwłaszcza z tymi (!) paznokciami.

Michał (instruktor) jak zawsze bezceremonialny, jak przypieprzy to się człowiek ledwo na nogach utrzyma, bez ogródek i zawijania w cokolwiek. Tak czy inaczej po wczorajszym sprawdzającym zebrali wszyscy. No, ale czego się spodziewać, on spędza pod wodą niemal pół życia, a jak się człowiek wyrwie, żeby pobulgotać przez tydzień od wielkiego dzwonu to praktyką trudno to nazwać.

Brak komentarzy: