14 czerwca 2006

Uległość podwodna

Co jest z tym nuraniem? Zmęczenie i ból, a w nagrodę krótka wizyta w odrealnionym świecie. Tyle tylko ile wiatru w butli, tyle tylko ile ciało znieść potrafi. Poranione dłonie wystawione na pastwę koralowców, gdzie każde skaleczenie goić się będzie tygodniami. Palce powoli tracące umiejętność chwytania. Ciągłe pilnowanie siebie – postawy, ułożenia ciała, oddechu, trajektorii ruchu. I wzrok partnera pełen politowania lub aprobaty. A na koniec zimna wiwisekcja całego nurkowania. Piętnowanie bez pardonu uchybienia, słowa, które potrafią szczypać bardziej od słonej wody. I ta bezsilność, kiedy okazuje się, że umysł i ciało niby wiedzą, co mają robić, ale brak rutyny niweczy ich zamysły.

A mimo to kocham ten stan. A może kocham go właśnie dlatego? No bo jak inaczej wytłumaczyć fakt wciągania ciasnej neoprenowej pianki na podrażnioną słońcem skórę bez jednego słowa skargi? Jak rozciągając mięśnie niwelować bolesny skurcz wiedząc, że nadejście kolejnego jest tylko kwestią czasu? Jak wziąć na siebie ponad dwadzieścia kilogramów sprzętu wszelkiej maści i skoczyć w otchłań? Kiedy stojąc na pomoście jedna myśl „po co mi to?” wyganiana jest z głowy przez inną – „skacz!”. Kiedy adrenalina przekracza poziom zdrowego rozsądku, kiedy oddech wstrzymywany z wrażenia zaczyna pulsować pod czaszką, kiedy lustro wody zostaje daleko w górze.

I powracająca jak fala myśl, że jest tylko jeden sposób żeby opanować technikę do perfekcji. Droga przez zniewolenie, nakaz i rozkosz jak z tego płynie…

Brak komentarzy: