9 grudnia 2005

Optymistyczny opad i ohydne okruszki

Za oknem biało. A ja nie muszę nigdzie jechać, nie muszę zmagać się ze śliskością na jezdni. Patrzę przez okno na nieskazitelnie optymistyczną minę, jaką przybrał świat dookoła. Czasami tak trzeba. Wyłączyć komórkę i popatrzeć na śnieżne drzewa. I można zacząć dzień. Może od rozkosznej kąpieli, a może od smacznego sexu? A może uszyć coś z lacki? Hmm albo zrobić rajd po sklepach z zabawkami dla dorosłych? Sama nie wiem… takie osiem godzin czasu wolnego bez pracy, bez Młodej w domu… No sama nie wiem od czego zacząć? A może kino? Albo zostać w łóżku przez cały dzień. Niee, chociaż na śniadanie muszę wstać, nie lubię jeść w łóżku, do szału doprowadzają mnie okruszki w pościeli. Wrr dostaje długich kręconych zębów na samą myśl o nich. Takie szeleszczące, kłujące, uwierające małe paskudztwa, którym pomóc może jedynie wytrzepanie prześcieradła. Ohyda. No dobra wstanę z łóżka i zrobię dziś coś dla samej siebie. Zrobię sobie dobrze. Nie wiem jeszcze dokładnie jak, ale postanowiłam, że tak właśnie spędzę dzień - na dogadzaniu sobie. Koniec kropka peel - jak mawia Młoda.

Brak komentarzy: