22 grudnia 2005

Negocjajce czy sztuka uwodzenia?

Dawno już nie byłam tak podenerwowana i podekscytowana. No ale w końcu nie ma się czemu dziwić, to gra o dużą stawkę. Niesamowite jak wiele może zależeć od chemii. Od pierwszego uścisku dłoni. Od uśmiechu. Za godzinę będę stać (mam nadzieję, że potem będę mogła usiąść) przed zupełnie obcym facetem, który będzie mi zadawał kilometry pytań. Z jednej strony chciałabym przewidzieć te pytania, mieć gotowe odpowiedzi, zaplanować wszystko w najdrobniejszym szczególe. Z drugiej jednak to właśnie refleks, czasami riposta pozwala, żeby coś zaiskrzyło. I wówczas rozmowa jest już znacznie bardziej ludzka.Boję się. Tak, boję się. Ale jak to się mówi – jest ryzyko jest zabawa. Tylko dlaczego odczuwam drżenie, dlaczego tak trudno zebrać myśli, dlaczego chciałabym być gdzieś indziej? Schować się pod cudze skrzydła.

Ale to nie ja. Wiem, że kiedy tylko przekroczę próg pola bitwy zapomnę o strachu, zapomnę o drżeniu. Wtedy można zrobić tylko jedno – stanąć do walki i spróbować wygrać. A jak? No cóż, tak gram jak przeciwnik pozwala czyli nie oszukasz nie wygrasz. Negocjacje? Nie. Czarowanie. Zobaczymy, kto lepiej opanował sztukę konwersacji.

=================

xxx 2005-12-23 14:17:42 80.72.34.250
pomysl sobie, że oboje możecie wygrać, że to nie jest gra o sumie zerowej gdzie ktos traci żeby ktoś zyskał

seXer
2005-12-22 14:33:15 217.79.145.99
Kciuki mogę ściskać?

Brak komentarzy: