12 grudnia 2005

Nie bawić się po próżni(cy)

Czekała, czekała, aż się doczekała zabaweczka, czyli jak to się mawia pierwsze koty za płoty. Wieczór całkiem już był późny kiedy Panna Pompka wyłoniła się z przepastnej szuflady, przy wtórze skrzypienia zdziwionej szafy. I wówczas napadł mnie atak śmiechu, no bo ona – ta pompka znaczy – taka różowiutka, że nawet Barbie nie odmówiłaby sobie takiej. Z pewną rezerwą patrzyłam na Kochankę sadowiącą się wygodnie (jak się wkrótce okazało wygodnie jest pojęciem względnym) w łóżku. Jej Różowość Pompka także zaległa w pościeli. No i zaczęło się. Fanfary nie zagrały tadaaaam i nikt nie przecinał wstęgi tylko od razu do dzieła. Po kilku seansach serii Obcych skojarzenie miałam jednoznaczne – przyssało się, tyle tylko, że w przeciwieństwie do Ósmego obcego pasażera Nostromo i kilku jego następców Jej Różowość Pompka odpadała od miejsca swojego przeznaczenia kiedy tylko przerywałam pompowanie. Ki diabeł myślę i kombinujemy. Może nie ta strona, a może wyżej, a może niżej. I nic z tego. Za każdym razem efekt ten sam. No, ale przecież widzieliśmy toto w akcji i się trzymało! Zaczęły się kombinacje wyższego rzędu. A to przytrzymać mocniej, a to zassać na maxa (tu były protesty ze strony właścicielki zasysanej cipencji), a to posmarować oliwką (cholera wie po co ale skoro się wymyśliło to się wykonało). I nadal figa z makiem. Ta oliwka to raczej przez skojarzenie z olejkiem silikonowym czyli tym co, tak pięknie ślizga się, cię, mnię itp., itd….

I nagle eureka! A może to resztki futerka w formie kędziorka wieńczącego wzgórek? No cóż nic łatwiejszego niż komenda maszynka w dłoń – loczek eksterminować! Chwila przerwy (i całe szczęście bo to różowe coś do naciskania strasznie twarde jest i od trenowania muskle bolą). Serio, nie przypuszczałam, że może się to stać uciążliwe. Ale z drugiej strony ani twórca ani producent nie przewidział ciągłego pompowania. Po akcji golono-strzyżono to już zupełnie inna robota była. No bo tak. Pompkę wziąć i umieści w miejscu przeznaczenia – raz. Pompować chwilę – dwa. I już. Trzymała się jak złoto. No i widoki były apetyczne. Wargi nabrzmiewające purpurą i wypełniające powoli wnętrze plastikowej kopułki. Mniam. I tylko pomacać nie można bo plastik twardy jest. A jak już przy twardości to przy dłuższym używaniu Jej Różowość dość wrednie uwiera w pachwiny, no ale czego się nie robi dla przyjemności. Dostęp ograniczony, można tylko popukać w szybkę (ale jak się okazało pukanie zostało wkrótce zabronione). Próba chodzenia wypadła dość zabawnie (teraz już rozumiem dlaczego M. przyjmowała dość dziwne pozycje i jeszcze dziwniejsze odgłosy wydawała przy tym). No, ale wiemy przynajmniej, że można. Powrót na łóżko i jedziemy dalej. Drobne protesty zasysanej i artykulacja niezrozumiałych dźwięków wskazywały, że dotarliśmy do końca. I dokładnie tak było. Purpurowa i ociekająca łechtaczka w towarzystwie nabrzmiałych warg przeciskały się między sobą niczym dzieciaku przyklejające nosy do szyby wystawowej w lodziarni. Delikatne syknięcie oznajmiło amnestię i wypuszczenie stłoczonego towarzystwa na wolność.

Widok smakowity był a i wrażenia z dotknięcia tego cudeńka ciekawe. Nie było czasu na podziwianie bo w oka mgnieniu Pański Kutas podjął czynności sprawdzające na świeżo odbitym (a może raczej świeżo odessanym) froncie. Szybkie polecenia wydane mnie i już sadowię się na miejscu ‘kaźni’. Pan osobiście i własnoręcznie zabrał się do rzeczy (całe szczęście, że zafundowałam sobie postrzyżyny rano i zassanie odbyło się bez najmniejszego problemu. No może tylko taki, że dłonie Pana do silniejszych należą i przyłożyły się może nawet za bardzo jak na pierwszy raz. Na szczęście za naciśnięciem guzika można trochę oddech złapać. Technicznych problemów nie było. A wrażenia? Hmm… dziwne. Spodziewałam się czegoś trochę innego, chyba nie wzięłam poprawki na wielkość powierzchni, którą można zassać. Jedyne porównanie jakie miałam to maleństwo zdolne pomieścić samą tylko łechtaczkę. A to, to już zupełnie inna kategoria – klasa krążownik. No ale nie uprzedzajmy się. Szybka wymiana zdań, której towarzyszył syk i zmian pozycji, potem kolejna. Moje zastrzeżenie do maszynerii, za duży fragment podlega zassaniu, co przy równomiernym nabrzmiewaniu powoduje, że środek pozostaje hmm trochę… zaniedbany. Ale metodą prób i błędów oraz ułożeń różnych udało się znaleźć taką konfigurację, która dawała pożądane efekty.

Pompka jako ‘młodsza siostra’ vacbeda oferuje zdecydowanie mniej doznań. Przede wszystkim dlatego, że eliminuje dotyk w newralgicznych miejscach. W zasadzie to zaczynałam świrować momentami z tego właśnie powodu, że nie mogłam poczuć dotyku na tych wszystkich punktach g, które nagle wypełzły na zewnątrz i obsiadły nabrzmiałości. Z tej przyczyny wróżę pompce całkiem niezłą karierę w kategorii torturki bdsm, zwłaszcza w połączeniu z unieruchomieniem może być cholernie trudna do wytrzymania. Samo zassanie jest bardzo przyjemne, ale jest hmm jak aperitif, w oczekiwaniu na danie główne. Po głowie chodzi mi od razu coś, co można byłoby wrzucić do środka. Coś, co dawałoby efekt dotyku (statycznego ale zawsze). Trzeba będzie pokombinować. No właśnie statyczność jest tu niedogodnością. Częściowo można temu zaradzić naciskając gumową część pompującą przy zamkniętym otworze wylotowym. Dzięki czemu nie zwiększa się podciśnienia, a jedynie wywołuje ruch przez chwilowe zmniejszanie i zwiększanie objętości powietrza pozostającego w obiegu. I to już jest mniam mniam. Maksymalne zassanie ociera się o ból, więc jego poziom jest uzależniony od indywidualnej wytrzymałości. Jest miło, ale ciągle nie opuszcza mnie wrażenie niedosytu. I całkiem słusznie. To, co najlepsze miało dopiero nadejść…

Po zdjęciu pompki mogę wreszcie dotknąć tych miejsc dotyku spragnionych. Łechtaczka sprężysta i purpurowa i mięsiste wargi, więc orgazm niemal natychmiastowy (czyżby stąd pochodziło powiedzenie jak za dotknięciem różdżki – w tym przypadku palca). To co się momentalnie daje zaobserwować to zdecydowanie większa powierzchnia skóry reagującej intensywnie na bodźce i wilgoć sącząca się perwersyjnymi kroplami. Przy chodzeniu po prostu czuję siebie znacznie bardziej niż dotychczas, kołysanie biodrami wprawia mnie w błogostan, każdy ruch krzyczy do mnie moim własnym ciałem. Ciałem którego dotychczas nie było mi dane czuć w ten sposób. No ale wszystkie te przyjemności zostają zdystansowane przez… najzwyklejszy w świecie sex, czyli zgodnie z definicją ułożoną na potrzeby pewnego związku – penetracja członkiem męskim w czystym tego słowa znaczeniu. Odlot. Napięcie warg sprawia, że każdy milimetr odbierany jest jak cal, długie niekończące się posunięcia zarówno w jedną jak i w drugą stronę. Jak przesuwanie smyczka po coraz dalszych strunach, jak wydobywanie coraz głębszych dźwięków. Nie znałam takiego sexu, a szkoda…

Reasumując: zabawka śmieszna, możliwości sporo, zaskakujące efekty (zwłaszcza te po). Trzeba popracować na kilkoma modyfikacjami lub połączeniem z czymś jeszcze bo efekty mogą być ciekawe. Taki na przykład kolczyk… musi być odczuwalne jego istnienie przy takim zassaniu. Trzeba podpytać M. w końcu jest posiadaczką i jednego i drugiego. No i jeszcze jedna uwaga efekt zassania utrzymuje się przez parę godzin (niektórym nawet do rana). Więc nie jest to zabawa po próżnicy.

Brak komentarzy: