9 marca 2006

Zapach przeszłości

Jakiś czas temu dopadły mnie wspomnienia. Znienacka. Przy ludziach i przez ludzi. A dokładnie przez jednego człowieka. I to za sprawą zapachu. A zapach wcale zapachem człowieka nie był, ale zapachem konia. Tak, właśnie takiego wielkiego, pięknego stwora z najdelikatniejszymi chrapami na świecie. Nic nie jest w dotyku takie jak końskie chrapy, nic. Aksamitnie miękkie, delikatne, ciepłe i żywe. Wrócił widok zaśnieżonego lasu, dotyk rzemienia miedzy palcami, palcat trzymany palcami lewej ręki, słoma we włosach, i całe dnie spędzane w stajni. Jakże proste wydaje się życie nastolatka z perspektywy trzydziestego szóstego krzyżyka. Wystarczyło odrobić lekcje w piątek, wstać w sobotę o piątej, przejechać autobusem przez całe miasto a potem pekaesem jeszcze z pół godzinki i kolejne pół godzinki spaceru, żeby znaleźć się w raju. Na dwa długie dni… I powrót tym samym publicznym środkiem transportu, powrót szczęśliwie zmęczonego człowieka przesyconego zapachem stajni, końskiego potu i dziegciu.

Dziś, zupełnie nieoczekiwanie, kiedy przechodziłam obok konnego wozu dopadł mnie ten właśnie specyficzny zapach. Tym razem jednak nie przyniósł obrazu galopu przez zaśnieżony las. Dziś przypomniał mi smak pocałunków i macanki na strychu stajni. Tuż nad głowami stojących koni. I chociaż we wspomnieniach nie było sexu (bo panienką z dobrego domu byłam przecież), to teraz, nagle poczułam trzepotanie w środku. I jedyne skojarzenie jakie mi się nasunęło to zwierzęco dziki sex. I to właśnie nie sypialni, ale tam w stajni, wśród parujących, zgrzanych koni. A dziś, dużo lepiej niż wówczas, byłabym w stanie wykorzystać różne stajenne urządzenia, ot choćby wyposażenie siodlarni…

Kurcze, będę musiała bardzo uważać, kiedy znowu odwiedzi nas Człowiek-Przynoszący-Zapach-Konia. Bo nie mam pojęcia jakie wówczas skojarzenia zapach ten przywoła. A może tak Młoda załapałaby końskiego bakcyla? A ja po cichutku razem z nią… Trzeba sprawdzić!

Brak komentarzy: