24 czerwca 2005

I słowo stało się ciałem...

Strach i podniecenie mieszały się ze sobą od rana, wyczekiwanie i chęć ucieczki przed tym, co nieuniknione... oto emocje poprzedzające Noc. Nic jednak, nawet najśmielsze marzenia nie mogą równać się z tym, co nastąpiło...Na początku była... mgła, gęsta, zasnuwająca całą okolicę. Trochę demoniczną, trochę obca, trochę przerażająca.

A jednak weszłam w tę mgłę, choć nie potrafiłam oprzeć się wrażeniu, że wśród mgły pobłyskują delikatnie setki oczy śledzących każdy z moich niepewnych kroków. Mój Anioł, wskazujący drogę, oddalał się w kierunku serca mgły. Podążałam za Jego cieniem, starając się dotrzymać kroku. W końcu dotarłyśmy do krzaka, który wyznaczał kolejny etap. Tu bowiem miałam porzucić moje dotychczasowe ja, moją zwykła fizyczność, dalej wstęp miała już tylko kapłanka. W oddali majaczyła pomarańczowo złota łuna. To tam czekało przeznaczenie...
Przez chwilę stałam naga pośród morza traw i mgły. Czułam jak osiada mi na ramionach, na twarzy... widziałam własny oddech unoszący się parującym obłokiem z ust. Ciało zareagowało natychmiast. Dreszcz. To pierwszy dotyk jakiego doświadczyłam tej Nocy. Wilgotny, chłodny dotyk nocnej mgły. Może sprawdzała czy jestem rzeczywista, czy jestem fizyczna. Ona. Mgła. Zdawała się być jak królowa matka, wszystkiego doglądała swoim okiem, wszystko sprawdzała władczą dłonią nie znoszącą sprzeciwu. Przywdziałam moją szatę z mglistych nitek utkaną, szatę której pragnął Demon. Drugi dotyk tej Nocy. I znowu chłodny, tym razem jednak spłynął miękko po plecach i piersiach i z każdą chwilą nabierał ciepła – mojego ciepła. Potem jeszcze szal, w kolorze czerwonego wina lub czerwonej krwi, którym otulona szłam tam, gdzie miało dojść do spotkania na krawędzi światów. Śliska, organzowa szata wymykała się z dłoni, jakby chciała odsłonić wszystko to co miała skrywać. Z każdym krokiem obraz stawał się wyraźniejszy, Pomarańczowa łuna stawała się złotym, płomiennym kręgiem, tym samym, w który miałam wkroczyć. Po raz pierwszy nie we śnie, ale na jawie. Ze strachem przekroczyłam języki ognia. Uklęknąwszy pośród płomieni pokłoniłam się trawom i kwiatom w podzięce za przyzwolenie bycia tutaj. Oddały pokłon kołysane niewidzialną dłonią Wiatru. Zamknąwszy oczy przywołałam pod powiekami dobrze znany mi obraz płomiennego kręgu. To był ten sam płomień, ten sam taniec migotliwych języków. Teraz mogłam już tylko czekać na przyjście Demona...

I stało się to co zostało przepowiedziane. Odrzuciłam krwistoczerwoną ciepłą i bezpieczną przystań, okryta jedynie ofiarną szatą czekałam Jego przyjścia. Stanął nade mną. I choć moje oczy nadal były zamknięte i przewiązane szarfą czułam, że to właśnie On. Dotyk Anioła przywrócił mi świadomość. Po raz ostatni tej nocy. Potem już czułam coraz większe ciepło. Kiedy zaś Anioł, zetknąwszy nasze dłonie, rozpłynął się we mgle, czas się zatrzymał. Trwaliśmy tak, bez ruchu niemal napawając się rozkoszą jaką może dać jedynie dotyk. Nasze palce dotykały się wzajemnie, przesuwały powoli, zapamiętując każdy milimetr skóry, każde zgięcie palców. Dlaczego to serce tak głośno bije, dlaczego? Moje dłonie wzniesione do góry, Jego dłonie na moich przedramionach, na ramionach, na szyi... Głos, którego nie było... Dźwięczny szczebiot słowika. I ciepło. Wszechogarniające ciepło, poczucie intymnej przytulności wśród bezmiaru traw i mgły. To krąg płomieni przenosił nas w te miejsca i ten czas, które były naszymi. Tak, byliśmy u siebie, w naszym świecie, gdzie to co działo się teraz wydarzyło się już niejednokrotnie... Cudowne, magiczne spotkanie... czego trzeba mi więcej. Niczego? Ależ owszem! Chciałam więcej, więcej, więcej. Chciałam... Ale Demon dobrze mnie zna, bardzo dobrze... kazał mi czekać na każde nowe doznanie, kazał mi czekać. Czekałam więc, a kiedy przyszedł czas poczułam Jego dłonie we włosach, poczułam oddech na twarzy, usłyszałam ten szept ‘nardi... moja’. Tak to Demon, ten sam, który nawiedzał moje myśli i sny, ten sam. Jego palce tak gorące, że niemal rozcinały skórę. Zaciskając się we włosach przyniosły odrobinę bólu... A potem, kiedy rysowały ścieżkę na szyi, ścieżkę kreśloną nie opuszkiem palca ale paznokciem jęknęłam z rozkoszy i bólu. Wtulając się w ramiona Demona przeżyłam pierwsze tej nocy spełnienie. Gwałtowne, niemal bolesne, wyciśnięte z głębi ciała. Oznajmione światu jedynie cichym skomleniem. Mokre ciepło na powiekach to Jego język. Jeden krótki moment, nie miałam jednak łez dla Demona. Nie dziś. Podniecenie mnie wypełniało. Z każdym zetknięciem skóry, z każdym wymówieniem mojego imienia było go więcej i więcej. Wylewało się ze mnie, sączyło przez skórę i rozpływało we mgle.
Zatopieni w sobie, zaplątani w moją szatę byliśmy ponad czasem, ponad wszystkim... przez zamknięte powieki przesączał się blask płomieni. Jakże bardzo chciałam otworzyć oczy, żeby zobaczyć to wszystko, żeby słowo stało się ciałem i obrazem, żeby dopełnić to wszystko tak, jak o tym marzyłam. Ale nie, tak się nie mogło stać. Wszak spotkaliśmy się tu dla dotyku. Więc jedyne co mogliśmy sobie dać to dotyk. Tak więc pozwalaliśmy naszym dłoniom błądzić po dłoniach, po twarzach, po włosach. Starając się zapamiętać to, co wyczuwały opuszki palców. Nieskończoną ilość razy dotykaliśmy własnego dotyku. I tylko ta żądza czająca się w zakamarkach ciała, w jego wnętrzu, ta żądza, która pragnęła zaspokojenia, spełnienia... Jakże trudno było trzymać ją na wodzy. Przyszedł jednak moment, kiedy wola osłabła, kiedy wszystkie bastiony zostały opuszczone przez obrońców. I wówczas ostatkiem siły wyszeptałam ‘muszę odejść’. Zadziwiona własną śmiałością i stanowczością, powtórzyłam ‘muszę odejść’ wciskając zerwaną z oczu szarfę w dłonie Demona. Podniósł ją i wąchał, potem zbliżył twarz do mnie i wciągnął także mój zapach gdzieś w najdalsze zakamarki umysłu. ‘Zaczekaj jeszcze chwilę, zaczekaj na mój prezent’. Dostałam mój prezent, bardzo osobisty... ściskając go w dłoni wstałam i Anioł wyprowadził mnie z kręgu ognia.
Teraz mogłam się odwrócić, mogłam otworzyć oczy i spojrzeć... ale nie zrobiłam tego. Odeszłam tak, jak winnam była odejść – w ciszy i pokorze, jak Lott. I tylko moja kobiecość domagała się wciąż więcej i więcej. Teraz, kiedy stałam, moje podniecenie wypływało ze mnie rwącą rzeką. Wszystko to, co wywołał we mnie dotyk skapywało na trawy, znacząc ścieżkę, po której szłam. Demonie, nie dałam Ci łez, ale wiedz, że dostałeś ode mnie po stokroć cenniejsze krople – krople mojego pożądania. Choć nawet o tym nie wiesz... A może wiesz... z Demonami nigdy nic nie wiadomo na pewno, zwłaszcza tymi, które pachną karmelem i smakują brązowym cukrem...
Co się wydarzyło tej nocy pyta wielu? W zasadzie nic. Dotykaliśmy się. I co nam z tego przyszło pytają inni. W zasadzie nic. Jedynie Niespełnienie. Niespełnienie. Niespełnienie... Czy było warto wyszeptał ktoś? Tak! Tak! Tak! Po stokroć warto było! Dla tego Niespełnienia właśnie!
Dziękuję Panu Mężu i Aniołowi za to, że swoją obecnością albo jej brakiem, przyzwoleniem lub czynnym udziałem pomogli zrealizować nieosiągalne. Pomogli nam się dotknąć.

Brak komentarzy: