30 września 2005

Fetyszowe kwestie tym razem

Fetyszowe, jak fetyszowa impreza. Ciekawe jaka to będzie impreza. Mam nadzieję, że fajna i choć trochę adekwatna do nakładu pracy związanego z przygotowaniami. W ciągu tego tygodnia przećwiczyłyśmy chyba wszystkie możliwe sposoby połączenia dwóch warstw – hmm materiału. Ale tak to jest jak się człowiek chce ubrać niepowtarzalnie. To najpierw sobie wymyśli w co się ubierze, nabędzie materię stosowną, zmierzy, a potem to już tylko korzysta z dostępnego zasobu słów różnych, na określenie swojego stosunku do materii. Tej nieożywionej rzecz jasna. Nie zna życia kto nie szył czegokolwiek z lacki lub innego PCV, oj nie zna. Toż to się draństwo kroić nie chce (zwłaszcza jak się dysponuje nie do końca ostrymi nożyczkami) a o szyciu nie wspomnę. Ciągnie się toto jak guma, przykleja do siebie i do maszyny.

Ale przede wszystkim obchodzić się z tym trzeba jak z jajkiem. Ani zaprasować ani przypiąć szpilkami, ani sfastrygować. No świat się kończy. I człowiek kombinuje jak kot za szafą, żeby się udało. A to podkłada papier pod igłę (żeby się szyć dało) a to spinaczy biurowych zamiast szpilek używa, a to McGyverowej taśmy, a to malarskiej papierowej. A czas płynie. Do imprezy została doba a dopiero 3/5 ciuchów uszyte. A dziurki metalowe trzeba jeszcze w nich nabić. Jak to A. wczoraj stwierdziła ‘nie dziwię się cenom lackowych ciuchów’. Coś w tym jest.Ale za to jedno jest pewne nikt nie będzie ubrany tak jak my. Ciekawe czy gdybyśmy wyszli w tych ciuchach na ulicę to by nas zamknęli za zakłócanie porządku publicznego czy nie? Jak impreza będzie kiepska to zawsze możemy to sprawdzić. Lista garderoby na jutro: spodnie, sukienka, koszula, czapsy, gorset. I jakieś duperele w postaci skarpetek (bo majtek to raczej nie, w każdym razie nie wszyscy, hihi) pończoch i bucików.

Kolorystyka: czerń kominowa (czytaj: sadza) i czerwień strażacka (czytaj: trudno nie zauważyć). Zestawy jednobarwne, dwubarwne i łączone. Wszystkie możliwe kombinacje. No chyba mnie tam trema zeżre na przystawkę zanim zdążę wejść. Kolejny raz, kiedy zrealizowany jest pomysł z kategorii nie z tej ziemi. Swoją drogą to nasza determinacja jest ogromna. Tyle czasu przy maszynie dla jednej imprezy?! No właśnie. Ale z drugiej strony warto było, choćby po to, żeby Pana Męża zobaczyć w tych spodenkach, mniam śliczny tyłeczek. A jak już jesteśmy przy tyłeczku to ten drugi sznurowany też wyglądać będzie musiał apetycznie. A ja nie dość, że w majtkach to jeszcze spodnie z dziurą na tyłku. Hmm może jednak zmienię zdanie? Spódniczkę zawsze jeszcze zdążę do jutra uszyć. Nocą jak Kopciuszek…

Brak komentarzy: