21 września 2005

Chciałaby dusza do raju

Do raju albo do piekła, bo dokładnie nie wiadomo gdzie kończy się jedno a zaczyna drugie. Nie minął miesiąc od mojego publicznego występu. Jeszcze na udach widać ze dwa ślady po rzemieniach pejcza a ja już myślę o następnym spotkaniu z LA. I tylko sama nie wiem czy miałoby ono być bliższe temu pierwszemu, bardziej intymnemu czy wręcz przeciwnie bardziej publiczne. Bo oba miały swoje lepsze i gorsze oblicza. Chociaż w obu byłam daniem głównym to jednak inaczej zupełnie podanym i inaczej skonsumowanym. Oj tak, chciałabym jeszcze, bardzo bym chciała. To ostatnie spotkanie odsłoniło we mnie całkiem nowe pokłady ekshibicjonizmu, takie o jakie się nawet nie podejrzewałam. Tyle tylko, że przez tę publiczną formułę nie wszystko dało się zrealizować. Więc może jednak mniejsze grono? Sama nie wiem… ale wiem jedno. Ona jest królową fistu i tak bliskiego kosmosu jak ten podany Jej dłonią nie ma nigdzie indziej. Raj podany na dłoni i zamknięty w pięści… Jest jedyna w swoim rodzaju. Obie mamy chyba dość mocne skrzywienie na punkcie fistu, ale niech tam – życie jest krótkie i nie można sobie odmawiać przyjemności, zwłaszcza takiej!

Poza tym mamy pewną nieskończoną sprawę, tę której maleńki kawałeczek miałam możliwość skosztować. Mam na myśli oczywiście fist analny. Bo ten wstęp, który mi podarowała był niesamowity, absolutnie niesamowity. Więc pełna penetracja po prostu musi być rewelacją. Jej ufam i Jej pozwolę na to (oczywiście za aprobatą Pana i w Jego obecności). Uwielbiam dochodzić do własnych granic w Jej dłoniach. Dochodzić i przekraczać je. Choćby o krok. To była noc niesamowitych orgazmów. I to nie tylko ten na stole, który nie wiem kiedy się zaczął ani kiedy się skończył. Nie potrafię powiedzieć ile razy tamtej nocy byłam na szczycie. Świadomie pamiętam, że były, ale ile – tego już świadomość moja nie raczyła zapamiętać. Zresztą nie dziwne, bo kto jest w stanie to zrobić? Nikt. Faktem jest, że to była jedyna w swoim rodzaju noc.

Faktem jest także, że chciałabym znowu przeżyć coś takiego. Nie mówię powtórzyć tę noc, bo z Nią niczego nie da się powtórzyć – można jedynie przeżyć coś nowego. Tak, szaleję na punkcie Tej Kobiety, uwielbiam jej uśmiech, którym mnie zniewala. Uwielbiam kiedy wyciąga do mnie dłoń, do której łaszę się jak szczeniak. Uwielbiam kiedy mówi ‘Boisz się? Niepotrzebnie” albo „Boli? Musi boleć, przecież wiesz…”. Wiem, wiem o tym doskonale. Wiem. Wiem także jak lubi błaganie o łaskę. To samo błaganie, które z takim trudem przechodzi mi przez gardło. I chociaż zawsze respektuje to, co jestem w stanie znieść to jednak przekraczamy Rubikon za każdym razem. Pocałunki, których tym razem mi skąpiła, te pocałunki z silnym zassaniem, którym wysysa moją duszę… Może nie zasłużyłam na nie, a może zarezerwowane są jedynie na intymne spotkania. Jej swoboda jest niesamowita, uśmiech oczu, któremu nie sposób się oprzeć, polecenie wydane szeptem. Wyważona, niewymuszona władza, której podporządkowuję się z rozkoszą. Smycz, którą bierze z rąk Pana i którą zawija na dłoni. I… kwiaty, które od Niej dostaję. Róże. Zawsze róże.

Brak komentarzy: