10 września 2005

Plany dziś, jutro, pojutrze...

Powoli usypiam moja biurową rzeczywistość, z nadzieją, że wczoraj odebrałam ostatni w tej kategorii telefon. Zamykam oczy i widzę lazur wody aż po horyzont. Już niebawem, już za momencik, już za chwileczkę. Zmiana otoczenia zawsze działała na mnie dobrze, tym razem nie będzie inaczej. Wczoraj, kiedy wzięłam do ręki maskę chciałam wraz z Młodą zanurzyć głowę w wannie i pooddychać przez fajkę. No ale nie bardzo wypada dorosłej kobiecie. Spokój, senne przelewanie się przerzedzonych grup turystów w wąskich uliczkach, zachłanne oglądanie architektury, słońce i woda. Tak, już za kilkadziesiąt godzin... A wieczorami niezakłócona niczym, prócz pieśni cykad i blasku gwiazd, kojąca cisza, kołysana wiatrem od morza. Pamiętam wieczory z przed roku, kiedy siedziałam na tarasie z laptopem na kolanach i szklanicą zimnego soku, kiedy wokół lampy rozsiadały cię maleńkie gekony ucztujące wśród zlatujących do światła owadów. To wówczas spisałam większość z moich opowieści. Ciało zmęczone fizycznie i jednocześnie niezmącony czymkolwiek umysł, któremu słów składanie przychodzi z lekkością. A tyle jest do opisania... historia podróży samochodem, dwa słowa o broni, foliowe perypetie, wieczór trzech fistów, coś z kategorii babiniec też się znajdzie... Tak dużo tego w mojej głowie, tyle tylko, że zepchnięte w zakamarki niepamięci, czekają na swój moment... Przede wszystkim jednak to sytuacja, w której chce coś na pisać a nie muszę coś napisać.

Tak dawno nie byłam na wakacjach... należą mi się... Czas zacząć pakowanie...

Brak komentarzy: