14 września 2005

Urlopowe pisanie

Włączyłam komputer, po raz pierwszy od kilku dni. W zasadzie to nawet nie po to, żeby coś zrobić, ale żeby obejrzeć film. Taka mała urlopowa niespodzianka dla Młodej. Zasnęła w trakcie, więc… skoro już był włączony… postanowiłam zrobić kilka zapisków. Nawet zaczęłam dwa teksty, ale potem otworzyłam katalog z różnościami. Nie, nie ze śmieciami, ale właśnie z różnościami. Kopie notek z bloga, listy, zapiski pomysłów, konspekty opowiadań. Zaczęłam czytać. Różne, takie z ubiegłego roku, takie całkiem świeże z przed miesiąca, takie sprzed nocnej łąki. W pierwszym odruchu zaczęłam je kasować, bo w końcu do czego potrzebne mi kopie. Ale po chwili uświadomiłam sobie, że jeżeli nie mam dostępu do netu, jeżeli nie jestem w stanie dostać się do serwera poczty nie mam słów, nie mam własnych słów… A do nich bardzo jestem przywiązana, z każdego zdania wyczytuję nastrój jaki mi towarzyszył kiedy pisałam, z każdego słowa. Znów zraszam klawisze łzami czytając to, co pisałam do Demona Ognia, znowu wzruszam się na myśl o tym, kiedy moja kochanka była tylko ze mną, drżę czytając opowieść o obroży… Tak, trzymam to wszystko bo jestem sentymentalna. I nie zamierzam tego zmieniać. Choć czasami sama śmieje się z tego, choć czasami nie wychodzi mi to na dobre, nie potrafię znienawidzić i wyrzucić z pamięci. Zawsze jest choć jedna chwila warta tego, żeby ją zapamiętać, zapisać, uwiecznić. Zawsze. Więc zostaną przy mnie jak coś bardzo osobistego, jak posag, jak dobytek, który wraz z faraonem znajdował swój kres w jego grobowcu. Nie zamierzam wyzbywać się myśli, które nazwałam słowami. Chodź, świadomie lub przypadkowo, straciłam część swojego archiwum to, co ocalało – zostanie.

Brak komentarzy: