25 sierpnia 2015

Cenoty po raz pierwszy (retrospekcja)



Zapiski z czasu pierwszych nurkowań w jaskiniach Jukatanu, wizualne wspomnienia tutaj

Obcy człowiek, w obcym kraju sugeruje sen na jednym z siedzeń busa. Za mną dwadzieścia osiem godzin podróży samoloty, lotniska, samoloty, lotniska, samoloty. Zamykam oczy i pozwalam wieźć się w nieznanym kierunku. Nieznanemu człowiekowi. Pod powiekami nicość w objęciach zmęczenia odziana w płaszcz oczekiwań. Kiedy kolejny raz otwieram oczy nawet nie zdaję sobie sprawy, że gdzieś uciekły kolejne dwie godziny. Różnica czasu dźga zegar biologiczny. Coraz bardziej jestem przekonana, że to szaleństwo wybrać się na drugi koniec świata, żeby zakosztować nieznanego.

Pierwszy dotyk słodkiej wody. Jest inna. Jest bardziej… czy ja wiem… wodnista. Niebieskawo zielona, z dywanem roślin i wystającymi z dna zatopionymi konarami drzew. Przejrzystość idealna. Skąd zatem ten dreszcz wzdłuż kręgosłupa? Może przez ostro wyszczerzone skalne odrzwia do wnętrza ziemi? Może przez świadomość czekających na mnie ciemnych i ciasnych przestrzeni? Nie wiem. Ale na równi ze strachem słyszę wołający mnie głos, niczym syreni śpiew. Kusi, nęci, zachęca. Wiem, że nie będzie odwrotu. Ale nie ma we mnie wahania, jest tylko wewnętrzny przymus żeby to zrobić, żeby zakosztować całym ciałem i umysłem nieznanego, od którego dzieli mnie jeden krok.

Z drewnianego pomostu opadam w przyjemnie chłodnawą wodę. Jej rozbryzgujące się strugi zamykają się nade mną niczym ramiona przygarniające do piersi. Jak zawsze pierwszy skok trochę z obawą, z lękiem, z przestrachem. Ale to jak jazda na rowerze, tego się nie zapomina. I nawet jeżeli umysł zamarudzi gdzieś pomiędzy powietrzem a wodą to ciało pamięta. Pamięta, żeby oddychać, żeby poruszać nogami a w końcu także o tym, żeby otworzyć oczy. Z  niewiadomej przyczyny zawsze zamykam oczy podczas skoku i otwieram dopiero podczas wypływania na powierzchnię. Przyzwyczaiłam się do tego i nie próbuję z tym walczyć. To trochę tak jak próba kichnięcia bez zamykania oczu – skazane na porażkę.

Brak komentarzy: