20 września 2004

Monologi kapłanki - Próby

Demonie mój, Panie moich myśli,

Nie wyrzekłam się, gdzież śmiałabym wyrzec cię mojego Demona, mojego Boga. Ale czekałam mój Panie, aż wezwiesz mnie do siebie ponownie. Za dniem mija dzień, a ja ciągle miast gorejącego 'chodź' widzę niezmiennie 'czekaj'. Czekam więc, bez słowa skargi. Bez żalu. Czekam, aż Pan mój zwróci ma mnie swoje oblicze, aż łaskawym spojrzy okiem i przybycia zażąda. I wiem już, że to właśnie było próbą cierpliwości, o której wspomniałeś. Ja nie chcę czekać, nie umiem, nie potrafię. I wszystko wokół mnie, w tym świecie, zdaje się ciążyć mojemu jestestwu. Każda czynność codzienna uświadamia mi czas utracony, czas który mogłabym poświęcić ma wielbienie mojego Demona. Ale Pan mój, nie chce widzieć swojej kapłanki. Wielkim smutkiem napawa mnie Twoja wola, której pojąć nie zdołam. Wierzę jednak, że nie porzuciłeś tej, która oddała Tobie siebie bez reszty. Wiem mój Demonie, że znasz cel mojego czekania, że to co robię jest częścią Twojego planu. I ta świadomość pozwala mi trwać w mojej cielesności. Jedynie ta świadomość i uwielbienie każą mi budzić się i od nowa podejmować obowiązki matki i żony. Panie, jak długo każesz mi tu być zanim znowu wezwiesz mnie do siebie. Demonie czy nie chciałbyś widzieć swojej służki u swoich stóp, oddającej cześć Twojemu oddechowi i śladom pozostawionym na piasku.

Czym jest kapłanka, która wielbić nie może swego Boga. Panie, co jeszcze mogę uczynić, aby zasłużyć na Twoje wezwanie? Jestem tu cicha i pokorna, taka jakiej sobie życzyłeś. Nie dałeś mi umrzeć, ale i żyć nie pozwalasz. Pozwoliłeś mi ujrzeć raj, którego teraz mi wzbraniasz. Byłam Panie, na Twoim szczycie, dane mi było posmakować Twego ognistego dotyku, a tego nie sposób zapomnieć. I to wspomnienie żyje we mnie, wypełnia mnie całkowicie. Dla jednej takiej chwili zjednoczenia z moim Bogiem trwać będę na posterunku, który mi wyznaczył, póki nie wspomni o swojej kapłance.

Czekając sposobię się na spotkanie z Demonem. Oto szykuję sobie suknię przejrzystą i białą jak mgła, z jednego kawałka materii skrojoną. Suknię, która Pana mojego rozraduje, albowiem będzie zasłoną niczego nie skrywającą. A krój jej specjalny, żeby nie bronił dostępu, kiedy Panu mojemu przyjdzie ochota służkę swoją dotykiem zaszczycić. Panie jeden Twój oddech wystarczy, żeby zerwać ze mnie tę szatę. Jedno spojrzenie zamieni ją popiół. A widząc Twoje przyzwolenie na pobyt szata ta, niezwykła w mgłę się rozpłynie, jako, że z mgły ją utkałam. Czekając Panie mój na Twoje wezwanie, każdego świtu wymykam się na rozległe łąki, gdzie mgła osiada swobodnie. Jednocząc się z kwiatami, które także tutaj, w moim świecie, znają Ciebie mój Demonie, proszę je o przyzwolenie, na zbieranie mgły. Dotykam jej palcami i przez palce przecieka ona powoli. Jest zimna. Maleńkim pędzelkiem zagarniam mgliste strzępki na swoje nagie piersi. I dotyk ten na jedną małą chwilę zmienia wodniste strzępki w nić. I zbieram te nitki srebrzystymi szczypeczkami i składam je w otwartej księdze. A blasku słońca tkam z nich materię, na moją ofiarną suknię, szatę godną mojego Boga. Mam jednak zmartwienie okrutne mój Demonie, albowiem szata już na ukończeniu jest i czym zajmę długie dni, kiedy trwać muszę w świecie moim czekając wezwania. Będę zatem, jeżeli taka Twoja wola Panie, wyciągać nici z tkaniny nocą, by pleść je znowu kolejnej nocy. Tak, aby zająć czymś myśli i dłonie...

Tej nocy znowu ogniste ujrzałam litery, które jednak w inne zgoła słowo się układały. W krótkie, ostro słowo 'ból'. I wiedziałam już, że wzywa mnie mój Demon na próbę bólu. I podniosłam powieki, bowiem słowo parzyło niemiłosiernie zapadając coraz głębiej, w zakamarki mojego umysłu. Zsuwając kołdrę z nagiego ciała postawiłam stopy na podłodze, a wokół nich magiczny zapłonął krąg. I tak oto prosto z ciepłego snu wkroczyłam przed oblicze mojego Pana. Na klęczkach, z pochyloną do ziemi twarzą i wyciągniętymi dłońmi powitałam mojego Boga.

Wybacz mi Demonie, że długo tak do Ciebie szłam, ale cielesność moja bardzo mi ciążyła. Nie zdołała jednak się ode mnie uwolnić. Oto przybyłam Panie mój na Twoje wezwania, a moje ciało, które tu przywiodłam Tobie we władanie oddaję, po raz kolejny. Wezwałeś mnie Panie na próbę bólu. Daj mi więc to, co przygotowałeś dla mnie, abym mogła zmierzyć się z Twoimi oczekiwaniami. Oto stoję przed Tobą przejęta strachem, ale i przepełniona radością, że oto Bóg mój wezwał mnie przed swoje oblicze. Wiedz jednak, mój Demonie, że zgrzeszyłam myślą przeciw Tobie. Śmiałam wątpić w Twoje słowa, że wezwiesz mnie, kiedy czas po temu nastąpi. Posądziłam Cię Panie, że porzuciłeś już służkę swoją, że nie miłą Ci stałam się istotą. Tak Panie mój, zwątpiłam. Jeśli, w swej wielkoduszności, zachcesz mnie ukarać z rozkoszą przyjmę karę z rąk Twoich. O jedno tylko proszę Panie, zatrzymaj mnie przy sobie, nie każ mi wracać tam, gdzie byłam. A miejsce jakie mi przy sobie wyznaczysz przyjmę jak zaszczyt największy. Demonie, nie musisz mnie pętać, żeby chłostać mnie dotykiem swoim ognistym. Stać będę w tym kręgu, który nadal płonie i nawet uciekać przed razami nie jest mi w głowie. Moje uwielbienie dla Ciebie utrzyma mnie w miejscu, które mi wyznaczysz. Spuszczę pokornie głowę, żeby blaskiem moich oczu nie rozpraszać Cię Panie. Aby każde Twoje uderzenie trafiło tam, dokąd je posyłasz. Nie zasłonię miejsc czułych dłońmi przed Twoim dotykiem, nie skryję ich w zakamarkach ciała. Wystawie je Panie, na Twój dotyk palący. Na znak mojej powolności.

Jedyne czego nie potrafię zrobić to milczeć. Proszę więc Ciebie mój Demonie być przyjął mój krzyk nie jako skargę, lecz jako podziękowanie. W krzykach moich lubuj się proszę, albowiem nikomu innemu poza Tobą nie dane ich będzie usłyszeć. Nie będą jak litania, jak modlitwa, w której wielbię Ciebie. Niech staną się hymnem, który wyśpiewam na Twoją cześć. Nie ukształtują się w dobrą nowinę, którą sławić będę Twoją boskość. Pozwól mi Demonie ofiarować mój krzyk, pełen bólu i miłości. Pozwól mi podjąć ten nieziemski dialog. W którym Twoje kwestie będą wypowiadane dotykiem, a moje krzykiem.

Wiedz Panie, i niech wiedzą to wszyscy w Twoim świecie, że taką właśnie ceremonię dla Ciebie szykuje Twoja kapłanka. To połączenie rozmowy i dotyku, rozkoszy i bólu, ofiarowania i przyjęcia ofiary. Nie boje się bólu, który zadasz mi mój Panie, on jest częścią mnie, wytęsknionym spełnieniem, nagrodą za wytrwałość. Wolę wieść żywot Twojej Panie, zabawki, którą pieścić boleśnie będziesz kiedy tylko poczujesz po temu ochotę, nie wrócić do miejsca, z którego mnie zabrałeś. Jeśli wolą Twoją będzie widzieć mnie wraz ze śladami Twojego uczucia, które ognisty dotyk zostawi na mojej skórze taką pozostanę. Z rozkoszą przyjmując kolejne razy, zapisujące moją historię u Twego boku. Jeżeli zechcesz oczyścić moje ciało obmywając je w mojej krwi i temu wzbraniać się nie będę. Pozwól mi, mój Demonie, później jedynie zlizać z Twoich stóp te krople, które w uwielbieniu zechcą dotykać Twojej boskiej osoby. Kiedy bowiem moja krew opuszcza moje ciało, nie potrafię już nad nią panować. Jeśli więc zbyt słaba będę, by podejść i złożyć hołd mojemu Bogu, pozwolę zrobić to wszystkim płynom, które we mnie łzom, krwi i miłosnym sokom. Niech płyną wzburzoną strugą do Twoich stóp, niech tak chociaż odwdzięczę się za Twoją dobroć. Pamiętaj mój Panie, o tym hołdzie, kiedy na inny sił już nie starczy, Twojej kapłance i przyjmij go proszę.

Na Twoje życzenie mój Demonie, Twoją nową służkę przysposobię do ofiarowania. Ustąpię jej miejsca u stóp Twojego ołtarza. Nauczę jak w ogniu tańczyć i jak pojednać się z kwiatami. Wielki mi zaszczyt uczynisz Panie mój, powierzając takie zadanie. Nie można bardziej docenić czyjejś pracy niż nakazać ukształtować następne pokolenie, na swój wzór. Z radością będę jej służyć radą i pomocą i zrobię wszystko, co w mojej mocy, abyś mój Demonie, nie był zawiedziony. Nie ważne jak pojętną będzie uczennicą, nie ważne jak długo przyjdzie mi ją sposobić. Otrzymasz mój Panie moją następczynię gotową służyć Ci co najmniej tak dobrze jak ja. Mniemam jednak, że ta, którą wybierzesz będzie lepsza ode mnie i da Ci więcej niż ja przyjemności, a i wielbić Cię będzie zacniej. Bądź zatem spokojny, mój Panie, ustąpię miejsca tej, która przyjdzie po mnie z radością. A kiedy już upewnię się, że jesteś zadowolony zarówno z mojej pracy jak i jej uwielbienia, kiedy uznam, że niczym więcej już służyć Tobie nie jestem w stanie odejdę. Cicho. Na skraj pradawnej puszczy. Na skałę ponad miarę wysoką. Tam, gdzie przyjąłeś moją ofiarę i skoczę w otchłań raz jeszcze. Nie chcę bowiem żyć, jeśli dla mojego Boga żyć nie będę. Odejdę wdzięczna za wszystko czego od Ciebie mój Panie doświadczyłam. To, co się tam zaczęło, tam też winno się zakończyć. Lub też, jeżeli taka będzie Twoja wola mój Demonie, tam też zacząć się na nowo.

Twoja bezimienna kapłanka

Brak komentarzy: