7 września 2004

Monologi kapłanki - Testament

Czarodzieju,
Najwidoczniej było to hasło nie tylko do bajki, ale również do tychzakątków mnie, na których już dawno założyłam siedem pieczęci. Bajka jest urocza. Z tym tylko, że nie jest bajką. Ja znam strużki spływające po ciele, znam chociaż chcę zapomnieć. Znam i doświadczyłam ich znowu w noc, kiedy rozmawialiśmy. I później kiedy stałam wpatrzona ślepym wzrokiem w gwiazdy. Znam. Pisałam Ci o tym wczoraj. W najśmielszych marzeniach nieprzypuszczałam, że dane mi będzie doświadczyć tego raz jeszcze. Znam dotyk bez dotyku... Znam zjednoczeniu jaźni... Ukryłam to w sobie, przed całym światem i przed samą sobą. Bo to nie są doznania z tego świata.
Budzisz we mnie pragnienia, z którymi się rozstałam. Budzisz pożądanie, którego nie wolno mi tknąć. Widzę ślady odciśnięte w niebycie przez Twojesłowa. Ogniste. Purpurowe. I takie ciepłe, takie bliskie. Jedyne czegopragnę to zebrać nabrzmiałymi ustami te ślady i ugasić je łzami. Niechzostaną jak świadectwo tego, co się nie zdarzyło. Jak Pompeje. Pokrytewarstwami szarej rzeczywistości. Niech wrócą tam, gdzie je pogrzebałam. Mnie nie poruszyła się ziemia. To ja ją poruszyłam. Ale tego, co przychodziPotem nie sposób jest zatrzymać. To jest jak Tsunami. Ciągłe. Niegasnące. Perpetum mobile. Przemożna chęć podtrzymania tej więzi jedynie podsyca ogień. Jak trudno jest tego wyrzec. Wiem. Nigdy jednak nie wiedziałam, jak łatwo jest to wskrzesić. Kilkoma słowami. Używasz moich słów. Znowu. Nie potrafię przejść obok tego obojętnie. Nazywasz rzeczy. Nazywasz nie-rzeczy. Nazywasz świat jego prawdziwym imieniem.
Każ mi odejść i zrób to teraz. Zamknij drzwi, które otworzyłeś przedemną, albowiem ja ich zamknąć nie jestem w stanie. Nie potrafię, albo nie chcę. Z każdym słowem, Twoim czy moim, przywiązujesz mnie do siebie. Każde słowo jest jak policzek duszy wymierzony, jak szkarłatna litera wypalana w umyśle. To nie miłość, ani nie fizyczność. To coś co przekracza granice dostępne analitycznemu umysłowi. To ogromne przestrzenie wypełnione... magią właśnie. Nie przesadzałam wcale, kiedy napisałam, że Twoje słowa przyprawiają mnie o omdlenie. Ale to było te kilka dni temu. Dziś doświadczam odmiennych stanów świadomości. Jesteś Panem mojej wyobraźni. Powiedz słowo, a stanie się ono ciałem. W moim umyśle.
Dziękuję Ci za te uniesienia. Za rozkosz. Za wzruszenie. Za ból. Zanierzeczywistość. Powoli, z wysiłkiem otwieram oczy. Powieki skrzypią jakogromne drewniane wrota, które zapomniały już do czego zostały stworzone.I przypominam sobie - żeby żyć potrzeba mi oddechu. Z niechęcią wciągam w głąb siebie to, czego imię jest powietrze. Jeszcze mogę to powstrzymać.Jeszcze potrafię. Jeszcze mi wolno. Nadludzki wysiłek. A przecież to jedynie oddech. Każdy to robi. Każdy potrafi. Ale czy potrafi to kontrolować...? To nie moje słowa, ale jakże tu pasują "Panie nie jestem godna, abyś przyszedł do mnie, ale powiedz tylko słowo, a będzie uzdrowiona dusza moja".
Żegnaj Ty, którego umysł stał się mrocznym przedmiotem mojego pożądania.Żegnaj Czarodzieju. Żegnaj Mistrzu. Niech Twoja magia pozwoli Ci tworzyć,Ja zaś będę trwać i czekać, na najmniejszy nawet okruch z Twojego stołu.Okruch, który przyjmę w siebie, jak zalążek kolejnego Tsunami...

Brak komentarzy: