25 listopada 2004

Mała rzecz a cieszy czyli słów kilka o biżuterii...

Chciałabym pochwalić się maleńką błyskotka, którą od kilku dni noszę na szyi. Nie lubię momentu kiedy Pan każe mi zdjąć obrożę, albo sam ją zdejmuję. Najchętniej nosiłabym ją stale, ale względy, nazwijmy je społeczno-rodzinno-zawodowe nie pozwalają na to. Marzył mi się jakiś dyskretny symbol uległości, który mogłabym nosić w miejscu publicznym. I znalazłam taki! Gustowny, nie rzucający się w oczy, niewielki, srebrny triskelon. Ci, którzy znają ten sybmol będą wiedzieć co oznacza, dla niewstajemniczonych będzie to 'jakiś chiński znaczek'. Piszę o tym, ponieważ podejrzewam, że nie jestem odosobniona w swoich pragnieniach. A biorąc pod uwgę, że mikołajki za pasem może dla kogoś będzie to pomysł na niedrogi i osobisty prezencik. Zainteresowanych odsyłam na stronę Mastera i grzecznej. Tam też jest zdjęcie medalionu. I jeszcze jedno: na zdjęciu jest wersja noszona na aksamitce jako namiastce obroży. Ja wybrałam wersję zawieszaną na łańcuszku, jest co prawda mniej efektowna ale za to można ją nosić do każdego stroju - nawet biurowego mundurka (co osobiście sprawdziłam). Mój Pan chce na rewersie wygrawerować swoje imię i numer telefonu - na wypadek gdyby się sunia zgubiła, żeby było wiadomo komu zwrócić A ja jestem zadowolona bo w końcu mogę nosić 'obrożę' nie tylko przy Panu. To jest wizualny odpowiednik maksymy, którą podpisuję moje opowiadania - jestem suką i jestem z tego dumna! Szczerze polecam - mała rzecz a cieszy!

Brak komentarzy: