25 sierpnia 2006

Jak coś się ma zdarzyć to…

Urlop, urlop i po urlopie. Nie ma jak wrócić w sam środek pożaru i zacząć go gasić wszelkimi dostępnymi i niedostępnymi środkami. Człowiek poza miejscem zakwaterowania, imprezowe przygotowania w pełnym rozkwicie, aż tu nagle bum. I to dosłowne, a że bumy mają zwyczaj chadzać parami to przyszło ich więcej. Najpierw kunsztownie ułożony plan logistyczno-transportowy raczył wziąć w łeb z powodu przedłużonych wakacji właściciela środka transportu. I do wyboru albo rezygnacja z jednej z atrakcji, albo obciążenie własnego budżetu kolejnymi kosztami – tym razem taksówki bagażowej. Dyskusja, dylematy, wybory. Potem DJproblems. Prawdę mówiąc nigdy się nie spodziewałam, że rysujące płyty ludziki życzą sobie co najmniej sześćset złotych za dwie godziny roboty. Chciałabym mieć taką stawkę. No, ale jak to mówią – co nam nie zabije to nas wzmocni. Ochrona, która okresowo pojawiała i się i znikała. I lokal, którego wyglądu po imprezie nikt nie może być pewnym. Niesubordynacja niektórych uczestników o długich językach, którzy nie znają słowa dyskrecja i opisują detalicznie wystrój klubu na forum. No, aż się prosi wziąć takiego człowieka i stuknąć w miejsce na rozum. Jutro wizja lokalna w klubie, sprawdzenie czy po przebudowie da się zrealizować wcześniejsze założenia organizacyjne.

Brak komentarzy: