12 sierpnia 2006

Dyby

No i w końcu poczułam je całym swoim jestestwem. I ukochałam o niebo bardziej niż X. Nie ma porównania. W zasadzie to nie sposób sobie wyobrazić bardziej suczej i bardziej dostępnej pozycji. Już samo zakuwanie w dyby zaowocowało miękkim falowaniem we wnętrzu brzucha i przyspieszonym oddechem. Rozsunięte do znacznego rozkroku nogi odsłaniają najbardziej intymne z zakamarków, a wyeksponowane pośladki aż proszą się o dotyk rzemieni. Cudowne wrażenie absolutnego ubezwłasnowolnienia i całkowitej dostępności, bez jakiejkolwiek możliwości protestu. Stopy oparte na belkach, dłonie i szyja w objęciach drewna i zjednoczenie z meblem, który staje się przedłużeniem ciała, przejmując jego ruch i rytm kołysania. Bezbronność kobiecości wystawionej na pastwę męskiego ciała, zapełnianej gwałtownymi ruchami, deska odciskająca się obojczyku i nadgarstkach. Wyszlifowane do gładkości drewno, nasycone zapachem wosku, aksamitne w dotyku. Uwielbiam je, są takie… bezwzględne… twarde… ciepłe…

Brak komentarzy: