18 marca 2005

Chłosta - czym jest dla mnie...

Chłosta jaka jest każdy widzi, można by rzec, ale tak naprawdę ile osób tyle odczuć. Opowiem o tym czym była dla mnie pierwsza w życiu chłosta a potem opowiem o karze...

Pierwsza chłosta jest jak wszystkie inne pierwsze doznania, nie sposób jej zapomnieć. Nawet jeżeli bardzo się tego chce. Zawodzi nawet wypracowana umiejętność wypierania wspomnień. To czego, nie da się zachować w umyśle pozostaje w mięśniach – ciało pamięta. Dla mnie było to przeżycie z gatunku traumatycznych... daleko od domu... w poczuciu nieuchronności zdarzeń... w całkowitej zależności. Nie wiedziałam jak zareaguję, paraliżował mnie strach a jednocześnie miałam świadomość, że teraz albo nigdy. Moją pierwszą chłostę otrzymałam pejczem, w pozycji stojącej X... z całą otoczką... łańcuchy... kajdany... Zadziwiające ale nawet teraz pamiętam napięcie mięśni... na samo wspomnienie. Pierwsze razy były niemal zupełnie niezauważalne (chyba szok albo wysoki poziom adrenaliny). Dopiero później poczułam ból, pochodził z różnych miejsc i powoli stapiał się w całość. Doszłam do takiego momentu, kiedy świadomość, że nie jestem w stanie wytrzymać tego bólu wzięła górę. I wówczas stała się rzecz, która mnie zaskoczyła najbardziej. Nagle poczułam się jakby poza własnym ciałem. Moja bezradność i nieuchronność tego, co się działo otoczyła mnie niczym tarcza. Przestałam się szarpać, zaniechałam uników, w pokorze przyjmowałam chłostę, w bezruchu, bez słowa skargi. Nawet łzy nie spływały mi z oczu. Zupełnie jakby mnie tam nie było... Byłam zszokowaną swoją reakcją, ale to nie był koniec. Kiedy ostatnie z uderzeń spadło na moją skórę, nadal trwałam bez słowa. Odpięta z łańcuchów trwałam w oczekiwaniu... zupełnie nie wiedząc na co. Po minucie, może dwóch zaczęłam szlochać, płakać i wpadłam w stan totalnej histerii. Drgawki, spazmy i nadwrażliwość na jakikolwiek dotyk przez dobry kwadrans. Coś jakby reakcja z opóźnionym zapłonem.

W ten sposób reaguję do dziś - protest na pierwsze uderzenia, potem całkowite pogodzenie się z sytuacją, a w finale - histeria. Ale dzieje się tak jedynie w sytuacji kiedy przekraczam coś, co na własny użytek nazywam Punktem Przegięcia Bólu. Jeżeli doznania bólowe nie są wystarczająco silne nie osiągam takiego stanu, wówczas zazwyczaj miotam się podczas chłosty. Nie lubię tego - odbieram wtedy chłostę jak coś na kształt natrętnej, nieznośnej pieszczoty. Dopiero możliwość odbierania bodźców poprzez propriocepcję pozwala mi przeżyć ją w sposób, który daje mi doznania z pogranicza innego świata. Nie jestem pewna czy wyrażam się precyzyjnie, bardzo trudno jest mi nazwać to co czuję podczas chłosty. Błagałam Pana o karę. O karę za to, że nie potrafiłam utrzymać na wodzy mojej uległości, że nad nią nie zapanowałam. Psychicznie już się z tym uporałam, nie jestem bezbronna. Ale odczuwam potrzebę odebrania kary. Cielesnego, fizycznego ukarania mojego ciała za jego samowolę.

Błagałam Pana o karę, On wiedział, że tylko tak będę mogła uwolnić się od zmory manekina, jak nazwał tę sytuację. I będąc Panem sprawiedliwym karę mi wymierzył. Najprostszą. Najpiękniejszą. I najbardziej trafną – chłostę właśnie, wymierzoną moim pośladkom. I stało się to, co musiało się stać kiedyś. Razy pejcza kąsały moje ciało, metodycznie, powoli… zdecydowanie za wolno, żeby były przyjemne. Przerwy między kolejnymi uderzeniami były na tyle długie, że świadomość nieznośnego bólu wypierała przyjemne uczucia. Trochę jak stop klatka, powoli ale ciągle i ciągle. Doskwierały mi te rzemienie, ale w końcu to właśnie miała być kara a nie przyjemność. Nagle odczułam uderzenie gdzieś bardzo, bardzo głęboko we wnętrzu siebie. Niemal zapomniałam to uczucie, tak dawno nie było moim udziałem… Kolejne sięgnęło jeszcze głębiej. Wiedziałam, że jeszcze dwa, może trzy i osiągnę ten cudowny stan, który pozwala czuć całą sobą. Wielkimi krokami i drżeniem zbliżałam się do Punktu Przegięcia Bólu. Taaaaak! To już teraz! I….. koniec. To było ostatnie uderzenie, jakie dostałam od Pana. Chciałam zapaść się pod ziemię, uciec, rzucić się Mu do gardła za odebraną rozkosz. Ale to była moja kara. Doprowadził mnie na skraj przepaści i nie pozwolił skoczyć. Skronie pulsowały, ciało domagało się spełnienia, dotyku… jakiegokolwiek! Patrzył na mnie zafascynowany, trwał bezgłośnie ze świadomością tego, że jest teraz jedynym władcą mnie, mojego ciała i mojej duszy. Jedyną osobą zdolną zdecydować o mojej rozkoszy albo bólu.
Nie otrzymałam rozkoszy.
Nie otrzymałam bólu.
Otrzymałam karę.
Dziękuję Ci Panie, za tę karę, tak bardzo była mi potrzebna… tak bardzo…

Brak komentarzy: