22 marca 2005

Kolejne spełnienie, kolejne wtajemniczenie...

Zbudzili się i przyszli, najpierw Kochanka, później Pan. Dotyka mnie, znów mnie dotyka. I znowu jestem zaskoczona. Pan tak blisko, a Ona dotyka mnie. Widzę w Jej oczach czego pragnie. Rozmawiamy o dziewczynach, o Obserwatorze, o nas, o Panu. Rozmawiamy. W końcu lądujemy w łóżku, przekomarzamy się i ‘skarżymy’ Panu, jak małe dziewczynki. Panie ona mnie łaskocze, Panie a ona to… śmiechy i szamotanina. Pan, chcąc przywołać nas do porządku, podchodzi z pasem. Lekko drętwieję, ale nie przestajemy się śmiać. Słyszę polecenie. I już nie jest mi do śmiechu. Nie lubię pasa, to nie jest to narzędzie, które może dać mi rozkosz, nie lubię go. Nie reaguję. Widzę nad sobą twarz Pana, poważną, niezadowoloną. Proszę, żeby zaniechał swoich zamiarów. W uszach tylko ‘czekam’ i w całej głowie. ‘Czekam’ powtarzane ze spokojem i pas zawijany na dłoni. Ona nade mną. Widzę Jej niewyraźny wzrok. Wiem jak przepada za pasem, wiem jak bardzo chce oddać Panu swoje ciało. Milczymy i tylko ‘czekam’ pobrzękuje cicho… Z odrętwienia wyrywa mnie głos Kochanki
- Panie, pozwól, że ja przyjmę jej karę
Chwila zastanowienia i słyszę jak pas spada z głośnym trzaskiem na pośladki, na Jej pośladki. Każde uderzenie wywołuje we mnie wstrząs. Przecież to dla mnie było przeznaczone, a Ona osłoniła mnie własnym ciałem. Z jej ust wyrywa się cichy jęk. To pas sięgnąć musiał Jej kobiecości zagłębiając się między rozchylone uda. Jej ciało zastygło na moment w bezruchu, w oczekiwaniu, jedynie zaciśnięte powieki świadczą o bólu jaki poczuła. Ona nade mną, On zadający razy. Kolejne, nie wiem już ile. I ja przerażona bo wiem, że nie dość będzie Mu tego, nie zadowoli się tylko Jej ciałem. Nie pomyliłam się. Odepchnął Ja dłonią, a do mnie wypowiedział sakramentalne ‘czekam’. Odwracam się na brzuch, pogodzona z tym co dostanę. Słyszę zamach, głośny, silny zamach, ale pas przemknął obok. Zapominam oddychać. Dostaję moje dwa pasy, ale to nie uderzenia, to klepnięcia delikatne. Nie ma znaczenia, ja już i tak spaliłam się emocjonalnie…
Pan wychodzi. A my tulimy się ze łzami w oczach. Moje podejrzenie się sprawdziło, krawędź pasa odcisnęła swoje piętno na nabrzmiałych wargach Kochanki. Kładę Ją na plecach i rozcieram językiem bolące miejsce. Najdelikatniej jak potrafię, żeby nie sprawić Jej bólu, żeby dać choć trochę przyjemności, żeby podziękować… zanim Pan wróci. Ale ja nie potrafię być delikatna w tej pieszczocie. Kiedy tylko wciągam w nozdrza Jej zapach, kiedy dochodzi on do mózgu zaczynam szaleć. Subtelne pociągnięcia języka, muśnięcia warg przecinam dotykiem zębów. Wgryzam się w Nią by za moment wylizywać z pietyzmem tę świątynię rozkoszy. Staram się panować nad sobą, ale łechtaczka staje mi na drodze. Nie mogę, nie chcę, nie potrafię przesunąć się obok niej, żeby nie wciągnąć do wnętrza ust, żeby nie zamknąć między zębami, żeby nie wyssać z niej wszystkiego co ma dla mnie. Na wargach wargi, jej kobiecość w moich ustach, cała, zassana, zagryziona, skłębiona zaczyna tętnić. W tym samym rytmie zaciskam i luzuję uścisk zębów, jeszcze moment, jeszcze jedno napięcie mięśni i odgradza się dłonią ode mnie. Cicha, zawsze taka cicha… I znowu chcę wtulić się w Nią, w Jej zapach i wilgoć, oddychać Nią i ocierać policzkiem o pogryzione miejsca.

Nagle poprzez tętniącą w skroniach krew i świst w uszach dociera do mnie ból. To Pan, który pojawił się tak cicho i niespodziewanie przykłada swoją dłoń do mojej rozkoszy. Szczypiące ciepło rozlewa się po plecach z każdym uderzeniem. Podnoszę wzrok i widzę w ręku Pana Jej dzieło – własnoręcznie wykonany pejcz, choć chyba bardziej jest to dyscyplina. Pęk cienkich rzemieni osadzonych na gładkiej, drewnianej rączce. Nie przestaję rozpamiętywać tego obrazu, a Pan nie przestaje smagać mnie tym nowym narzędziem. Jest cudowne! Od zawsze kochałam pejcz – coś, co doprowadza mnie na krawędź ekstazy. Te drobne, cienkie rzemyki rozsypujące się po ciele. Te cudowne odczucia w tak wielu miejscach naraz. Ta wszechstronność. Taka, nie mam nic ponad taką chłostę. A teraz to – dyscyplina. Uwielbiam ją ponad wszystko. Jej krótkie splątane włosy oplatają moje ciało, dociera wszędzie, jest taka kąśliwa i taka miękka. Zatracam się odczuciach, a Pan nie przestaje mnie chłostać. Już nie leżę, wstałam na czworaka i dzięki temu pożądliwe palce dyscypliny omiatają moje piersi i boki, czasami zapędzają się na brzuch, a posłane między nogi bez pardonu uderzają w rozpaloną cipkę. Oczyma wyobraźni już widzę własną ekstazę.
- Tak, tak Panie - chcę krzyczeć - Nie przerywaj, błagam nie przerywaj…Czuję jak Pański Kutas wsuwa się w mnie. Pan nie przestaje mnie chłostać, teraz już głównie plecy, ramiona, boki. Czasami pośladki, czasami piersi. Tracę poczucie czasu. Zamknięte oczy, wyciągnięte ponad głowę dłonie leżą na pościeli w otwarte i ufne. Każde uderzenie sprawia, że zaciskam się na męskości Pana, orgazmy nie maja końca… I tylko świat zaczyna wirować, i nie wiem już czy jestem, gdzie Oni są, gdzie jest Pan, gdzie Kochanka. Spadam i rozpływam się w mglistej rozkoszy. Orgia zmysłów. I chociaż nie czuję już ciała ani nic co dokoła, chociaż tracę kontakt z rzeczywistością, chcę tego jeszcze i więcej i więcej…Jestem wodospadem, przez który nie da się przejść, można się jedynie weń rzucić z nadzieją na życie lub śmierć. Wodospad… szum… ciepło… rozkoszna miękkość i lekkość… Spełnienie tak całkowite, tak kompletne, że niewyobrażalne jest aby mogło być coś jeszcze, coś poza, coś więcej. Jak przez mgłę widzę Ciebie Panie jak wchodzisz w Nią, widzę dłoń uniesioną, która Jej teraz rozkosz przynosi… coraz słabiej to widzę…już tylko zarys rozmyty… zasypiam u Twoich stóp Panie. Odrzucona jak szmaciana laleczka, ale pełna radości i rozkoszy, cudownie spełniona odpływam w nierzeczywistość…

Panie nie jestem w stanie podziękować Ci za to, co dałeś mi wczoraj. Nie potrafię. Sięgnęłam niemożliwego. Ziściłeś moje największe, najbardziej skrywane pragnienie. A jeśli kiedyś jeszcze zechcesz podarować mi raz jeszcze tę ekstazę – przyjmę ją z rozkoszą. Dziękuję Panie

Brak komentarzy: