19 maja 2006

BDSMowy Vlad Gansovsky

Ma niespełna trzydzieści lat i pochodzi z rosyjskiej rodziny z inżynierskim rodowodem i nazywa się Vlad Gansovsky. Ojciec, zajmujący się amatorsko fotografią, postarał się, żeby młody Vlad otrzymał solidną porcję podstaw fotografowania. Ale, jak to często bywa, okres dorastania przyniósł kontestację autorytetów i wartości, owocując zerwaniem z fotografią na ładnych parę lat. Co nie oznacza, że młody gniewny nie próbował w tym czasie wyrażać siebie w inny sposób. Początkowo zachwycił się grafiką komputerową, którą z upodobaniem uprawiał. Nie było to trwałe uczucie, porzucił ją bowiem dla body art. A to z kolei stało się przyczynkiem powrotu do korzeni. W przeciwieństwie do grafiki komputerowej malowanie na skórze jest nietrwałe i jedyną możliwością utrwalenia tych prac było… sięgnięcie po aparat fotograficzny. Początkowo rzeczywiście służył jedynie do celów dokumentalnych, ale 1998 małymi krokami, ale systematycznie, powracał do czystej fotografii. Od 2000 roku jest to jedyna dziedzina, której się poświęca. W swoich pracach stara się ujawniać ludzkie wnętrze, pasje, emocje.

Wśród jego prac znajdą się i sentymentalne portrety stylizowane na retro, i surrealistyczne kompozycje nagości, i pełne piękna uległości inscenizacje, i nieco fetyszowych eksponatów.

Dwa pierwsze zdjęcia jednoznacznie kojarzą się z pięknem dominacji, za sprawą pięknie i równo uplecionego bata. Raz piękno ciała odzianego w przejrzystą gazę pończoch, na tle których bat wygląda jak szorstki język jaszczura



Efektowne sznurowania mają swoją kontynuację na zdjęciach utrwalających, odciśnięte w delikatnym ciele, znaki więzów. Oba emanują spokojem, bezruchem, ale nie są martwe. Luźno ułożone palce, nie zaciśniętych w pięść dłoni uzmysławiają rozkosz jaką dawać może samo pozowanie do tych zdjęć…




Ta fotografia została zatytułowana przez autora Woda. A to przebiegłe połączenie dwóch przeciwstawnych żywiołów – wody i metalu – w zupełnie odrealnionej dla nich przestrzeni kobiecości zachwyciło mnie, podobnie jak sama kompozycja w ruchu zastygła pod palcami fotografa.

Detale bdsmowe – ostroga i klamerka – nie przytłaczają swoją obecnością. Wręcz przeciwnie idealnie współgrają z intymnymi zakamarkami ciała, wydobywając na światło ich kształty. Zagłębiające się w ciało żeberka ostrogi wywołują dreszcz, gęsią skórkę a mnie w głowie kołacze się pytanie czy to dreszcz rozkoszy czy bólu?

Na koniec jeszcze ujęcie brzemienności, którego nie spotkałam nigdzie indziej. Kontrasty materii i skóry, sposób ich prezentacji może zaskoczyć, ale nie można im odmówić aury niesamowitości, odrealnienia. Nigdy wcześniej nie spotkałam zdjęć, na których ciąża byłaby tak silnie podkreślona przez bdsmowy charakter kompozycji. I smycz, i sznur, i lateks z jednej strony eksponują to, co ma się niebawem wydarzyć, z drugiej zaś symbolizują rezygnację z wielu elementów obecnego życia, choćby tylko czasowo. Carpe diem szepczą bo już za chwilę nie będzie czasu na przyjemności.



Brak komentarzy: