25 maja 2006

Integra a rzeczywistość

Na horyzoncie widać już Morze Czerwone, ale balast spraw do zrobienia przed wyjazdem jest ogromny. Ludzików mam wciąż w niepełnym składzie a ilość zadań spoczywających bezpośrednio na mnie rośnie lawinowo. Najbardziej boli mnie niekompetencja niektórych z moich ludzi, i ich koszmarna niesamodzielność. Już fakt, że nie władają żadnym obcym powoduje, że cała korespondencja z kwaterą główna spada na mnie, ale niestety to nie wszystko. A ja zamiast zająć się opracowaniem modelu przepływów i prognozowaniem sprawdzam cholerne literówki w pismach (sic!) w końcu to ja się pod tym podpisuję. No, ale są też miłe aspekty takie chociażby jak możliwość dilowania całkiem okrągłymi sumkami. Nie jest to giełda (i dobrze patrząc na to, co się na niej dzieje od paru dni) ale zawsze coś nowego. I tylko przydałoby się jakieś narzędzie do zarządzania tym w sposób bardziej zorganizowany.

Myślałam już, że posprzątałam poprzednia epokę w mojej działce – myliłam się. Dostałam pochodzący z przeszłości plan kont (podstawa wdrożenia systemu ERP) do zatwierdzenia i włos mi się zjeżył na głowie. Sądziłam, że w jeden dzień załatwię temat, no bo ile może zająć sprawdzenie czy od czasu koncepcji nie pojawiły się nowe konta i nowa analityka. Się pomyliłam! Plan kont z koncepcji i plan kont rzeczywisty to dwie zupełnie inne bajki, a sprawdzenie będzie tak naprawdę przygotowaniem tego dokumentu od początku. Przy takiej rozbudowanej analityce rozjazd jest niesamowity. Wczoraj udało mi się zakończyć inwentaryzację zespołu zero, jeden i dwa, reszta przede mną. Najciekawsze jest to, że rozjazdy są we wszystkie możliwe strony. Koncepcja jest jednocześnie i za duża i za mała. Syzyfowa praca. No ale mam nadzieję, że jak teraz poustawiam dostępy i wymagania dla poszczególnych operacji to przynajmniej będę miała pod kontrolą zmiany (albo ich próby).

Poszliśmy na kręgle, całym departamentem. I tak jak sądziłam, zajęcia ‘po godzinach’ potwierdziły tylko moje przypuszczenia co do istniejących podziałów i animozji. Zaskoczyło mnie, że wszyscy przyjęli to wyjście entuzjastycznie (w końcu w biurze o godzinie 15.05 trudno uświadczyć choćby jedną osobę z działu). Pracuję z nimi już dość długo, udało mi się polepszyć i jakość pracy, i wzajemne relacje z innymi działami. Ale jest zadra, która jątrzy i którą rad nie rad będę musiała usunąć. Moja cierpliwość i pokłady pobłażliwości się wyczerpały. To jak z roślinami – cięcia są konieczne. Swoją drogą nie sądziłam, że jedna leniwa dusza – mistrz w leseranctwie i pozorowaniu – jest w stanie aż tak destruktywnie wpływać na współpracowników. I tu nie pomaga ani prośba, ani sankcja, ani groźba, ani integra. Egzemplarz niereformowalny! Łatwiej z elektryka zrobić księgowego niż z pseudoksięgowego kogokolwiek użytecznego.

Brak komentarzy: