18 maja 2006

Apopleksja po raz enty

Wkurzam się jak jasna cholera i to z powodu człowieka, którego nawet nie znam. Na litość boską czy w dobie Internetu wszystko wydaje się proste jak metr sznurka w kieszeni? Nie każdy, w przeciwieństwie do mnie, ma umiłowanie do syndromu pierwszych razów i należy to uszanować, a nie stroić fochy i robić za obrażoną panienkę. No bo gdzie tu happy end? Kobieta i mężczyzna. Znają się (wirtualnie) od jakiegoś roku. On siedzi na jakimś końcu świata gdzie gęsi zimują i potrafi się nie odezwać przez parę miesięcy. Pojawia się i znika. Wyrywa jej serducho i posypuje solą do smaku, a potem pojawia się jakby nigdy nic. Ma do niego słabość, cóż każdy jakieś słabości ma… I nagle szybki zwrot akcji bo ona chce się odwirtualizować, ustalanie terminu i takie tam. I… pierdut, jego wysokość Herbatnik się obraża bo ma zanocować w hotelu. No do jasnej cholery jakbyś tu był człowieku to dostałbyś ode mnie w dziób. Chyba bardziej naturalną rzeczą jest spotkać się bez zobowiązań niż uchylać rąbek kołdry. Zaczyna wyglądać, że z nim jest jak z tą baletnicą z porzekadła, co to jej rąbek u spódnicy przeszkadza. Jak nie gęsie zimowisko to hotel. A jak nie będzie chemii to co? Maja powiedzieć sobie dobranoc i odwrócić się plecami pod jedna kołdrą. Optymista cholerny.Może lepiej byłoby gdybym nie przyłożyła ręki do ich znajomości… Mam nadzieję, że się Młodsza Laska i tym razem wygrzebie z dołka, który jej zafundował. Mam taką nadzieję…

Brak komentarzy: