A może raczej luksus czy człowieczeństwo należałoby zapytać. To, co nieodmiennie kojarzy się z luksusem to jacht, więc o jachcie będzie ta historyjka i o przemyśleniach na pokładzie. Tym razem rejs klasą Luksory. I co? I rzeczywiście luksusowo jest bez dwóch zdań. Od nitroksu w cenie po szlafroki, od wielkiej plazmy w salonie po doskonałą kuchnię, od szerokich koi po separowane natrysk w łazience i marmurowy blat umywalki. Jednym słowem wszystko czego można sobie życzyć. Ale coś jednak zgrzyta.
Wszystko jest bardziej brytyjskie niż brytyjska królowa, załoga jak po szkole kamerdynerów, briefingi prezentacje powerpointowe z trójwymiarowymi modelami raf i wraków. Ale… ale brakuje w tym wszystkim człowieka. Divemasterzy a i owszem uśmiechnięci i serdeczni, dbający o to, żeby było miło. A jednocześnie trzymają dystans, żeby za żadne skarby się nie spoufalić. Realizują zadania na nich nałożone. Nawet dzieląc się powietrzem z którymś z nurków robią to machinalnie, nie zważając na fakt, że octopus ma tylko osiemdziesiąt centymetrów i nie sposób oglądać się za grupą bez wyrwania temu biedakowi automatu z ust.
Nawet arabska załoga jest jakaś taka nieprzystępna (sic!) a przecież oni zawsze są bliżej nurków niż cała reszta. Brakowało mi swobody i familiarnej atmosfery Amelii. Tu było po prostu sztywno. Jednym słowem wikt i opierunek z najwyższej półki ale emocje zostawiamy na brzegu. Na dłuższą metę wolę jednak swobodę niż zimny wychów, więc następnym razem raczej węższa koja, spanie na pokładzie i wesoła atmosfera niż bułkę przez bibułkę! Im więcej luksusu tym mniej człowieka – jak wykazała praktyka.
29 listopada 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz