1 grudnia 2008

Słoneczno-wietrzny listopad

Oddech umysłowi, ciału umęczenie – takie są moje wypady z butlą. I za to właśnie je uwielbiam. Cóż z tego, że o szóstej rano na nogach skoro zaraz potem pod wodą, a po wyjściu śniadanko podane. Każdą komórką ciała kocham ten tryb życia, kiedy na tych naście dni codzienność przestaje istnieć a rzeczywistość przybiera całkiem inne oblicze. Kiedy zapomina się ojczystego języka zamieniając go na tygiel z mieszanką różnych. A tym razem, dla odmiany, kierownikami podwodnymi byli Argentyńczycy. Czyli rozbrzmiewał wokół hiszpański śpiewny ton.

Spojrzałam w twarz kolejnemu wyzwaniu – wrakom. I, niestety, nie mogę powiedzieć, że darzymy się obopólnym zainteresowaniem. W każdym razie jeśli chodzi o „inside”. Byłam, zobaczyłam, nad kolejnym razem się zastanowię. Konfrontacja rafa wrak zakończyła się wynikiem dwa zero dla rafy. Ale za to po kokardy miałam nurkowań w prądzie i strzelania bojki. Jedynie trzy nocne nurki były w wersji z łodzi i na łódź, wszystkie inne powroty to zbieranie towarzystwa zodiakiem z obszaru najeżonego czerwonymi bojami.
Ilość muren przeszła wszelkie pojęcie. W zasadzie nie było nurkowania, na którym nie spotkałabym co najmniej kilku sztuk!

Powrót do deszcz-śniego-zimnej-chlapy nie nastraja optymistycznie, a najbliższa (ewentualna) przyjemność nie wcześniej niż w kwietniu, czyli po audycie i zatwierdzeniu sprawozdań. Cierpliwości trzeba mi.

Brak komentarzy: