30 maja 2007

Mokro mi

Nawet nie próbuję z tym walczyć i próbować nie będę. Tak już mam, że pełny pęcherz jest jak preludium chuci. Więc chyba najlepszym określeniem w tym przypadku będzie nie parcie na pęcherz, ale parcie na sex. Dokładnie tak. Tym razem zaczęło się w szkole, na bardzo ‘romantycznych’ zajęciach z MSR’ów. Gorąc był tak wielki, że nawet wyjście do toalety otrzymało niski priorytet, żeby tylko minimalizować ruchy. Po zajęciach szybko, szybko do samochodu i do domku. I jedyna myśl przez całą drogę to panowanie nad własnym pożądaniem. Jakoś tak mam poukładane wnętrzności, że pełny pęcherz jest bardzo efektywnym stymulatorem. Zdążyłam jeszcze przed usadowieniem się za kółkiem odpowiednio ułożyć spodnie, wciskając szew między wargi i mogłam ruszać. A potem już wystarczyło tylko prowadzić auto, wciskać gaz, sprzęgło i hamulec żeby zacząć wygrywać preludium rozkoszy. Jeśli dodać do tego pas bezpieczeństwa ściśle obejmujący moje podbrzusze to jest komplet. Co prawda prowadzenie auta w takich warunkach wymaga większej niż zazwyczaj koncentracji, ale co tam, w końcu liczy się przyjemność. Najważniejsze to nie zamykać oczu, bo wtedy może być problem. Dla bezpieczeństwa jedynie balansowałam na granicy spełnienia nie pozwalając sobie na odpłynięcie. Każdy przejechany kilometr podkręcał licznik pożądania. I wreszcie zasłużona przyjemność – szybki mokry sex, orzeźwiający prysznic i odpoczynek w chłodnej pościeli. Uwielbiam ten stan nasycenia zmęczeniem, kiedy gdzieś w środku tkanki powtarzają jeszcze orgazmową pieśń. Powoli echo rozkoszy coraz słabiej słyszalne rozpływa się w krwioobiegu a jego miejsce zajmują wszędobylskie endorfiny. Rwany oddech i przyspieszone bicie serca napędzają to perpetum mobile wysyłając hormony szczęścia do wszystkich zakątków ciała. Uzależniona jestem od tej chemii organicznej.

====================
ceeem 2007-06-04 22:27:16 83.24.242.243
Spłycę więc straszliwie Twoje odczucia pisząc poniższe... Nie znam się bowiem na damskich autogierkach, a facet zbudowany jest wyraźnie krzywdząco pod tym względem. W każdym bądź razie było tak: impra, we łbie mocno szumiało, błędnik chyba poszedł na wieczorny spacer... Dopada mnie qmpel, obejmuje ramieniem (gdyby nie to, poprzewracalibyśmy się chyba) i mówi: "ty idź się wysikaj, eep!, idź się wysikaj... mówię ci, jaka to frajda!" I nie potrzeba było żadnego szwu... ;)

Brak komentarzy: