23 maja 2007

Transfer czy inna przemiana

Jakoś tak wszystko się poprzestawiało i jest inaczej niż to sobie zaplanowałam. A tego nie lubię. Kradnę chwile na wannę i książkę, czasami zamieniam sypialnię na dziecinny pokój żeby posłuchać tego beztroskiego posapywania, w weekend pędzę do szkoły a na sex zostaje mi te parę chwil między przyłożeniem głowy do poduszki a zaśnięciem. Cholera, lubię tę robotę, ale jakoś tak za dużo czasu mi zabiera z życia. Gdybym zbliżała się do trzydziestki to położyłabym to na karb japiszonowatej chęci zrobienia kariery, ale w tym przypadku to nie działa. Zresztą jeśli mierzyć karierę awansami to tutaj nie bardzo jest gdzie, bo jakby dyrfin Doś wysoko w strukturze jest posadowiony. Ale poza rządkami cyferek, których po prostu nie lubię, jest tu sporo sprawy innych – nowych i ciekawych, i to właśnie mnie pociąga – nowe! Tak, że nawet staram się nie zauważać ludzkiej głupoty i próbuje przejść do porządku dziennego nad kretyńskimi tabelkami, w których lubują się niemieccy inwestorzy. Urloooopuuu mi trzeba i to duuużo. No właśnie – nie zrobiłam sobie regeneracji poaudytowej i to się teraz odbija na mnie, jakoś taka słabowita się zrobiłam czy jakoś tak. Na duży letni urlopu przyjdzie poczekać do sierpnia. Na szczęście następny weekend to szybki skok na Suwalszczyznę więc może się uda jakąś małą regeneracje popełnić.

Mam parę rzeczy do napisania (oprócz pracy dyplomowej rzecz jasna) tylko jakoś tak jak już się przysiadam do kompa to mi się oczy dziwnie zamykają i nic z tego nie wychodzi. Boję się, że pozapominam co ciekawsze momenty. Kurcze, jest sporo aspektów mojego poprzedniego wcielenia, za którymi tęsknię. Muszę (koniecznie!) dokonać restrukturyzacji w obszarze czasu, bo inaczej życie mi zacznie uciekać między paluchami. Niby nic się nie zmienia tylko dzieci jakieś takie coraz starsze.

Brak komentarzy: