16 maja 2007

Jednorodność do bólu

Zaglądam czasami na tak zwane bdsm’owe blogi i z lektury nasuwa się jeden wniosek – towarzystwo wzajemnej adoracji w rodzaju kółka różańcowego. Na większości z nich ta sama lista tych samych blogów tych samych uległych. Mistrzostwem świata jest ich lista ułożona... alfabetycznie! Najwidoczniej .żaby żadnej nie było przykro, że nie jest równie ciekawa. Żenujące jest to, że poza oczekiwaniem na spotkanie oraz ochach i achach po spotkaniu nie mają nic do powiedzenia. Jestem w stanie zrozumieć fascynację, rozpamiętywanie przeszłości i marzenia o najbliższej przyszłości to nie jest życie. No tak, jest jeszcze tajemnica. BO nikt się nie może dowiedzieć, że ona z nim... No i właśnie po to blogi są pisane - ‘żeby nikt się nie dowiedział’. Nie licząc oczywiście tych, które to ‘pan’ kazał pisać – najwidoczniej potrzebuje tego dla lepszego samopoczucia. Obraz uległych, który się wylania z tego bełkotu to nic więcej niż zakręcone panienki nie mające żadnego przyzwoitego celu do osiągnięcia. Generalnie mam to w głębokim poważaniu, bo każdy ma takie życie, jakie sobie sam wyprodukuje. Tyle tylko, że taki obraz uległości to niezła pożywka dla pretendentów na netowych masterów – łatwe mięsko, któremu wystarczy pomachać batem nad tyłkiem. W części z nich ‘historia’ po prostu umiera. W innych miejsce jednego ‘pana’ zajmuje inny (ochy i achy na dotychczasowym poziomie fascynacji). Jeszcze inne zamieniają się w pseudo dyskusję z komentującymi czytelnikami polegającą głownie na podziękowaniach i cmokach. Az mdli, bardziej niż od walentynkowych bzdetów. Prawie jak w brazylijskim serialu – nie zaglądasz przez miesiąc ale nic nie tracisz z fabuły.

Brak komentarzy: