11 listopada 2009

Posezonowa

Listopad szaleje dając się we znaki jak tylko może. A morze (to Czerwone) nie otuli mnie rozkosznymi ramionami tej jesieni. A tygodniówki półdarmo –Brothers można machnąć za sześćset z małym hakiem. I co z tego skoro ja jeszcze nawet o zbieganiu ze schodów myśleć nie mogę więc o wędrówkach z dwudziestoma kilogramami szpeju, po kołyszącym się pokładzie i w płetwach nawet jeszcze nie marzę. Ba, wyparłam to nawet ze snów – po co się frustrować.

Świętowałam niepodległościową pełną gębą – niepodległość dla łóżka, pościeli i piżamowego dnia. Swoją droga to dość dziwaczne urządzać sobie piżamowy dzień skoro się w piżamie nie sypia, nieprawdaż? Ale jak to u mnie niewiele jest spraw, które można przyłożyć do jakiegoś schematu. Dzień upływał w miłym nic-nie-robieniu z przerwą na długą gorącą kąpiel i lekturę a w międzyczasie odpisywanie na maile w dużej ilości. Od pytań w rodzaju czy można na imprezę w adamowym stroju po ustalanie natężenia światła w reflektorach scenicznych.

Okresowy przegląd sytuacji plagiatopodobnych działań zaowocował dwoma ciekawymi blogami wrzuconymi do worka z odwiedzanymi, więc nie najgorzej. Przydałoby się sklonować albo rozmnożyć na najbliższe dziesięć dni bo za dużo tego jak na jedną głowę i parę rąk.

Brak komentarzy: