4 listopada 2009

(De)waluacja słowa

Rok 2009 rokiem dewaluacji obietnic i robieniem z gęby cholewy ogłaszam. I to nie tylko w biznesie ale jak się okazuje także w tej części życia, którą nazywamy prywatną. O zgrozo! Kiedy usłyszałam po raz pierwszy stwierdzenie nikt ci tyle nie da ile ja ci obiecam uśmiałam się. Odczułam na własnej skórze jak bardzo prawdziwe jest to zdanie.

Co mnie nie zabiło to mnie wzmocni – tak to widzę. I jeśli ktoś zaciera ręce na myśl, że podwinęła mi się noga musi się rozczarować. Przyparty do muru mózg potrafi wygenerować kilka nowych idei w miejsce jednej zmarnowanej. Mój został niemal rozplaśniony na tej ścianie ale za to stanął na wysokości zadania.

Zastanawiam się czy kiedyś przestanę hołdować zasadzie, że ludzie są z natury dobrzy. I słowni. Pewnie taki dzień nigdy nie nadejdzie. A to oznacza, że życie będzie nadal wyboiste, będzie kopać i sprawdzać czy się poddam. A ja nadal będę wstawać. Zerwane ścięgna przyrosną, wiązadła da się pozszywać a mięśnie zmusić do ćwiczeń. Ale bez względu na uszczerbek na zdrowiu takt i dyplomacja nadal będą mieszkały u mnie tam, gdzie dotychczas. Mówię to, co myślę i tak już zostanie.

Brak komentarzy: