9 listopada 2009

(Nie)tolerancji oblicze kolejne

Wszystkie działania okołofetyszowe mają (z mojego punktu widzenia) dwa podstawowe cele – poznać i oswoić. Co? To proste – inność innych. Oswoić nie należy utożsamiać z adoptować czy nawet adaptować. Nie ma takiej potrzeby, ważne jest, że daję sobie i innym możliwość obcowania z innością nie koniecznie ta samą co moja własna.

Czy kiedykolwiek przyszłoby mi głowy żeby wciągać na siebie latexowy kombinezon? Dziś tak. Cztery lata temu może. Sześć lat temu – w życiu! Czego potrzebowałam? Przede wszystkim okazji do styczności z tym zjawiskiem. Czy sześć lat temu miałam pojęcie, że ludzie noszą gumowe ciuch dla przyjemności? Nie. Trzeba było iść na imprezę, spotkać tych ludzi, poznać i dotknąć. Tak dotknąć. I nie stałam się z tego powodu bardziej zboczona niż byłam ani też bardziej skrzywiona. Przez kolejne lata nie przeszkadzało mi spotykać się z tymi ludźmi "po cywilnemu" spędzać miłe wieczory przy lampce wina a jednocześnie nie powiększyć grona latexowych maniaków. Przyszedł na mnie czas i spróbowałam. Zakochałam się w tej elastycznej cienkiej powłoce. Ale nikt mnie nie nagabywał i nie przytłaczał koniecznością przystąpienia do grupy. Gumisie też ludzie J.

Na tej samej imprezie miałam styczność z pony play. I co? Do dziś nie wyrosły mi kopytka i ogon. Po prostu ten klimat do mnie nie przemawia, nie czuję go i nie mam potrzeby asymilowania. Ale miałam potrzebę doświadczenia empirycznego o co w tym biega.

Inna impreza, mniej więcej w tym samym okresie i spotkanie twarzą w twarz z trampingiem. Szok. Sprzeciw. Zachwyt. Szok, że kogoś to kręci. Sprzeciw dla propozycji zostania tramp linką. Zachwyt dla wyrazu twarzy pewnego pana. Ekstatycznego grymasu ust i całkiem silnej erekcji. Widziałam, współodczuwałam emocje ale nie miałam potrzeby konsumpcji. "Dywanika" znam i utrzymujemy mniej lub bardziej regularne kontakty.

Kolejna impreza, kolejne doświadczenie. Tym razem z transami. I co? I świat stoi jak stał. To ludzie, tylko ich frajda jest znowu trochę inna od mojej.

Modne lat temu kilka słowo, dziś już passe – pluralizm. Dokładnie tak różnorodność, której można dotknąć, poczuć, doświadczyć. Pamiętam dyskusje na latexowym forum dotyczącą wyboru klubu na imprezę. I sprzeciw części forumowiczów przeciwko organizacji imprezy w klubie gejowskim. Sprzeciw na miarę obrony Częstochowy. Pod hasłem nie może być tak, że ktoś wchodzi na latexowe forum i ma jednoznaczne skojarzenie, że latexofie to geje. Minęło parę lat i dziś podobne komentarze przeczytałam na forum cross dressingu, choć dotyczyły nie orientacji seksualnej ale BDSM. I zrobiło mi się smutno, lata mijają a stereotypy mają się dobrze. Niestety nawet u ludzi, który sami należą do "marginesu społecznych dziwaków".

I idea, która mi przyświecała trzy lata temu podczas przygotowań do Fetyszozy zajaśniała znowu – OSWOIĆ INNOŚĆ INNYCH. Nie dla nich ale dla mnie samej. Jak inaczej jeśli nie właśnie w ten sposób zmierzyć się z innością? Dlatego właśnie imprezy takie jak Fetyszoza powinny mieć swoje miejsce w imprezowym kalendarzu. I zachować właśnie te formę mieszanki różnorodności. Gdyby nie takie imprezy nie poznałabym kilkudziesięciu fajnych ludzi. Gdyby nie NationFetishParty nie widziałabym ludzkiej klaczy i nie dotknęłabym latexu. Gdyby nie Fetyszufka nie miałabym bezpośredniej styczności z transami. Gdyby nie FetishFucktory nie włożyłabym gumowego kombika. Gdyby nie… tu można wymieniać długo nie poznałabym ludzi, którzy pokazali mi swoja inność. Jak inaczej można poznać to, co zazwyczaj siedzi schowane bardzo głęboko w człowieku?

Oswoić inność innych. Ciekawe, co albo kogo przyniesie tegoroczna Fetyszoza? Już jej przygotowywanie pozwoliło mi poznać i ludzi i ich ciągoty tak odmienne od moich.

Brak komentarzy: