Pyjama day
Miły poranek. I śniadanie.
I Johannesa Barthelmes zgodził się na umieszczenie w mojej osobistej galerii.
Uwielbiam takie dni jak dziś. Ogień w kominku, zero pośpiechu, czas na
poczytanie co tam u ludzi słychać. Czas na odpowiedzi na maile. Obejrzenie
nieobejrzanych filmów. I generalnie takie nicnierobienie. Włóczęga po FL też
nie była bezowocna – zidentyfikowałam kilkoro sensownie wyglądający podobnych
mnie miłośników broni. Szkoda, że w amerykanowie bo spotkać się trudno ale
przynajmniej pogadać można o wrażeniach jakie potrafi zafundować pistolet.
Czuję przez skórę, że czas na wycieczkę na Łazienkowską albo na VAT i trzymam
kciuki za szybki powrót do zdrowia mojego guru od pif-paf. Na samą myśl robi mi
się miękko w kolanach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz