Organizatorka po przejściach i impreza z przeszłością
parafrazując tekst Agnieszki Osieckiej powiem na początek. Tym razem termin nie
kolidował z innymi planami więc w pierwszy październikowy wieczór udaliśmy się
na Bema zostawiwszy w domu oczekiwania. No może poza jednym – wszak
zapowiedziano aukcję…
Klub znany wydawać się
mogło, wszak jako NoMercy przygarniał
czasami i mnie. Wraz ze zmianą nazwy i managementu zmieniło się samo wnętrze.
Zwykły ale jakże miły akcent kiedy tuż za progiem spotyka się gospodarzy z
uśmiechem witających gości.
Zamiast wszechobecnej czerni z odcieniem szatańsko-gotyckim
podwoje otworzyło przestronne i jasne wnętrze, z przytulnie rozmieszczonymi
stolikami i klimatycznymi akcentami dekoracyjnymi. Nie wiem na ile dekoracje są
stałym elementem a na ile należą do wystroju fetyszomaniowego, ale fakt
pozostaje faktem, że są. W głównej sali na jednej ze ścian grafiki Gryzaka, na
innej manekiny w maskach przeciwgazowych, a na kolejnej pokaźnych rozmiarów
drewniany X o wiadomym przeznaczeniu. Pod deskami sceny zaś gustownie
przyozdobiony skórzanymi obrożami, opaskami i temu podobnymi zabawkami ni mniej
ni więcej tylko regularny loszek. Jedna jego cześć wydzielona ażurową przegrodą
z drutu tworzy przestronną i wielozadaniową klatkę. Tam też przy stoliku
oddawaliśmy się rozmowom towarzyskim.
Wkrótce w loszku zrobiło się ciaśniej, bo jak na nieźle
wyposażony playroom pojawili się goście do zabawy skorzy. Z dużych zabawek na odnotowanie zasługują
meble z BDSMstuff, a w pierwszej kolejności fotel będący wariacją na temat
czyli bardziej użyteczną i wszechstronną wersją fotela ginekologicznego
zaprojektowaną specjalnie dla celu unieruchamiania osoby na nim siedzącej.
Całkiem wszechstronne urządzenie i chociaż preferuję raczej drewno niż metal to doceniam zarówno solidność wykonania jak i stronę użytkową mebla. Pierwsza użytkowniczka odziana w latex posiedziała sobie dłuższą chwilę solidnie przypięta i jak na gumoluba została pogłaskana tu i ówdzie. Jednakże w dalszej części wieczoru zmuszona była jedynie patrzeć bo u jej stóp rozgrywała się kolejna scena. Dość powiedzieć, że z udziałem kolejnego mebla, który co prawda nazywany jest standem ale w tym przypadku był raczej leżanką.
Jedna baba drugiej babie czyli o tym ile (nie)przyjemności może dać kobiecie Kobieta. A było w czym wybierać bo chłosta, i penetracja, i sutków męczenie a nawet knebel z męskiego przyrodzenia ale nie zabrakło także kojącego dotyku. Pod koniec w loszku zrobiło się już całkiem tłoczno, wszystkie miejsca siedzące i stojące pozajmowane zostały przez przyglądających się damskiej aktywności gości. To właśnie jest wartością dodaną dobrej imprezy – kiedy cudza przyjemność w połączeniu z pewna dozą ekshibicjonizmu staje się atrakcją dla innych.
Fotel Aurora - zdjęcie wykorzystane za zgodą producenta BDSMstuff
Całkiem wszechstronne urządzenie i chociaż preferuję raczej drewno niż metal to doceniam zarówno solidność wykonania jak i stronę użytkową mebla. Pierwsza użytkowniczka odziana w latex posiedziała sobie dłuższą chwilę solidnie przypięta i jak na gumoluba została pogłaskana tu i ówdzie. Jednakże w dalszej części wieczoru zmuszona była jedynie patrzeć bo u jej stóp rozgrywała się kolejna scena. Dość powiedzieć, że z udziałem kolejnego mebla, który co prawda nazywany jest standem ale w tym przypadku był raczej leżanką.
Spanking stand - zdjęcie wykorzystane za zgodą producenta BDSMstuff
Jedna baba drugiej babie czyli o tym ile (nie)przyjemności może dać kobiecie Kobieta. A było w czym wybierać bo chłosta, i penetracja, i sutków męczenie a nawet knebel z męskiego przyrodzenia ale nie zabrakło także kojącego dotyku. Pod koniec w loszku zrobiło się już całkiem tłoczno, wszystkie miejsca siedzące i stojące pozajmowane zostały przez przyglądających się damskiej aktywności gości. To właśnie jest wartością dodaną dobrej imprezy – kiedy cudza przyjemność w połączeniu z pewna dozą ekshibicjonizmu staje się atrakcją dla innych.
Ława bondage - zdjęcie wykorzystane za zgodą producenta BDSMstuff
Pomimo atrakcji dolnego poziomu część czasu spędziliśmy także przed sceną. Z jednej strony po to, żeby pogadać, z drugiej pooglądać. Towarzysko największych zaskoczeniem była obecność delegacji rzeszowskiej, a w szczególności jej żeńskiej części. Lata upłynęły odkąd ostatnio się widziałyśmy. Ale ta wizyta zwiastuje stabilizację na południowowschodnich rubieżach co niewątpliwie mnie cieszy.
Dużą niedogodnością w uczestniczeniu był brak mikrofonu,
dzięki któremu możliwe byłoby skuteczne poinformowanie gości co się aktualnie
dzieje na cenie głównej. Podejrzewam więc, że delektując się kobiecą uległością
w loszku to i owo na górze umknęło mojej uwadze. Sama organizacja pokazów
niestety pozostawia trochę do życzenia, szczególnie jeśli chodzi „czas start” bo
„do biegu, gotowi…” przećwiczone zostało idealnie. Nowego znaczenia nabrało
słowo „niebawem” oraz jego zamiennik „za chwilę”. Nie bardzo rozumiem cel
ogłaszania rozpoczęcia pokazu, na który to trzeba na standby odczekać
trzydzieści czy czterdzieści minut. Rozumiem powody opóźnienia – wszak wszystkie
pokazy realizowane były tym samym zestawem osobowym, a w takim przypadku
potrzeba więcej czasu na przygotowanie zarówno scenografii jak i ubiorów czy
chociażby na tak trywialną kwestię jak chwila oddechu. To niestety nasuwa mało
budujące pytanie – czyżby dziś jedynymi czynnymi performerami w klimacie byli
GanRaptor & Slaanesh? Jeśli tak to trochę to smutne bo monopol w dłuższym
horyzoncie czasowym się nie obroni. Już dziś wiadomo, że byli główną atrakcją czterech
imprez w ciągu dwóch miesięcy w Warszawie i Poznaniu. Jak tak dalej pójdzie to
będzie jak w starym dowcipie, w którym pijak próbując dostać się do swojego
mieszkania dzwoni do „różnych” drzwi, które „dziwnym zbiegiem okoliczności” otwiera
wciąż ta sama osoba. I w końcu pada zdanie – to gdzie ja mieszkam skoro pani
mieszka wszędzie? Pokazy G&S są bez wątpienia na bardzo wysokim poziomie
technicznym i spokojnie mogłyby zostać pokazane na okrzepłej zachodniej scenie
ale po prostu mnie się chce zobaczyć coś nowego. Zresztą chyba nie jestem w tym
osądzie odosobniona bo spora część gości nie podeszła pod scenę pozostając przy
stolikach.
Pierwszy pokaz klasyczny dla duetu G&S – odrobina przemocy
i zapasów w parterze zakończona zawieszeniem zasznurowanej. Dobra dynamika
sceny, profesjonalne sznurowanie, ale scenariusz powtórkowy.
Przed sceną elegancka, klasyczna stalowa klatka. Stała
samotnie w kącie czekając – jako rekwizyt – na swoje pięć minut na scenie. Na szczęście
nie wiedzieliśmy o tym i wykorzystaliśmy ją bez skrupułów umieszczając w niej
zagumowanego kolegę. Zabawka jak z Nimhneach choć mniej mobilna dała nam sporo przyjemności.
Co prawda w najmniej odpowiednim momencie zabawkę nam odebrano i kolejne pół
godziny odstała bezczynnie na scenie w oczekiwaniu na kolejnego lokatora. Tu
podpowiedź dla organizatorów podpatrzona na irlandzkiej ziemi – umieszczenie klatki
na drewnianej palecie na kółkach znacząco podnosi jej użyteczność choćby
dlatego, że do przemieszczenia nie potrzeba dwóch silnorękich wystarczy się o
nią mocniej oprzeć. Po drugie wersja na kółkach pozwala obwozić w niej lokatora
bez większego wysiłku.
Klatka - zdjęcie wykorzystane za zgodą producenta BDSMstuff
Drugi pokaz klasyczny FemDom dziejący się częściowo na
parkiecie z wykorzystaniem krzyża częściowo na scenie. W scenie wykorzystano
także klatkę erekcyjną, chłostę, zamknięcie w klatce, spacer na smyczy.
Unieruchomienie w wersji częściowego podwieszenia oraz zabawę woskiem w dwóch
wersjach – igiełkowo-tortowej oraz tradycyjnej świecowej. Do finale grande
zaproszona została także Mistress Stilena, która odcisnęła swoje piętno na uległego ciele
;).
Impreza odbywała się w szóstą rocznicę Fetish Nation Party i
z tej okazji postanowiliśmy uhonorować determinację i odwagę jej organizatora
Utaszzza specjalnie na tę okazję spreparowaną statuetką. Poza tabliczką z
okolicznościowym napisem i tytułem Utaszzz Fetyseusz Pierwszy oskarowa figurka otrzymała
czarne latexowe szorty i taką samą maskę. Ten epizod został zaanonsowany
organizatorom zaraz po naszym przybyciu więc było nam niezmiernie miło, że
wyrazili nań zgodę. Próby zalatexowania statuetki były na tyle czasochłonne, że
w rezultacie nie zostały uwiecznione ale laureat obiecał przesłać pamiątkową
fotkę.
Zapowiedź konkursu, którego inauguracja odwlekała się w
czasie była impulsem do przyjrzenia się temu, co było prezentowane na białym
ekranie. A był to zbiór fotografii różnych od gazetowych rozkładówek po klasykę
aktu z jednej strony po wyrafinowane klimatyczne zdjęcia. Nie wszystkie
odpowiadają moim kryteriom estetyki i erotyzmu ale z dużą przyjemnością odnotowała
obecność kilku moich osobistych faworytów: Federic Fontenoy, Sean McCall, VladGansovsky czy Bruno Bisang. Prezentacja urozmaicona animacjami pomiędzy
poszczególnymi kadrami , zdecydowanie więcej niż zwykły pokaz slajdów. Ta
stylizacja zdecydowanie bardziej odpowiada moim gustom niż instalacje video z
pod szyldu SukaOff czy wyświetlane w stroboskowym tempie bliżej nie
zidentyfikowane obrazy w ClubRocku.
Wracając do samego konkursu to zaniemówiłam widząc na czym
polega. Poczułam się jak na wiejskim weselu. Uczestnicy brali udział w
konkursie parami, jedna osoba wypijała kieliszek alkoholu a następnie obie
dmuchały baloniki w celu ich rozpęknięcia. Eeeee? Co autorzy mieli na myśli nie
mam pojęcia, ale z klimatem i tematyka imprezy miało to się tak, jak
przysłowiowy kwiatek do kożucha. Zwycięzcy otrzymali kuponu rabatowe do sklepu
Refform, które niewątpliwie zamienią na jakieś zabawki.
Drugi konkurs – równie długo oczekiwany – miał cenne nagrody
ale rywalizacja o nie była zdecydowanie bardziej wymagająca. Wykonawcami i
jurorami w konkursie byli nie kto inny jak G&S tym razem przedstawieni jako
najskuteczniejsi oprawcy w kraju. Zwycięzcą konkursu miała zostać osoba, która przyjmie
najwięcej batów z rąk oprawców-jurorów. Nie do końca jasne były zasady
batożenia ale wybrańcy dzielnie walczyli o ufundowane przez Absynt gorsety. Ten
konkurs nie miał w sobie nic z parodii i teatru – razy były równie solidne co
narzędzia, a oprawcy bezwzględni. Odsłonięte pośladki i uda na długo zapamiętają
tę rywalizację. Czy było warto? Nie wiem, o to trzeba zapytać właścicieli tych
pośladków ;).
Od czasu wprowadzenia zakazu palenia w klubach była to moja
pierwsza impreza w oparach nikotyny i musze powiedzieć, że odzwyczaiłam się od
tej niedogodności. Paradoksalnie tym razem na świeże powietrze przed klubem
wychodzili nie palacze na dymka ale niepalący, żeby odetchnąć i dać odpocząć
oczom. Świat się zmienia.
Zapowiedziana aukcja niewolników nie odbyła się, powody
zmiany planów nie zostały podane do wiadomości. Szkoda bo zapowiadało się na
odmienna niż poznańska konwencję. Zobaczymy kto będzie następny.
Reasumując Kocioł w
takim wydaniu w jakim zaprezentował się podczas FOM6 jest najbardziej
odpowiednim do klimatycznych zabaw klubem warszawskim, w jakim zdarzyło mi się
bawić. Dobrze byłoby popracować nad różnicami poziomów po wyburzonych ściankach
w sali głównej czy na końcu schodów w loszku czy toaletami ale generalnie
uważam, że idzie ku dobremu. Zdecydowanie duży plus za obsługę, która jako
pierwsza dała wzór jak może wyglądać strój służbowy pasujący do okoliczności. I
raz jeszcze szacun za loszek. I chyba największą zasługą Pluszowego i Gryzaka jest
to, że stworzyli miejsce – przestrzeń i czas – do klimatycznych zabaw.
Zdecydowanie powinni popracować nad dywersyfikacją artystów bo to pozostaje w
ich gestii. Na ile ludzie będą chcieli się bawić na całego – tego nie wie nikt.
Dobrym rozwiązaniem było odejście od akredytacji, formularzy
rejestracyjnych i temu podobnych inicjatyw z przeszłości. Najprostsze
rozwiązania bywają najpraktyczniejsze. Prośba o wejściówki, zwrotnie numer
konta, w opisie przelewu adres mailowy zgłoszenia, zaproszenie to adaptacja
plakatu imprezowego. Bonus w postaci żetonu do baru także wart jest odnotowania
po stronie plusów.
Kolejna impreza póki co zapowiedziana nie jest ale jeśli
spojrzeć na poprzednie to pewnie na wiosnę. Czy się wybiorę? Nie wiem. Duży
wpływ na decyzję będzie miał program artystyczny – jeśli trzy na cztery atrakcje
będą w wykonaniu G&S to raczej mało prawdopodobne, kuszące jest natomiast miejsce.
Pożyjemy zobaczymy, póki co o FOM7 na
razie nie słychać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz