31 października 2011

Fetyszomania widziana z bliska


Organizatorka po przejściach i impreza z przeszłością parafrazując tekst Agnieszki Osieckiej powiem na początek. Tym razem termin nie kolidował z innymi planami więc w pierwszy październikowy wieczór udaliśmy się na Bema zostawiwszy w domu oczekiwania. No może poza jednym – wszak zapowiedziano aukcję…

Klub znany wydawać  się mogło, wszak jako NoMercy  przygarniał czasami i mnie. Wraz ze zmianą nazwy i managementu zmieniło się samo wnętrze. Zwykły ale jakże miły akcent kiedy tuż za progiem spotyka się gospodarzy z uśmiechem witających gości. 

Zamiast wszechobecnej czerni z odcieniem szatańsko-gotyckim podwoje otworzyło przestronne i jasne wnętrze, z przytulnie rozmieszczonymi stolikami i klimatycznymi akcentami dekoracyjnymi. Nie wiem na ile dekoracje są stałym elementem a na ile należą do wystroju fetyszomaniowego, ale fakt pozostaje faktem, że są. W głównej sali na jednej ze ścian grafiki Gryzaka, na innej manekiny w maskach przeciwgazowych, a na kolejnej pokaźnych rozmiarów drewniany X o wiadomym przeznaczeniu. Pod deskami sceny zaś gustownie przyozdobiony skórzanymi obrożami, opaskami i temu podobnymi zabawkami ni mniej ni więcej tylko regularny loszek. Jedna jego cześć wydzielona ażurową przegrodą z drutu tworzy przestronną i wielozadaniową klatkę. Tam też przy stoliku oddawaliśmy się rozmowom towarzyskim. 

Wkrótce w loszku zrobiło się ciaśniej, bo jak na nieźle wyposażony playroom pojawili się goście do zabawy skorzy.  Z dużych zabawek na odnotowanie zasługują meble z BDSMstuff, a w pierwszej kolejności fotel będący wariacją na temat czyli bardziej użyteczną i wszechstronną wersją fotela ginekologicznego zaprojektowaną specjalnie dla celu unieruchamiania osoby na nim siedzącej.

  Fotel Aurora - zdjęcie wykorzystane za zgodą producenta BDSMstuff

Całkiem wszechstronne urządzenie i chociaż preferuję raczej drewno niż metal to doceniam zarówno solidność wykonania jak i stronę użytkową mebla. Pierwsza użytkowniczka odziana w latex posiedziała sobie dłuższą chwilę solidnie przypięta i jak na gumoluba została pogłaskana tu i ówdzie. Jednakże w dalszej części wieczoru zmuszona była jedynie patrzeć bo u jej stóp rozgrywała się kolejna scena. Dość powiedzieć, że z udziałem kolejnego mebla, który co prawda nazywany jest standem ale w tym przypadku był raczej leżanką.

   Spanking stand - zdjęcie wykorzystane za zgodą producenta BDSMstuff


Jedna baba drugiej babie czyli o tym ile (nie)przyjemności może dać kobiecie Kobieta. A było w czym wybierać bo chłosta, i penetracja, i sutków męczenie a nawet knebel z męskiego przyrodzenia ale nie zabrakło także kojącego dotyku. Pod koniec w loszku zrobiło się już całkiem tłoczno, wszystkie miejsca siedzące i stojące pozajmowane zostały przez przyglądających się damskiej aktywności gości. To właśnie jest wartością dodaną dobrej imprezy – kiedy cudza przyjemność w połączeniu z pewna dozą ekshibicjonizmu staje się atrakcją dla innych.

    Ława bondage - zdjęcie wykorzystane za zgodą producenta BDSMstuff

Pomimo atrakcji dolnego poziomu część czasu spędziliśmy także przed sceną. Z jednej strony po to, żeby pogadać, z drugiej pooglądać. Towarzysko największych zaskoczeniem była obecność delegacji rzeszowskiej, a w szczególności jej żeńskiej części. Lata upłynęły odkąd ostatnio się widziałyśmy. Ale ta wizyta zwiastuje stabilizację na południowowschodnich rubieżach co niewątpliwie mnie cieszy. 

Dużą niedogodnością w uczestniczeniu był brak mikrofonu, dzięki któremu możliwe byłoby skuteczne poinformowanie gości co się aktualnie dzieje na cenie głównej. Podejrzewam więc, że delektując się kobiecą uległością w loszku to i owo na górze umknęło mojej uwadze. Sama organizacja pokazów niestety pozostawia trochę do życzenia, szczególnie jeśli chodzi „czas start” bo „do biegu, gotowi…” przećwiczone zostało idealnie. Nowego znaczenia nabrało słowo „niebawem” oraz jego zamiennik „za chwilę”. Nie bardzo rozumiem cel ogłaszania rozpoczęcia pokazu, na który to trzeba na standby odczekać trzydzieści czy czterdzieści minut. Rozumiem powody opóźnienia – wszak wszystkie pokazy realizowane były tym samym zestawem osobowym, a w takim przypadku potrzeba więcej czasu na przygotowanie zarówno scenografii jak i ubiorów czy chociażby na tak trywialną kwestię jak chwila oddechu. To niestety nasuwa mało budujące pytanie – czyżby dziś jedynymi czynnymi performerami w klimacie byli GanRaptor & Slaanesh? Jeśli tak to trochę to smutne bo monopol w dłuższym horyzoncie czasowym się nie obroni. Już dziś wiadomo, że byli główną atrakcją czterech imprez w ciągu dwóch miesięcy w Warszawie i Poznaniu. Jak tak dalej pójdzie to będzie jak w starym dowcipie, w którym pijak próbując dostać się do swojego mieszkania dzwoni do „różnych” drzwi, które „dziwnym zbiegiem okoliczności” otwiera wciąż ta sama osoba. I w końcu pada zdanie – to gdzie ja mieszkam skoro pani mieszka wszędzie? Pokazy G&S są bez wątpienia na bardzo wysokim poziomie technicznym i spokojnie mogłyby zostać pokazane na okrzepłej zachodniej scenie ale po prostu mnie się chce zobaczyć coś nowego. Zresztą chyba nie jestem w tym osądzie odosobniona bo spora część gości nie podeszła pod scenę pozostając przy stolikach. 

Pierwszy pokaz klasyczny dla duetu G&S – odrobina przemocy i zapasów w parterze zakończona zawieszeniem zasznurowanej. Dobra dynamika sceny, profesjonalne sznurowanie, ale scenariusz powtórkowy.

Przed sceną elegancka, klasyczna stalowa klatka. Stała samotnie w kącie czekając – jako rekwizyt – na swoje pięć minut na scenie. Na szczęście nie wiedzieliśmy o tym i wykorzystaliśmy ją bez skrupułów umieszczając w niej zagumowanego kolegę. Zabawka jak z Nimhneach choć mniej mobilna dała nam sporo przyjemności. Co prawda w najmniej odpowiednim momencie zabawkę nam odebrano i kolejne pół godziny odstała bezczynnie na scenie w oczekiwaniu na kolejnego lokatora. Tu podpowiedź dla organizatorów podpatrzona na irlandzkiej ziemi – umieszczenie klatki na drewnianej palecie na kółkach znacząco podnosi jej użyteczność choćby dlatego, że do przemieszczenia nie potrzeba dwóch silnorękich wystarczy się o nią mocniej oprzeć. Po drugie wersja na kółkach pozwala obwozić w niej lokatora bez większego wysiłku.

  Klatka - zdjęcie wykorzystane za zgodą producenta BDSMstuff

Drugi pokaz klasyczny FemDom dziejący się częściowo na parkiecie z wykorzystaniem krzyża częściowo na scenie. W scenie wykorzystano także klatkę erekcyjną, chłostę, zamknięcie w klatce, spacer na smyczy. Unieruchomienie w wersji częściowego podwieszenia oraz zabawę woskiem w dwóch wersjach – igiełkowo-tortowej oraz tradycyjnej świecowej. Do finale grande zaproszona została także Mistress Stilena, która odcisnęła swoje piętno na uległego ciele ;).

Impreza odbywała się w szóstą rocznicę Fetish Nation Party i z tej okazji postanowiliśmy uhonorować determinację i odwagę jej organizatora Utaszzza specjalnie na tę okazję spreparowaną statuetką. Poza tabliczką z okolicznościowym napisem i tytułem Utaszzz Fetyseusz Pierwszy oskarowa figurka otrzymała czarne latexowe szorty i taką samą maskę. Ten epizod został zaanonsowany organizatorom zaraz po naszym przybyciu więc było nam niezmiernie miło, że wyrazili nań zgodę. Próby zalatexowania statuetki były na tyle czasochłonne, że w rezultacie nie zostały uwiecznione ale laureat obiecał przesłać pamiątkową fotkę.

Zapowiedź konkursu, którego inauguracja odwlekała się w czasie była impulsem do przyjrzenia się temu, co było prezentowane na białym ekranie. A był to zbiór fotografii różnych od gazetowych rozkładówek po klasykę aktu z jednej strony po wyrafinowane klimatyczne zdjęcia. Nie wszystkie odpowiadają moim kryteriom estetyki i erotyzmu ale z dużą przyjemnością odnotowała obecność kilku moich osobistych faworytów: Federic Fontenoy, Sean McCall, VladGansovsky czy Bruno Bisang. Prezentacja urozmaicona animacjami pomiędzy poszczególnymi kadrami , zdecydowanie więcej niż zwykły pokaz slajdów. Ta stylizacja zdecydowanie bardziej odpowiada moim gustom niż instalacje video z pod szyldu SukaOff czy wyświetlane w stroboskowym tempie bliżej nie zidentyfikowane obrazy w ClubRocku.

Wracając do samego konkursu to zaniemówiłam widząc na czym polega. Poczułam się jak na wiejskim weselu. Uczestnicy brali udział w konkursie parami, jedna osoba wypijała kieliszek alkoholu a następnie obie dmuchały baloniki w celu ich rozpęknięcia. Eeeee? Co autorzy mieli na myśli nie mam pojęcia, ale z klimatem i tematyka imprezy miało to się tak, jak przysłowiowy kwiatek do kożucha. Zwycięzcy otrzymali kuponu rabatowe do sklepu Refform, które niewątpliwie zamienią na jakieś zabawki. 

Drugi konkurs – równie długo oczekiwany – miał cenne nagrody ale rywalizacja o nie była zdecydowanie bardziej wymagająca. Wykonawcami i jurorami w konkursie byli nie kto inny jak G&S tym razem przedstawieni jako najskuteczniejsi oprawcy w kraju. Zwycięzcą konkursu miała zostać osoba, która przyjmie najwięcej batów z rąk oprawców-jurorów. Nie do końca jasne były zasady batożenia ale wybrańcy dzielnie walczyli o ufundowane przez Absynt gorsety. Ten konkurs nie miał w sobie nic z parodii i teatru – razy były równie solidne co narzędzia, a oprawcy bezwzględni. Odsłonięte pośladki i uda na długo zapamiętają tę rywalizację. Czy było warto? Nie wiem, o to trzeba zapytać właścicieli tych pośladków ;).

Od czasu wprowadzenia zakazu palenia w klubach była to moja pierwsza impreza w oparach nikotyny i musze powiedzieć, że odzwyczaiłam się od tej niedogodności. Paradoksalnie tym razem na świeże powietrze przed klubem wychodzili nie palacze na dymka ale niepalący, żeby odetchnąć i dać odpocząć oczom. Świat się zmienia. 

Zapowiedziana aukcja niewolników nie odbyła się, powody zmiany planów nie zostały podane do wiadomości. Szkoda bo zapowiadało się na odmienna niż poznańska konwencję. Zobaczymy kto będzie następny.

Reasumując  Kocioł w takim wydaniu w jakim zaprezentował się podczas FOM6 jest najbardziej odpowiednim do klimatycznych zabaw klubem warszawskim, w jakim zdarzyło mi się bawić. Dobrze byłoby popracować nad różnicami poziomów po wyburzonych ściankach w sali głównej czy na końcu schodów w loszku czy toaletami ale generalnie uważam, że idzie ku dobremu. Zdecydowanie duży plus za obsługę, która jako pierwsza dała wzór jak może wyglądać strój służbowy pasujący do okoliczności. I raz jeszcze szacun za loszek. I chyba największą zasługą Pluszowego i Gryzaka jest to, że stworzyli miejsce – przestrzeń i czas – do klimatycznych zabaw. Zdecydowanie powinni popracować nad dywersyfikacją artystów bo to pozostaje w ich gestii. Na ile ludzie będą chcieli się bawić na całego – tego nie wie nikt. 

Dobrym rozwiązaniem było odejście od akredytacji, formularzy rejestracyjnych i temu podobnych inicjatyw z przeszłości. Najprostsze rozwiązania bywają najpraktyczniejsze. Prośba o wejściówki, zwrotnie numer konta, w opisie przelewu adres mailowy zgłoszenia, zaproszenie to adaptacja plakatu imprezowego. Bonus w postaci żetonu do baru także wart jest odnotowania po stronie plusów.
Kolejna impreza póki co zapowiedziana nie jest ale jeśli spojrzeć na poprzednie to pewnie na wiosnę. Czy się wybiorę? Nie wiem. Duży wpływ na decyzję będzie miał program artystyczny – jeśli trzy na cztery atrakcje będą w wykonaniu G&S to raczej mało prawdopodobne, kuszące jest natomiast miejsce.  Pożyjemy zobaczymy, póki co o FOM7 na razie nie słychać.

Brak komentarzy: