25 grudnia 2009

Dwie trzecie

Bliżej niż dalej już do końca. Obowiązkowe wizyty odbębnione, sztuczne uśmiechy i dobra mina do sytuacji. Dzieckiem będąc uwielbiałam święta, dziś z nich wyrosłam. Nie są nawet dniem wolnym od pracy bo udawanie świątecznego nastroju jest nie mniej męczące niż każda inna praca. I cieszą mnie niezmiernie takie fakty jak otwarte kina, jak premiery filmów zaplanowane właśnie na dwudziestego piątego grudnia. Już nawet sam kościół traktuje nietykalne do niedawna tradycje jako przybliżenie a nie aksjomat – żeby się papież nie zmęczył pasterka o dwudziestej trzeciej a nie dwudziestej czwartej. Krajowa rada radiobufonów i telenadzorców zdejmuje emisję raklamy Hoopcoli – pierwszej od dawna zabawnej i ciekawej reklamy na szklanym ekranie – bo obraża uczucia religijne. Dwanaście potraw staje się umowne zarówno pod względem ilości jak i rodzaju. Kolędy zamiast w kościołach rozbrzmiewają w sklepach.

Co to ma wspólnego z obrazem świąt jaki pamiętam z dzieciństwa? Nic. Kompletnie nic. Więc nie widzę sensu w celebrowaniu czegoś, co nie jest nawet wspomnieniem tradycji. Czas już na nowy model tradycji uwspółcześniony, ale póki co został jeszcze jeden dzień.

Brak komentarzy: