12 czerwca 2004

Moje pierwsze zadanie domowe

Czemu nie odpowiadasz? Otworzyłam się przed Tobą. Pokazałam moje pragnienia i nic. Nawet odpowiedzi. Czekam. Już zaglądam do poczty kilkanaście razy dziennie. Ciągle nic.Piątek. Dziś nie mam ochoty nawet na sex. Za kwadrans przyjdą goście. Muszę się zebrać. Wziąć prysznic. I zejść. Wolałabym zostać w łóżku. Zabrać tam komputer i czekać, że może się odezwiesz. Ale obowiązki, konwenanse, sam rozumiesz.A może jesteś na chacie? Loguję się. Dlaczego to tak długo trwa. Już jest. Nick jak zwykle. Na co liczę. Nie było Cię wczoraj, ani przedwczoraj. Może byłeś tu przypadkiem. Patrzę, kto jest zalogowany. Boże, nie pamiętam nicka. Nie wiem nawet jak masz na imię. Klęska. Próbuję sobie przypomnieć. To chyba był Poznań. Tak. Na pewno. Nie chciałam zaczynać tej rozmowy. Geografia. Co jeszcze? Czy było imię? Nie. Chyba nie. Liczba. Wiek. Coś podobny do mojego. Wiem. 35. Widzę już, że jesteś. Ręka mi drży. Zanim zdążyłam kliknąć otwiera się okno z Twoim przywitaniem. Teraz drżę już cała. Czuję ściskanie w gardle. Słyszę podjeżdżający samochód. Goście przyjechali. A ja w proszku. Na ekranie pojawiają się Twoje słowa. Nie mogę odejść. Nie teraz, kiedy do mnie mówisz. Pragnę tych słów. Łapczywie spijam je z ekranu, linijka po linijce, słowo po słowie, litera po literze. Nie odbierałeś poczty... Nie było Cię na chacie... Dziś... Dziś przeczytałeś mój list... Szukasz mnie... Po prostu dygoczę ze szczęścia. Nagle słowa nie są już takie kojące. Nie mogę... Odległość... Związek... Podwójne życie... Te słowa są jak wymierzane policzki.

Siedzę przed monitorem nadstawiam drugi policzek. Cały mój światek rozprysnął się jak mydlana bańka. I tylko oczy szczypią. Łzy kapią wprost na klawisze, jakby same chciały coś wystukać. Ale co może łza, maleńka słona kropla. Nie mogę krzyczeć. Trzy metry pod moimi stopami zaczyna się impreza. Wołają mnie. A ja siedzę jak zahipnotyzowana i nie jestem w stanie pokonać ciążenia, które wepchnęło mnie głęboko w fotel. Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego? Zaufałam, otworzyłam się i dostałam za to po nosie. Twoje argumenty są rzeczowe i prawdziwe. Może dlatego tak bolą. Co ja mam zrobić? Co? Co?I te Twoje słowa, ciągle takie ciepłe. Nie mówisz do nie suko. Nazywasz mnie Kochanką. Płaczę. Bezgłośny wyraz mojej rozpaczy z pluskiem rozpryskuje się na klawiaturze. Skąd możesz wiedzieć, jaki wydźwięk ma dla mnie to słowo. Kochanek, Kochanka to dla mnie najpiękniejsze słowo jakim można obdarzyć drugą osobę. Żadne inne nie niesie ze sobą takiego ładunku emocji, erotyzmu i miłości. Nigdy nie rozumiałam dlaczego w społeczeństwie ma ono zabarwienie pejoratywne. To świętokradztwo. Słyszę wołanie z dołu. Ktoś chce po mnie przyjść. Nie, nie teraz. Nie wolno. Nie tutaj. Zaraz schodzę wołam przez ramię i zaczynam stukać. Nie wiem, co pisałam. Po prostu nie wiem. W końcu proszę jedynie o kontakt wirtualny. Chociaż nie wiem jaką może on mieć dla Ciebie wartość. Może uznasz to stratę czasu. Godzisz się na to. Twoje słowa znów mnie tulą. A ja nie przestaję płakać. Tym razem z radości. Nie odtrącił mnie! Bogu dzięki. Moje pudło pełne słodyczy z najwyższej półki zostaje przeniesione na wysoką wieżę i zamknięte. Ale ciągle istnieje. Pragnę Twojego dotyku. Widzę, że też jesteś poruszony. Chyba nie tak zamierzałeś ze mną rozmawiać. Coś wymknęło się z pod kontroli. Zaiskrzyło. A może to tylko moja wyobraźnia?Musze już iść, naprawdę, zakończyć te ukradzione minuty, które dały tyle bólu i tyle radości. Żołądek podchodzi do gardła. Chcę krzyczeć. Nie mogę. Znowu piszesz. Wyznaczasz mi zadanie. Czy to kara? Nie wiem. Ale zadanie jest dla mnie trudne. Wiesz o tym. Pytasz czy to zrobię. Chwila wahania. Wiem, że będzie ciężko. Słyszę kroki na schodach. Wykonam. Oczywiście, że wykonam. Dla Ciebie zrobię to.

Muszę się wyłączyć jak najszybciej. Twoje słowa ciągle napływają. Dajesz rady odnośnie zadania, pozwalasz na łagodniejszą jego wersję. Dziękuję za to. Chciałabym się tulić do Ciebie, ale muszę to przerwać. Wyłączam chat, łapię bluzkę idę do schodów. Uświadamiam sobie, że nie zdążyłam wziąć prysznica. Perfumy. Szybko. Gdzie one są? Poprawiam fryzurę. Rzut oka w lustro. Oczy zapuchnięte. Powiem, że szampon dostał mi się oka. Pudruje twarz. Wychodzę na spotkanie gości. Zapomniałabym. Uśmiech. Musi być. Towarzystwo jest już po drinku. Proszę o gin z tonicem. Nie mogę opanować drżenia ręki. Jestem na granicy omdlenia.Zabawiam gości rozmową, ale myślami jestem gdzie indziej. Analizuję sytuacje, która była moim udziałem przed chwilą. I pytania zaczynające się od dlaczego? Muszę się zdystansować Koniec świata nie nastąpił. Jedynie doszło do rozdzielenia się kontynentów. Ziemia jest okrągła. Muszą się kiedyś zetknąć, choćby i po drugiej stronie świata. Wierzę w to. Zadanie. Myśl o zadaniu, powtarzam sobie w duszy. To teraz najważniejsze. Muszę udowodnić, że podjąłeś słuszną decyzję. Kończę drugiego drinka, proszę o kolejnego. Towarzystwo patrzy oniemiałe. Nigdy nie piję więcej niż dwa, słabo znoszę alkohol. Ale teraz potrzebuję czegoś, co ukryje mój stan. Rozmawiamy. Jest miło. Proszę o kolejnego drinka. Wiem, że będą kłopoty ze wstaniem. Trudno, taka cena. Czasami człowiek musi, po prostu musi... Goście wychodzą wcześnie, przed dwudziestą trzecią. Nie wiem dlaczego. Zwykle siedzą do drugiej, trzeciej. Nie ważne. Jestem im wdzięczna. Sprzątanie zostawiam na rano. A teraz szybciutko na górę. Chcę wejść na chat. Po co? Ciebie tam nie ma. Też masz dzisiaj gości.

Brak komentarzy: